Dzisiaj media obiegły doniesienia o rzekomych planach stworzenia europejskiego „superpaństwa” przez Francję i Niemcy. Ile w tym prawdy? Pytamy dziennikarza i publicystę Andrzeja Talagę.

 

Co Pan sądzi na temat dzisiejszych informacji dotyczących dokumentu sporządzonego przez Francuzów i Niemców, w którym ponoć snują oni wizje wielkiego państwa europejskiego?

Byłby ostrożny w kwestii tych doniesień i stwierdzeń o „superpaństwie”. Unia Europejska jest taką instytucją, w której, jeżeli jakieś rozwiązanie ma wejść w życie, wszyscy muszą się na nie zgodzić. Szczególnie w kwestiach tak fundamentalnych. Propozycja, która pada ze strony Francji i Niemiec to tak naprawdę nie żadne superpaństwo, ale propozycja zacieśnienia relacji między konkretnymi krajami w Unii. Podobne propozycje padały już zresztą podczas kryzysu zadłużeniowego południa Europy. Mowa tu o takim zacieśnieniu relacji, które pozwoliłoby na lepsze zarządzanie Unią. Wtedy ten pomysł był związany z zarządzaniem strefą euro i kontrolą rynku finansowego. Teraz ten pomysł zawęził się jeszcze bardziej, jako że nie dotyczy on krajów strefy euro, ale krajów-założycieli Wspólnoty Węgla i Stali czyli tych, które podpisały Traktat Paryski. Wydaje mi się, że jest to propozycja stworzenia „Unii kręgów”.

Jakich dokładnie kręgów?

Pierwszy krąg to ci członkowie, którzy zdecydowaliby się na powołanie instytucji para państwowych i rezygnację z jeszcze większej części swoich kompetencji. Drugi krąg stanowiłyby państwa, które nie chciałyby wejść do tego węższego kręgu, ale na przykład mają walutę euro. Takim krajem może być Austria, albo Słowenia. Trzeci krąg to kraje, które nie byłyby ani w „jądrze”, ani w strefie euro, lecz pozostawałyby na obrzeżach Unii Europejskiej. Z pewnością nie uczestniczyłyby one we wszystkich decyzjach podejmowanych przez UE jako taką. Zamiast jednej Unii mielibyśmy więc dwie lub trzy. Trochę taka rosyjska wańka-wstańka. Myślę, że to zmierza właśnie w tym kierunku, bo Niemcy i Francuzi wiedzą, że nie wszystkie kraje zgodzą się na zacieśnienie stosunków wewnątrz Unii tak, jak oni by chcieli.

Według doniesień medialnych w dokumencie przygotowanym przez Niemcy i Francję miałyby padać propozycję dotyczące stworzenia jednolitej unijnej armii, własnych służb specjalnych, odrębnego systemu karnego czy ujednolicenia systemu podatkowego. Rzeczywiście trudno uwierzyć, by państwa europejskie poszły na takie pomysły i rzekomą ideę „superpaństwa”…

O żadnym „superpaństwie” tak naprawdę nikt nie mówi. To jest nadinterpretacja i to trzeba stanowczo podkreślić. Nikt nie mówi przecież o wspólnej armii, tylko mówi się o wspólnych siłach europejskich, które mogłyby działać. Takie siły już zresztą istnieją, są to tzw. euro grupy bojowe, które jak dotąd nigdzie nie zostały użyte i są bezwartościowe bojowo. Tym samym jak sądzę, ten pomysł zmierzałby do tego, by powołać jakiś rodzaj sił zbrojnych Unii Europejskiej, które mogłyby być używane. Nie oznacza to, że powstanie jakaś armia europejska, która miałaby np. zastąpić NATO, bo tego przecież nie chciałyby ani Niemcy, ani Francja. One też wolą zachować suwerenność. Czy ktoś rzeczywiście wyobraża sobie, by Francja przekazała swoje kompetencje nuklearne armii europejskiej?

A więc hasła pojawiające się w mediach takie jak właśnie „jednolita armia”, czy „jeden system podatkowy” możemy traktować z dużym przymrużeniem oka?

Niektóre tak, niektóre nie. Wspólny system podatkowy w Unii jest wg mnie dużo bardziej prawdopodobny, niż stworzenie wspólnej armii. Takie postulaty już padały, a Polska bardzo mocno się im przeciwstawiała. To jest bardziej realny pomysł i możliwy do zrealizowania przynajmniej w części Unii, we wspomnianym „twardym jądrze”, albo strefie euro. Podobnie wspólna polityka socjalna, czy imigracyjna, albo wspólna straż graniczna, na którą zresztą zgodziła się Polska. To są pomysły, które mogłyby wejść w życie, ale wspólna armia nie.

Mówiąc o owych wewnętrznych kręgach, minister Witold Waszczykowski skomentował ten pomysł, mówiąc, że tworzenie takich podziałów wewnątrz Unii to droga do jej ostatecznego rozpadu. Jakie skutki mogłaby przynieść idea owych „kręgów”?

Efekty mogłyby być takie, że prawdziwą Unią Europejską byłby tylko krąg pierwszy. Krąg drugi, a szczególnie krąg trzeci, w którym mogłaby się znaleźć Polska, stanowiłyby państwa afiliowane przez Unię Europejską, ale nie objęte wszystkimi jej gwarancjami. Na przykład jakiś konflikt handlowy z jednym z naszych sąsiadów, jak miało to miejsce w przypadku embarga na mięso, mógłby nie znaleźć poparcia wszystkich członków Unii. Zostalibyśmy w tej konfrontacji sami. Przede wszystkim jednak taki podział na kręgi spowodowałby rozmontowanie systemu bezpieczeństwa w Europie, który opiera się zarówno na NATO, jak i na Unii takiej, jaka ona jest obecnie.

Bardzo dziękuję za rozmowę

Rozmawiał MW