- Andrzej miał zawsze niezły ubaw, kiedy udało mu się mnie złapać i oblać - śmieje się w rozmowie z "Super Expressem" ojciec prezydenta, prof. Jan Tadeusz Duda, który opowiada o dzieciństwie Andrzeja Dudy i jego zachowaniach w śmigus - dyngus. Mały Andrzej używał strzykawki lub wiaderka, by polać swoich rodziców.

- W wielkanocny poniedziałek w rodzinie Dudów już od samego rana woda lała się strumieniami. Wszystko za sprawą małego Andrzeja, który budził się pierwszy i od wczesnych godzin zastawiał pułapki na swoich rodziców. - pisze se.pl

- Zawsze mieliśmy fajny śmigus-dyngus w domu. Robiliśmy sobie w domu zabawy z pułapkami na wodę. Umieszczaliśmy na przykład wiaderka nad drzwiami w łazience czy kuchni. I wtedy się działo! Woda lała się strumieniami! Najbardziej cierpiała na lanym poniedziałku moja małżonka, ale dzieci miały z tego powodu niezły ubaw - opowiada prof. Jan Tadeusz Duda.

- Pamiętam, że jak był mały, po cichutku brał strzykawkę, napełniał ją wodą i lał wszystkich jak popadnie. Robił to z zaskoczenia. Obrywało się wszystkim - mnie, żonie, siostrze. Potrafił tak prawie cały dzień. No a później było wielkie sprzątanie - dodaje prof. Duda.

- Dziś oblewamy się tylko symbolicznie - stwierdza tata prezydenta. Pytany o świąteczny stół, odpowiada, że królować będzie "oczywiście żurek, biały barszcz i makowiec. Andrzej go uwielbia. Mam nadzieję, że i w tym roku tak mu będzie smakował jak kiedyś"

kz/se.pl