Donald Trump wydał rozkaz ataku rakietowego na cele syryjskiego reżimu Baszszaara al-Assada. To odpowiedź na atak chemiczny sprzed kilku dni, za który Amerykanie oskarżają siły rządowe.

„Żadne dziecko Boga nigdy nie powinno przeżywać takiej grozy” - stwierdził prezydent USA. Do ataków użyto rakiet Tomahawk wystrzelonych z amerykańskich okrętów wojennych. Odwet poparły kraje Unii Europejskiej, Japonia, Australia, Turcja, Izrael i Arabia Saudyjska. Atak potępił Iran, oraz oczywiście Rosja, która zażądała zwołania specjalnej sesji Rady Bezpieczeństwa ONZ.

Rzecznik Pentagonu oświadczył, że celem nie były obiekty, gdzie przebywa wojsko rosyjskie. Skorzystano ze specjalnego kanału łączności z Rosjanami, którzy zostali ostrzeżeni o możliwym ataku. Według Syryjczyków zginęło 6 żołnierzy, a wielu zostało rannych. Wystrzelonych zostało 59 pocisków, które zniszczyły wszystkie samoloty w bazie Szajrat.

Amerykański prezydent pokazał jasno, że USA nie będą biernie przyglądać się ludzkim tragediom i spolegliwie traktować zapędów agresorów. Stany Zjednoczone prawdopodobnie wrócą do roli światowego żandarma, oczywiście w takich rejonach, gdzie mają swoje interesy. Trump jasno przeciwstawił się obecnym w regionie Rosjanom, którzy jawnie wspierają reżim Assada.

Tomasz Teluk