Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: Dzisiejsza data wcześniej kojarzyła się przeważnie z Walentynkami, dziś coraz częściej mówi się o 14 lutego również jako rocznicy utworzenia Armii Krajowej

Tadeusz Płużański, prezes Fundacji „Łączka”, członek zarządu Redyty Dobrego Imienia: Oczywiście, obie sprawy są nieporównywalne i należy, jak sądzę, pamiętać o jednym i o drugim. Jednak bardzo pozytywne jest to, że Polacy pamiętają o tak ważnych rocznicach, zaś państwo polskie upomina się o bohaterów Armii Krajowej. Odbywają się oficjalne obchody, co pokazuje, że pamięć o bohaterach kultywowana jest zarówno oddolnie, jak i odgórnie.

Co jest dla nas najważniejsze w świętowanej dziś rocznicy?

Przede wszystkim warto podkreślić, że bardzo ważne jest używanie właściwej nomenklatury. 14 lutego to tylko w pewnym sensie rocznica „powstania” Armii Krajowej. Tak naprawdę Armia Krajowa powstała już dużo wcześniej, tyle że pod inną nazwą, bo już w roku 1939 jako Służba Zwycięstwu Polski, potem był Związek Walki Zbrojnej. Dziś obchodzimy więc nie tyle rocznicę powstania, co przekształcenia ZWZ w AK. Ta sprawa jest niezwykle ważna, ponieważ podkreśla ciągłość tej walki przeciwko niemieckiemu okupantowi. Druga kluczowa kwestia to fakt, że Armia Krajowa jest fenomenem na skalę europejską i światową. Była to jedyna taka struktura okupowanej przez Niemców Europy, jedyna tak bardzo rozbudowana, skuteczna i ideowa. Fenomenem AK jest nie tylko jej liczebność, ale również zdolność połączenia różnych nurtów politycznych czy światopoglądowych. Armia Krajowa połączyła bowiem różne formacje zbrojne Podziemia Niepodległościowego i szereg organizacji, takich jak Tajna Armia Polska, organizacje o charakterze chłopskim, o charakterze narodowym, z Armią Krajową scaliła się przecież część Narodowych Sił Zbrojnych. Niewątpliwym osiągnięciem jest więc fakt, że pomimo różnic udało się stworzyć taką siłę. Trzecią ważną kwestią jest to, że Armia Krajowa była częścią innego fenomenu, czyli Polskiego Państwa Podziemnego. Bez Polskiego Państwa Podziemnego nie byłoby AK i bez AK nie byłoby Polskiego Państwa Podziemnego, a więc jedynego na świecie państwa funkcjonującego w warunkach konspiracyjnych. Oba człony, zarówno cywilny, jak i wojskowy, były szalenie ważne i wspierały się nawzajem.

Co stanowiło o sile Armi Krajowej?

Armię Krajową wyróżniała jej wartość bojowa i ogromna liczba akcji, z których najważniejszą jest oczywiście akcja „Burza”, czyli idąca od Wschodu operacja ujawniania się gospodarzy przed wkraczającą Armią Czerwoną w momencie, gdy Niemcy przegrywali. Finalnie, jak wiemy, rozpoczęło się Powstanie Warszawskie.

To także szereg akcji dywersyjnych, wywiadowczych, kontrwywiadowczych, likwidacja groźnych funkcjonariuszy, jak Franz Kutschera, likwidacja konfidentów z Gestapo i innych struktur niemieckich. W końcu skuteczna działalność, nie tylko w okupowanym kraju, ale również za granicą, czyli rozpracowanie V2, udział w różnych kombinacjach, także z innymi służbami sojuszniczymi, np. angielskimi czy amerykańskimi.

