Ted, ostatnia nadzieja Republikanów

Kolejny już „super wtorek” wyeliminował następnego kontrkandydata dla Donalda Trumpa. Na polu boju został tylko centrowy gubernator z Ohio John Kasich i uznawany za ultrakonserwatystę Ted Cruz. Ale tak naprawdę, tylko ten drugi mógłby zastąpić drogę miliarderowi z Nowego Jorku.

Kierownictwo Partii Republikańskiej nie może być z tegorocznych prawyborów zadowolone. Ostatnia nadzieja republikańskiego establishmentu, Senator z Florydy, Marco Rubio, właśnie został znokautowany w rodzinnym stanie i zrezygnował z dalszego wyścigu o nominację. Wizja kandydatury Donalda Trumpa przeraża Republikanów. Prawie 48% ich wyborców nie chce głosować na nowojorskiego populistę. Jednak pozostali kandydaci wcale nie są spełnieniem marzeń prawicowego elektoratu. O Johnie Kasichu mówi się, że jest tak centrowy, że trudno go odróżnić od Demokraty. Jako jedyny z kandydatów nie sprzeciwia się istnieniu Obamacare. Za to Ted Cruz, Senator z Teksasu jest enfant terrible amerykańskiej Izby Wyższej, potrafiącym nawet oskarżyć o kłamstwa kierownictwo swojej partii.

Kryzys republikański

Kłopoty Partii Republikańskiej zaczęły się długo przed szalonym rajdem Donalda Trumpa. Od dłuższego czasu mówiło się o braku dobrego kandydata na Prezydenta w 2016 r. W 2012 w wyścigu wystawiono do walki Mitta Romneya, który zbił miliardy na wyrzucaniu pracowników z restrukturyzowanych firm. I to wszystko 4 lata po kryzysie, w wyniku, którego miliony ludzie straciło pracę i domy. Ta kandydatura była uosobieniem problemu toczącego Republikanów od dłuższego czasu. Partia ma obraz klubu bogatych, zadowolonych z siebie, białych panów. A w Ameryce, w której coraz większą rolę odgrywają mniejszości etniczne, i co ważniejsze, coraz więcej ludzi jest niezadowolonych, taki obraz to samobójstwo.

Już George Bush próbował zmienić wizerunek swojej partii. Starał się on zdobywać głosy mniejszości latynoskiej i tych mniej zamożnych Amerykanów połączeniem konserwatyzmu światopoglądowego z bardziej centrowym podejściem do gospodarki. Jednak wojna z terroryzmem zbyt mocno przylgnęła do wizerunku 43 prezydenta USA, i wpłynęło to negatywnie na całą partię. Kontynuatorem wizji Busha miał być Marco Rubio, sam będąc synem kubańskich imigrantów i spełnieniem „american dream”. Jednak Senator z Florydy okazał się zbyt robotyczny i plastikowy jak na obecne czasy. A potrzebę świeżego spojrzenia wypełnił Donald Trump, z populistyczno-izolacjonistycznymi hasłami zamiast programu.

Herbatka po teksańsku

Szansą na nowe otwarcie dla Partii Republikańskiej był z pewnością ruch Tea Party (Partia Herbaciana), powstały na fali sprzeciwu wobec Federalnego Systemu Ubezpieczeń Zdrowotnych zwanych potocznie Obamacare. Ruch ten odwołuje się do wolnościowych źródeł amerykańskiej państwowości, postuluje ograniczenie wpływów rządu federalnego i nawołuje do większego szacunku dla praw zapisanych w Konstytucji USA. „Herbaciarzom” udało się wprowadzić wielu swoich reprezentantów do Kongresu i szybko stali się bardzo dużą siłą wśród Republikanów. Wśród popieranych przez nich nowicjuszy szybko wyłoniło się kilka gwiazd. Jedną z nich jest Senator z Teksasu, Ted Cruz.

Ten urodzony w Calgary w Kanadzie polityk jednym z niewielu Senatorów pochodzenia latynoamerykańskiego. W przeciwieństwie do Trumpa i Sandersa, posiada świetne wykształcenie (Szkoła Prawnicza w Harwardzie) i spore doświadczenie w administracji federalnej, min. przy Prezydencie Bushu. Ze względu na swoje mocno prawicowe poglądy i antyestablishmentową retorykę, także wymierzoną w kierownictwo swojej partii, nie jest popularny pośród elit republikańskich. Jednak to jemu udało stać się twarzą ruchu Tea Party. Co więcej, jest pierwszą osobą, od czasu Ronalda Reagana, której udało się zjednoczyć konserwatywnych ewangelików i wolnorynkowych libertarian. I z takim konserwatywno-libertariańskim przekazem idzie do wyborów.

Latynoska przyszłość amerykańskiej prawicy

Partia Republikańska jest dzisiaj mocno podzielona. I podziały te wykorzystuje Donald Trump, który mimo poparcia zaledwie 1/3 Republikanów zmierza po ich nominację. Jednak proponowane przez niego połączenie antyrynkowego populizmu, ksenofobicznego natywizmu i śmiesznego, autorytarnego „maczyzmu” jest droga donikąd, zarówno dla Ameryki, jak i dla amerykańskiej prawicy. Wie o tym dobrze kierownictwo partii, które planuje obalenie kandydatury Trumpa na konwencji wieńczącej prawybory. Jednak coraz częstsze pojawiają się głosy, aby poprzeć Teda Cruza. Z sondaży wynika, że przeciwieństwie do Trumpa, ma on duże szanse na pokonanie Hillary Clinton. I jeśli Republikanie zdecydowaliby się na taki krok, być może od 2016 będziemy mieli pierwszego latynoskiego Prezydenta USA.   

Bartosz Bartczak