Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: Parlament ukraiński i polski zgodnie przyjęły tzw. „Deklarację pamięci i solidarności”, mówiącą m.in. o potrzebie bezstronnych badań historycznych i powstrzymaniu sił prowadzących do sporu w naszych państwach. W dokumencie pada stwierdzenie, że oba narody ucierpiały w wyniku okupacji niemieckiej i sowieckiej, zaś ekspansywna polityka Rosji Władimira Putina stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa całej Europy. Czy oznacza to przełom w relacjach polsko-ukraińskich? Jak teraz może wyglądać nasz wzajemny dialog historyczny?

Tadeusz Płużański, historyk, prezes Fundacji „Łączka”, członek Rady Fundacji Reduta Dobrego Imienia: Oceniam ten krok pozytywnie. Takie gesty - bo jest to przede wszystkim ważny polityczny gest - są potrzebne. Obie strony zgodziły się co do spraw zasadniczych. Między innymi podkreśliły zbrodniczość okupacji niemieckiej i sowieckiej. Również kwestię współczesnej Rosji i jej imperialistycznej polityki, której ofiarą stał się Krym, ale również wschodnie rubieże dzisiejszej Ukrainy. Ten gest oznacza chęć współpracy. Zarówno w polityce bieżącej, jak i kwestiach historycznych. Obie strony powinny teraz usiąść do stołu i próbować wypracować wspólne stanowiska, przede wszystkim w kwestii ludobójstwa wołyńskiego. Zobaczymy, czym ten gest polityczny zaowocuje w przyszłości, jak obie strony będą chciały rozumieć tę współpracę, głównie historyczną. O tym trudno dziś przesądzać, gdyż w relacjach polsko-ukraińskich wiele się dzieje i to niestety, jak do tej pory – rzeczy niedobrych. Teraz widać próbę przełamania tego impasu, jednak powstaje pytanie, czy uda się wymazać to wszystko, co było do tej pory. W tym miejscu przypomnę działania ukraińskiego parlamentu, który podważał fakt dokonania ludobójstwa na Polakach na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej przez OUN-UPA. Przypomnę również działania ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej, niemające za wiele wspólnego z prawdą i rzetelnymi badaniami naukowymi. Takich spraw jest jeszcze wiele.

Dlatego istnieją w tej chwili dwa warianty: albo rzeczywiście za tą deklaracją pójdą konkretne kroki i powstanie np. komisja historyczna, która dojdzie do konkretnych wniosków, które mogłyby połączyć obie strony na płaszczyźnie prawdy; albo pozostanie to martwy zapis na papierze.

Są też takie interpretacje, że Ukraińcy przestraszyli się filmu „Wołyń” i próbują przykryć tę sprawę, wydając właśnie takie deklaracje. Pamiętajmy, że projekcja tego filmu w Kijowie została zakazana... Ponoć tylko przełożona, jednak nie wiemy dokładnie, czy film Wojciecha Smarzowskiego będzie w ogóle na Ukrainie wyświetlany. Być może ze strony parlamentu ukraińskiego jest to działanie, aby uspokoić obywateli Ukrainy, przygotować ich na film „Wołyń”. A Ukraińcy zobaczą w tym obrazie historię, której często do tej pory nie znali, a przynajmniej w tym kontekście. Nie znając od tej strony historii OUN-UPA i kojarząc te organizacje wyłącznie ze względu na ich działalność antysowiecką, odbierają ją raczej pozytywnie, niekiedy nawet uważają Banderę czy Szuchewycza za bohaterów.

Może Ukraińcy wydając deklarację pomyśleli w ten sposób: „Zgadzamy się, że kiedyś działy się rzeczy straszne. Ale pokażmy, że dziś nie wpływa to na relacje z Polską i obecnie nasze stosunki układają się dobrze”. To oczywiście tylko jedna z interpretacji i nie chciałbym tego przesądzać, ale być może jest pewien podtekst, że ta deklaracja pojawia się akurat w tym momencie. Proszę zauważyć, że nie mamy teraz, ani w najbliższym czasie żadnej istotnej rocznicy związanej z Wołyniem, ani szerzej ze stosunkami polsko-ukraińskimi. Takie rocznice już minęły i wtedy można było dostrzec mocny spór między Polską a Ukrainą. Teraz natomiast takiego punktu zaczepienia nie ma i być może są to próby obłaskawienia Ukraińców i przygotowania na tę trudną historię.

