Antoni Macierewicz określił ostatnie przeloty rosyjskich bombowców nad Bałtykiem jako demonstrację rosyjskiej siły i chęć pokazania, kto rządzi w regionie. Jakie będą skutki tych wydarzeń dla Rosji oraz dla Polski? Pytamy dziennikarza Andrzeja Talagę.

 

Ile prawdy jest w stwierdzeniu polskiego ministra, że mamy do czynienia z „rutynowym” sposobem działania Rosjan?

Jest w tym dużo prawdy. Tak naprawdę jest to działanie rutynowe i nie rutynowe. Ma ono dwa aspekty. Pierwszy to rzeczywiście typowe dla Rosjan sprawdzanie gotowości obronnej systemów NATO, gotowości obrony przeciwlotniczej, systemów namierzenia i nakierowywania. W systemach radarowych NATO cały czas następują modyfikacje i Rosjanie to regularnie testują. Jest to sprawdzanie takie jak w II wojnie światowej, próba na ile można podejść, zanim systemy obronne zadziałają. Jest to badanie czasu i tempa reakcji. Temu też służą praktykowane od lat nadlatywania rosyjskich samolotów w przestrzeń powietrzną krajów bałtyckich, gdzie pary samolotów NATO mają „dyżury” i zawsze podrywają się w takich wypadkach, ale Rosjanie i tak sprawdzają, czy coś w systemach bezpieczeństwa się nie zmieniło. Podobnie okręty podwodne wysyłanie w rejon Szwecji, to wszystko służy sprawdzeniu, jak reaguje druga strona.

To są działania rutynowe. A ten nie rutynowe?

Takim działaniem jest właśnie prowokacyjne pokazywanie „kto tu rządzi”, o jakim mówił Antoni Macierewicz. Takie znamiona miały właśnie te ostatnie działania. Było to działanie, którym Rosjanie mówili „nie zgadzamy się, jesteśmy gotowi również to demonstracji zbrojnych”. Rosja pokazała, że nie zgadza się na rozszerzanie obecności NATO na wschodzie, zrobiła to jednak rzeczywiście w sposób prowokacyjny.

Jaka reakcja na te działania nad Bałtykiem byłaby właściwa z naszej strony?

Z jednej strony możemy mówić, że się dzieje źle i to przejaw agresji, ale z drugiej strony można uznać, że to bardzo dobrze, że mają miejsce takie prowokacje i niech ich będzie jak najwięcej. Dlaczego? Dlatego, że dzięki takim wydarzeniom nasza argumentacja wobec NATO staje się coraz bardziej wiarygodna. Jeżeli nasi partnerzy w Pakcie Północnoatlantyckim, czy w Unii Europejskiej będą widzieć, że Rosjanie zachowują się w sposób nieodpowiedzialny, prowokują i mogą dokonać uderzenia lotniczego lub lądowego, zauważą też, że potrzebujemy wzmocnionej obecności wojsk NATO i że polepszenie systemów reagowania jest potrzebne. Im więcej takich prowokacji, tym lepiej z naszego punktu widzenia, bo są to najmocniejsze argumenty dla NATO w kwestii wzmocnienia wschodniej flanki.

Skoro takie mogą być konsekwencje tych działań Rosjan, czemu decydują się na oblatywania nad Bałtykiem?

Szczerze mówiąc nie wiem. Rosjanie mają talent do strzelania samemu sobie w stopę od czasu do czasu. Niektórzy komentatorzy wygłaszają pogląd, że Rosjanie chcą w ten sposób odstraszyć Europejczyków, zwłaszcza Niemców i Francuzów od zaangażowania się we wzmocnienie struktur NATO. To może działać w płytkim wymiarze politycznym, ale w głębszym wymiarze strategicznym takie zachowania pokazują krajom Europy Zachodniej, że Rosja to partner, który dziwnie się zachowuje i każą się zastanowić, czy pewnego dnia celem tego rodzaju prowokacji nie staną się same Niemcy. Tym samym chęć zacieśniania więzów wewnątrz NATO w krajach takich jak Niemcy czy Francja powinna raczej wzrastać niż słabnąć.

A więc te działania Rosjan mogą się paradoksalnie obrócić przeciwko nim, skoro NATO będzie przez to bardziej chętne do wzmocnienia wschodniej flanki?

Użyłbym raczej określenia, że mogą się obrócić na naszą korzyść. Rzeczywiście, gdyby Rosjanie działali spokojnie i np. deklarowali chęć jakiegoś porozumienia z NATO, mogliby osiągnąć dużo więcej w kwestii „zmiękczenia” nowej polityki sojuszu w zakresie zwiększenia sił na wschodzie, niż stosując militarne prowokacje. To bowiem nie jest już krzyczenie na jednej czy drugiej konferencji. Działania takie jak przeloty bombowców nad Bałtykiem, symulowanie ataku nuklearnego na Warszawę, czy symulacja ataku bombowego na Bornholm zostają w pamięci ludzi decydujących o bezpieczeństwie krajów takich jak Dania czy Niemcy.

Wszystko układa się więc, w pewnym sensie, po naszej myśli?

Przez te działania Rosjan wszędzie od Norwegii po Bułgarię widać chęć wzmocnienia obrony NATO i ograniczenia cięć budżetowych w kwestii obronności krajów zachodnich. Widać, że kraje zachodu zaczynają się wyłamywać z myślenia, że Europie nie grozi żadna wojna i coraz bardziej dominuje myślenie, że owszem jest ona możliwa i trzeba być na nią przygotowanym. I to jest w dużym stopniu „zasługa” Rosji.

Bardzo dziękuję za rozmowę

Rozmawiał MW