Na ten temat można by zresztą napisać mnóstwo książek i opracowań, ale chciałbym bardzo podkreślić jeszcze jedną rzecz. Tak jak Armia Krajowa nie powstała dopiero wraz z nazwą, tak właściwie nie przestała istnieć w momencie, gdy gen. Leopold Okulicki „Niedźwiadek” wydał rozkaz o zakończeniu jej działalności. Wówczas odrodziła się pod nową nazwą, Zrzeszenie „Wolność i Niezawisłość”, a więc oczywiście już w okresie okupacji sowieckiej. Jednym z kluczowych jest dla mnie fakt, że komendanci zrzeszenia WiN są następnymi komendantami Armii Krajowej. Jej historia nie kończy się więc na gen. Okulickim, ale trwa jeszcze przez cztery kolejne zarządy WiN pod komendą Jana Rzepeckiego, Franciszka Niepokulczyckiego, Wincentego Kwiecińskiego i w końcu Łukasza Cieplińskiego. Wszyscy byli żołnierzami i dowódcami Armii Krajowej, którzy po wojnie kontynuowali walkę w zmienionych warunkach politycznych, czyli pod okupacją sowiecką, jednak przyświecały im wciąż te same idee. Zachowano nawet te same struktury. Część oddziałów partyzanckich, w tym najsłynniejsze dziś oddziały mjr. Henryka Dekutowskiego „Zapory” czy płk. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” były przecież oddziałami AK. 14 lutego to więc ważna rocznica, choć nie był to początek, tak jak styczeń 1945 nie był końcem Armii Krajowej. Ten fenomen trwał dalej, aż do końca zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”, czyli 1 marca 1941 r., co pokazuje również ważny związek między dzisiejszą rocznicą a 1 marca, gdy za chwilę będziemy świętować Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. 1 marca jest więc, niestety, rocznicą formalnego końca Armii Krajowej, mimo że oddziały partyzanckie jeszcze trwały. I w dużej mierze były to oddziały poakowskie.

Jak podkreślał w 2001 r. w audycji Polskiego Radia dr Janusz Osica, 230 tysięcy akcji sabotażu i dywersji prowadzonych do końca 1944 r. „kosztowały Niemców więcej, niż niejedna przegrana bitwa”

Oczywiście, Armia Krajowa była bardzo skuteczna w „dokuczaniu” Niemcom. Okupanci byli oczywiście „panami sytuacji”, ale jednocześnie czuli się bardzo zagrożeni przez cały szereg różnych akcji bojowych i dywersyjnych. Warto podkreślić, że były to również akcje propagandowe, uświadamiające, jak ważny jest opór zbrojny. Armia Krajowa była potęgą, z którą Niemcy musieli bardzo się liczyć. W dużej mierze to właśnie dzięki AK udało się np. wyzwolić Wilno w ramach operacji „Ostra Brama”. Niestety, Sowieci aresztowali później większość dowódców i żołnierzy, jednak to Powstanie Wileńskie jest wielkim sukcesem bojowym Armii Krajowej.

Mimo że działała w warunkach partyzanckich, nie była to de facto partyzantka, to była armia faktyczna, nie „armia” jedynie z nazwy. Świadczyła o tym po pierwsze liczebność, po drugie: dyscyplina wojskowa i wielkie morale. Trudno też uznać komendantów Armii Krajowej za „komendantów polowych”. Nie byli to przecież dowódcy oddziałów partyzanckich, ale żołnierze zawodowi o wysokich stopniach wojskowych. Dowodzili polską armią w podziemiu. Również to jest szalenie ważne, gdyż pokazuje, jakim fenomenem była AK, gdyż żadne inne państwo nie mogło się poszczycić podobną formacją. Warto również podkreślić, że Armia Krajowa nie była wyizolowana, ale podlegała rządowi polskiemu na wychodźstwie. Nie była to formacja przypadkowa, ale umocowana w całej strukturze zarówno krajowej, jak i na wychodźstwie, w strukturze państwa polskiego konspiracyjnego.

Tymczasem po wojnie władze PRL z żołnierzy AK zrobiły „bandytów”, wielu z nich było represjonowanych, szykanowanych, skazanych na śmierć i straconych. Jak to możliwe?

Niestety, świadczy to jednak wyłącznie o tych władzach. Co to za władza, która represjonuje i morduje Polaków, polskich żołnierzy, przedstawicieli polskich władz legalnych? Władze PRL wystawiły same sobie świadectwo i powinniśmy traktować tych ludzi jednoznacznie: to byli komuniści, zdrajcy polskiej sprawy, przestępcy, mordercy. Słysząc ze strony komunistów tego rodzaju zarzuty wobec żołnierzy Armii Krajowej, czy to walczących z niemieckim okupantem, czy to kontynuujących walkę w czasie okupacji sowieckiej, trzeba mówić wprost: to nie ci żołnierze byli bandytami czy przestępcami, a właśnie komuniści. To władza ludowa stosowała na wielką skalę przestępstwa, likwidując Polaków. Mówiąc wprost: komuniści prowadzili masową czystkę etniczną i narodowościową Polaków.

Bardzo dziękuję za rozmowę.