Ile czasu w Pana ocenie potrzebują Ukraińcy, by przepracować temat Rzezi Wołyńskiej? Jak na razie to państwo wydaje się stosunkowo młodą demokracją, a obywatele Ukrainy poszukują bohaterów. Jak Pan wspomniał wcześniej, nierzadko dostrzegają ich w Banderze czy Szuchewyczu...

Zastanowiłbym się nad tymi słowami, czy faktycznie na Ukrainie jest demokracja. Jeżeli już, to raczej model wschodni, ponieważ wciąż dominują tam oligarchowie i wielki biznes, często posowiecki. Elementów demokratycznych, myśląc o modelu zachodnim, jest tam stosunkowo mało, powiedziałbym, że demokracja ukraińska to raczej fasada. Aby zaistniała, muszą jeszcze wiele zrobić. A wracając do tematu Wołynia, to przepracowanie tej sprawy zajmie im jeszcze więcej czasu, niż ustanowienie dojrzalszej demokracji.

Warunkiem rozliczenia czy oczyszczenia się z przeszłości jest jej znajomość. A większość Ukraińców średniego i młodego pokolenia, jak już mówiliśmy, o tej historii OUN-UPA zwyczajnie nie ma pojęcia. Dlatego też muszą się najpierw zmierzyć z tym problemem, a dopiero potem zająć stanowisko. Potrwa to zapewne całe lata. Moim zdaniem zależy to - po pierwsze: od przyjęcia filmu „Wołyń”, po drugie i najważniejsze: od postawy państwa polskiego. Chodzi bowiem o to, czy będziemy w stanie budować normalne relacje z Ukrainą, nie fałszując historii, przedstawiać swoje racje i przekonując do nich stronę ukraińską. Inaczej sobie tego nie wyobrażam. Zanim Ukraińcy nie uporają się z kwestią ludobójstwa wołyńskiego, nie możemy w ogóle mówić o jakichkolwiek dobrosąsiedzkich stosunkach. Można uprawiać doraźną politykę, ale ten historyczny problem zawsze pozostanie. W interesie obu stron jest, aby stało się to jak najszybciej. Polacy natomiast powinni pomóc Ukraińcom przemyśleć te sprawy i zmierzyć się z tą tragiczną historią.

Jak możemy tego dokonać? Wystarczy trochę czasu i cierpliwości? Czy działania obecnego rządu czy polskiego parlamentu są wystarczające?

Przede wszystkim powinniśmy prowadzić realne działania. Na przykład dążyć do tego, by film „Wołyń” został pokazany na Ukrainie, aby zobaczyło go jak najwięcej obywateli tego państwa. Trzeba tworzyć różne zespoły polsko-ukraińskie, może nie tyle polityczne, co raczej badawcze, historyczne, które będą przedstawiały wyniki wspólnych badań szerokiej opinii publicznej. Powinniśmy więc prowadzić ekspansję naukową i kulturalną, nie zapominając o gospodarczej. Musimy pomagać Polakom mieszkających na Ukrainie, nie zostawiać ich samym sobie. Mam wrażenie, że dzisiejsze władze Polski nie do końca realizują te zadania. De facto, mimo deklaracji, niewiele dzieje się w kwestii zmiany polityki wschodniej, jej aktywizacji. Choć są jak najbardziej potrzebne, to wizyty prezydenta Andrzeja Dudy na Ukrainie nie wystarczą, potrzeba tu współpracy międzyparlamentarnej, międzyrządowej oraz eksperckiej.

 Bardzo dziękuję za rozmowę.