Stany Zjednoczone, Rosja, Niemcy, Francja, nawet Australia. Skradzione w trakcie II wojny światowej polskie dzieła sztuki możemy odnaleźć do dzisiaj na całym świecie. Często proces ich odzyskiwania jest długi i żmudny. W Niemczech, jeśli się nabywa obraz w dobrej wierze, czyli bez świadomości, że pochodzi z kradzieży, to po 20 latach zostaje się jego właścicielem. A jeśli posiadacz mógł wiedzieć lub wiedział, że dzieło sztuki pochodzi z kradzieży, to wystarczy tylko poczekać 10 lat dłużej! Wykaz prowadzony na stronie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego wskazuje dzisiaj na 63 tys. zarejestrowanych zaginionych dzieł sztuki. A to tylko znana nam część. Z dr Martą Kuhnke, członkiem zespołu ds. rewindykacji dóbr kultury w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, rozmawia Barbara Szewczyk dla portalu Jagielloński24.pl.

Dr Kuhnke mówiła między innymi o odzyskiwaniu zagrabionych dzieł z rąk Niemców i Rosjan.

"Otwarcie archiwów po 1989 r. to jedno, poszukiwania i rewindykacja podjęte zaraz po wojnie –  to drugie. Tutaj w pierwszej kolejności należy podkreślić i złotymi zgłoskami zapisać nazwisko Karola Estraichera (historyka sztuki z Uniwersytetu Jagiellońskiego – przyp. autora). Miał on ogromny wkład w dzieło restytucji zabytków. W Londynie pracował nad listą strat na podstawie informacji przesyłanych przez Podziemie, gromadzonych w różny sposób. Opublikował pierwszy w Europie katalog strat wojennych. Było to w 1944 r., czyli nie obejmował on strat Powstania Warszawskiego. Udało mu się odzyskać zrabowane przez Niemców dzieła, znajdujące w tym czasie w Niemczech zachodnich, w strefach  okupacji amerykańskiej i brytyjskiej. To on przyjechał z Niemiec w słynnym pociągu, składającym się z kilku wagonów, wypełnionym odzyskanymi dziełami, wśród których znajdowała się słynna „Dama z łasiczką” Leonarda da Vinci, z kolekcji Czartoryskich oraz słynny ołtarz Wita Stwosza" - mówiła o Niemcach.

Gorzej, niestety, było w przypadku Rosjan. "Wiele dzieł pierwotnie było wywiezionych z Polski przez Niemców, a następnie tzw. trofiejne brygady przewoziły je do Leningradu i Moskwy, po zajęciu przez Rosjan Niemiec Wschodnich. Traktowali to nieco jako rekompensatę za poniesione straty wojenne. Część z nich trafiła do rosyjskich muzeów (Ermitrażu w Leningradzie oraz Muzeum Puszkina w Moskwie), inne przekazano republikom radzieckim, kolejne poszły do magazynów. Nie wiadomo ile dzieł sztuki z polskich kolekcji znajduje się w Rosji, choć sporo zabytków wróciło z ZSRR zaraz po wojnie oraz po 1956 r. Była to jednak kropla w morzu. Biuro Rewindykacji Odszkodowań przy Ministerstwie Kultury PRL, które się tym zajmowało, działało tylko po wojnie. Potem je zamknięto, a część dokumentacji zniszczono. Dlatego w latach 90. zaczynaliśmy właściwie od początku. Mamy również podejrzenie, że spora część dzieł wciąż nie została odzyskana" - wskazywała Kuhnke.

Jak dodaje uczona, zrabowane dzieła polskiej sztuki można odnaleźć na całym niemal świecie. "Znajdują się one dosłownie na całym świecie. Były sprzedawane z terenu Niemiec w różne miejsca, zmieniając w ten sposób swoich „posiadaczy”. Nazywam ich tak, bo –  naszym zdaniem – nie można ludzi posiadających te dzieła nazwać faktycznymi właścicielami. W latach 60. polski konsul honorowy Australii zauważył w antykwariacie, w hotelu w Sydney, portret Anny Jagiellonki! Nie mogł wyjść z podziwu. Co Anna Jagiellonka mogła robić w Australii? Kupił ten obraz i wyjechał z nim do Ameryki Południowej, gdzie mieszkał. A po 1989 r. oddał go do Muzeum Narodowego w Warszawie. Skoro jesteśmy przy Ameryce Południowej – to właśnie stamtąd wrócił zespół kilkudziesięciu rysunków i grafik polskich artystów, zrabowanych ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie" - powiedziała. 

Dr Kuhnke wskazywała, że choćby od Niemców czy Francuzów nie jest łatwo odzyskać skradzionych dzieł ze względu na przepisy tamtego prawa. "W Niemczech, jeśli się nabywa obraz w dobrej wierze, czyli bez świadomości, że pochodzi z kradzieży, to po 20 latach zostaje się jego właścicielem. A jeśli posiadacz mógł wiedzieć lub wiedział, że dzieło sztuki pochodzi z kradzieży, to wystarczy tylko poczekać 10 lat dłużej! Podobnie jest we Francji, gdzie generalnie „posiadanie” oznacza „własność”, ale trzeba podkreślić, że muzea francuskie ostatnio robią dużo, aby przejrzeć swoje zbiory pod kątem ich proweniencji, czego przykładem może być ostatni zwrot rysunku E. Degasa prawowitym właścicielom" - powiedziała.

Całą rozmowę przeczytasz na portalu JAGIELLOŃSKI24.pl