Profesor Wiesław Binienda i doktor Kazimierz Nowaczyk są polskimi naukowcami, mieszkającymi i pracującymi w Stanach Zjednoczonych, autorami naukowej prezentacji przedstawionej komisji sejmowej do badania katastrofy smoleńskiej pod kierownictwem Antoniego Macierewicza. Dokonali w niej analizy raportów komisji MAK i komisji Jerzego Millera, przeprowadzając komputerową symulację, która podważyła kluczowe ustalenia tych komisji. Wnioski polskich naukowców są jednoznaczne. W raportach MAK i KBWL nie podano metodologii badań i weryfikowalnych metod analizy poszczególnych etapów katastrofy; dane odczytane z instrumentów samolotu zostały poddane nieuzasadnionym korekcjom, a część z nich (np. alarmy TAWS i FMS) nie została uwzględniona w końcowych wnioskach.

 


- Śledztwo prowadzone przez obie komisje nie spełnia żadnych aktualnych standardów badań katastrof lotniczych. Nie zabezpieczono terenu katastrofy. Przygodni ludzie zabierali fragmenty samolotu na pamiątkę. Nie oznaczono oryginalnych pozycji nawet dużych fragmentów samolotu, co było pokazane za pomocą zdjęć satelitarnych przez profesora Nowaczyka. Cięto i niszczono wrak samolotu na oczach polskich dziennikarzy. Nic nie wiadomo mi o przeprowadzeniu jakichkolwiek analiz powierzchni pęknięć materiału wraku. Nie przeprowadzono żadnych symulacji matematyczno-fizycznych, a moje symulacje starano się przemilczeć lub zdyskredytować. W żadnym programie telewizyjnym, radiowym lub dzienniku rządowym nie poświęcono uwagi moim symulacjom, poza informacją przekazaną z konferencji prasowej przez PAP. Odnoszę wrażenie, że wróciliśmy do czasów stalinowskich, kiedy nie wolno było mówić o Katyniu. Dziś słowo Smoleńsk jest podobnie cenzurowane, jak słowo Katyń - mówi prof. Binienda w wywiadzie, jaki z nim przeprowadził Aleksander Rybczyński.

 


Według naukowców komputerowa symulacja - wykonana w laboratorium przystosowanym do najbardziej skomplikowanych doświadczeń i sprawdzona podczas przeprowadzonych przez NASA badań przyczyn katastrofy wahadłowca Columbia - dowodzi, że skrzydło samolotu TU-154M przecina brzozę niezależnie od wysokości uderzenia w drzewo, orientacji samolotu czy odległości miejsca uderzenia od końca skrzydła; uszkodzenie krawędzi skrzydła nie zmniejsza jego powierzchni nośnej ani stabilności samolotu. Analiza polskich specjalistów wyklucza możliwość, by samolot po uderzeniu w brzozę „wykonał beczkę” i upadł na grzbiet w smoleńskim lesie. - Na pewno warto udostępniać wyniki naszych badań jak najszerszemu gronu ludzi polityki, mediom oraz środowisku akademickiemu. Symulacja komputerowa zderzenia skrzydła z brzozą oparta na prawach fizyki i prawach zachowania materiałów demonstruje jasno, że bez względu na kąt uderzenia uszkodzenie skrzydła ogranicza się tylko do małego odcinka krawędzi, nie uszkadzając powierzchni nośnej skrzydła - dodaje w wywiadzie ekspert.

 


- W Polsce jest wielu naukowców, którzy są w stanie wykonać takie obliczenia, jakie ja zaprezentowałem. Wszystkich tych, którzy mieli zastrzeżenia do mojej analizy zaprosiłem, aby złożyli abstrakt swoich wyników na konferencję naukową „Earth and Space”, która odbędzie się w Kalifornii w kwietniu 2012 roku. Niestety, termin składania zgłoszeń minął i nie dostałem z Polski żadnego zgłoszenia na tę konferencję. Poinformowano mnie, że jest obecnie „nieroztropnie” zajmować się w Polsce tym tematem - konkluduje w wywiadzie dla „Debaty”.


Całość wywiadu tutaj.

 

Ł.A/debata.olsztyn.pl