W tym roku przygotowywałem się do uroczystości rocznicy poświecenia bazyliki św. Franciszka w Krakowie, jak zawsze, przez wybranie czytań na Msze św. Ich bogactwo w lekcjonarzu jest duże. Znalazłem również kazania, które wygłosił po ostatnim wielkim pożarze bazyliki (1850 r.) ks. Karol Antoniewicz, jezuita. Poprzez słowo Boże i dramataczne losy naszej bazyliki, można zobaczyć też swoje serce. To wzywa do dziękczynienia - Eucharystii w tym miejscu.

Czytania, które proponuję: Ez 43, 1-2. 4-7a; Ef 2, 19-22; Łk 19,1-10

Tego kościoła miało nie być…

Potężny pożar w Krakowie, w1850 r., zniszczył poważnie bazylikę św. Franciszka z Asyżu, wiele domów i kilka innych kościołów. Były wątpliwości co do odbudowy… w całości ocalały jednak kaplice boczne (Matki Bożej Bolesnej, Męki Pańskiej i bł. Salomei). To był trzeci w historii i najpoważniejszy w skutkach dla tego miejsca pożar.

22 sierpnia 1850 r. pośród popiołów bazyliki stanął słynny wówczas kaznodzieja ks. Karol Antoniewicz, jezuita. Wygłosił trzy kazania w ocalałych kaplicach i jego głos był istotny w obudzeniu nadziei franciszkanów i nie tylko mieszkańców Krakowa. Ks. Antoniewicz tak rozpoczął swoje Triduum: „W Imię Boga w Trójcy Świętej jedynego na cześć i chwałę tej Matki Bolesnej pod której obrazem stoimy i wszystkich Patronów i Patronek kraju naszego, rozpoczynamy dziś odbudowanie zgorzałej świątyni Pańskiej”… A w trzecim kazaniu, w kaplicy Męki Pańskiej, mówił z wielkim przekonaniem: „Da Bóg, da Bóg… jeszcze będzie ten zimny marmur pić gorące łzy, jeszcze odbiją się o te mury serc westchnienia”.

Bóg dał, franciszkanie, krakowianie i wiele dobrych serc zaufało i bazylika św. Franciszka nie tylko została odbudowana, ale wypełniła się nową chwałą. Wyspiański nadał jej nowy kształt; bardzo franciszkański i polski w czasie kiedy Polski jeszcze oficjalnie na mapie Europy nie było.

Tej świątyni miało nie być…

Jezus zwraca się do schowanego na drzewie Zacheusza: „dziś muszę zatrzymać się w Twoim domu” (Łk 19,5). Skąd ten „przymus”. Miłość przynagla najpierw Tego, który sam jest miłością, aby ze zbawieniem wejść do domu, który jeszcze nie należy do Pana i nie ma w sobie Jego miłości, nie jest zbawiony. Święta obecność Pana i Jego Ducha w człowieku została bowiem sprofanowana. Zacheusz to każdy grzesznik, który jest ciekawy Boga, ale jednocześnie uwikłany w złe interesy, krzywdzący bliźnich. Jezus wchodząc do domu Zacheusza, po prostu jest u niego z całą swoją chwałą i miłością. Spożywa posiłek, milczy. Ale dzięki tej obecności, miłosierdziu, przez które Jezus chce być na nowo z nami, Zacheusz powstaje z ruin: sam decyduje wynagrodzić krzywdy, publicznie wypowiada decyzje serca, nawraca się. Przyjął Jezusa, dlatego, że Jezus przyjął jego biedę duchową i ostatecznie sam Pan powiedział: „Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu…” (Łk 19,9).

Spełnia się proroctwo Ezechiela: po okresie niewoli i zniszczeniu świątyni, chwała Boża, nadeszła od wschodu, wypełniła odbudowaną świątynię i prorok usłyszał głos: „Synu człowieczy, to jest miejsce tronu mojego, miejsce podstawy mych stóp, gdzie chcę na wieki mieszkać” (Ez 43, 7a). Kiedy Jezus wszedł do domu Zacheusza, przede wszystkim zostało odnowione serce celnika i tego, który krzywdził innych. Pan swoja obecnością odbudował Go. Człowiek, który stracił Boga, staczał się w śmierć wieczną. Nie miało nas być… umieraliśmy, bo bez Boga „stworzenie zanika”…

Jest Kamień, jest Budowniczy, jest spoiwo…

Jest ruina i jest sposób odbudowy świątyni. Jest Kamień węgielny – Jezus Chrystus, jest spoiwo – miłość Boża objawiona i dawana nam darmowo w Nim. Jest więc nowe budowanie, nowy człowiek, wspólnota – Kościół i nowe kościoły dla chwały Pana. Nie możemy już powiedzieć, że jesteśmy obcymi dla Boga i siebie, przelotnymi pielgrzymami bez celu: „Nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga - zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus. W Nim zespalana cała budowla rośnie na świętą w Panu świątynię, w Nim i wy także wznosicie się we wspólnym budowaniu, by stanowić mieszkanie Boga przez Ducha” (Ef 2,19-22).

"W Nim wznosicie się…"

Myślę o swojej "ruinie", choćby tej małej, np. o słabej, byle jakiej modlitwie. Co mnie najbardziej rujnuje, osłabia, burzy w modlitwie? Łatwo mi przychodzi widzieć powód mojej ruiny w innych, w świecie. Ale przecież, po pierwsze, jest to moje spotkanie z Panem, nie ze światem czy innymi. On jest, przychodzi i jest! Mogę z Nim być. W Nim jest ucieszenie burzy i pokój. Mogę zobaczyć co mam oddać, aby być wolnym. Co to znaczy „w Nim wznosić się”, to znaczy rosnąć, dojrzewać?  Myślę dziś o św. Antonim z Padwy. Dziś jego uroczystość. Przecież Antoni wzrastał – tracąc. Zostawił bezpieczeństwo Kanoników Regularnych, stracił powołanie misjonarza, którym chciał być w Afryce - wylądował w Italii, nic nie działo się po jego myśli. Może te ostatnie 11 lat w drodze z Ewangelią było czasem, do którego dorósł – tracąc. Ile muszę zostawić, pożegnać, stracić na jednej modlitwie, aby usłyszeć: „Pójdź za mną”? Za każdym razem tyle, ile zostawię, o tyle wzrosnę w Nim, w Chrystusie. Ale na ruinach i popiołach mogą, i powstają rzeczy piękniejsze. Dzięki Ci Panie Jezu, że znowu sobie to uświadamiam  w odnowionym Twoim domu. 

o. Andrzeja Prugar OFMConv

Tekst ukazał się na portalu www.franciszkanie.pl