Luiza Dołęgowska, fronda.pl: Wczoraj odbyło się długie, pięciogodzinne posiedzenie sejmowej komisji zdrowia poświęcone wypowiadaniu przez lekarzy tzw. klauzul opt-out. Klauzula ta to nic innego jak pisemne wyrażenie przez lekarza zgody na pracę w wymiarze przekraczającym 48 godzin na tydzień (w przyjętym okresie rozliczeniowym). Czy posiedzenie przyniosło jakieś rozstrzygnięcia?

Tadeusz Dziuba, poseł PiS: Nie widzę żadnych korzyści z tego posiedzenia, które zwołano w trybie szczególnym, t. zn. na żądanie odpowiednio licznej grupy posłów, w tym wypadku posłów opozycji, czyli totalistów. Byli oni zainteresowani wyłącznie ponawianiem oskarżeń, głównie pod adresem ministra Konstantego Radziwiłła, zupełnie nie zważając ani na argumenty strony rządowej, ani na ten prosty fakt, że przez osiem lat swoich rządów totaliści sami przyczynili się do obecnego stanu rzeczy. Jeśli się nie mylę, to właśnie koalicja PO-PSL wprowadziła w 2011 r. tę klauzulę do organizacji polskiej służby zdrowia.
Posiedzenie nie mogło przynieść rezultatów z dwóch powodów. Po pierwsze, wypowiadanie przez lekarzy klauzul opt-out, a więc wypowiadanie zgody na pracę w czasie ponadnormatywnym, jest elementem protestu części lekarzy-rezydentów, ci zaś nie chcą protestu przerwać. Po drugie, główne żądanie protestujących jest nierealistyczne – o czym zresztą kiedyś już rozmawialiśmy – więc pole porozumienia jest nader wąskie.

Jak liczna grupa lekarzy zrezygnowała z zastosowania klauzuli opt-out?

Rezydenci podają własne dane, ale nie mogą mieć wiarygodnych źródeł informacji, więc odwołam się do danych urzędowych. Wedle nich, do 2 stycznia br. wypowiedzenia klauzul dokonało ok. 3.550 lekarzy, w tym ok. 1.890 lekarzy-rezydentów. Według informacji ministra zdrowia to trochę ponad 4% lekarzy pracujących w szpitalach i jednostkach całodobowej opieki medycznej. Takie rozmiary wypowiedzeń nie czynią wyłomu w systemie organizacji pracy tych instytucji, ale stwarzają problemy dyrektorom szpitali i jednostek całodobowej opieki.

Czy zagraża to w jakiś sposób pacjentom?

Nie ma informacji, z których mogłoby wynikać zagrożenie dla bezpieczeństwa pacjentów. Nie mniej swoistym zagrożeniem jest to, że niejako w tle tego protestu pacjenci stają się zakładnikami sytuacji wykreowanej przez lekarzy-rezydentów. Choćby z tego powodu upieranie się przy nierealistycznych postulatach, a tym samym przedłużanie okresu niepewności uważam za nieakceptowalne. A mówiąc wprost: za niemoralne.

Czy postulaty lekarzy-rezydentów rozmijają się z realiami?

Nierealistyczny jest postulat finansowy. Przypomnę, że rządowe rozstrzygnięcie, już ustawowo zagwarantowane, przewiduje wzrost nakładów do równowartości co najmniej 6,0% PKB do 2025 r. Lekarze-rezydenci skontrowali rządowe rozstrzygnięcie żądaniem uzyskania poziomu 6,8% PKB w ciągu trzech lat.
Przyjmując odpowiednie założenia co do wzrostu PKB w kolejnych latach, można oszacować jaki musi być średnioroczny wzrost nakładów publicznych na ochronę zdrowia. W przypadku propozycji rządowej, przy przyjętych założeniach, wiąże się on z średniorocznym wzrostem tych nakładów o ok. 8% przez osiem kolejnych lat poczynając od 2018 r. To bardzo dużo. W przypadku propozycji rezydentów wzrost nakładów publicznych wynieść by musiał ok. 25% średniorocznie przez trzy lata. Takie roczne przyrosty są niewykonalne.
Żądania niewykonalne wynikać mogą – sądzę, iż każdy tak to oceni – albo z niewiedzy, albo z niechęci do porozumienia.

A Pan na którą z tych opcji stawia?

Wolę powiedzieć, że wierzę w triumf zdrowego rozsądku. Tym bardziej, że podjęte przez rząd i Sejm rozstrzygnięcia już przyniosły i w bieżącym roku przyniosą lekarzom-rezydentom bezpośrednie skutki, m. in. w postaci pierwszych od wielu, wielu lat podwyżek wynagrodzeń zasadniczych.
Realizowanie ustawowego zobowiązania rządu PiS, czyli kolejno-rocznych wzrostów nakładów środków publicznych na ochronę zdrowia do równowartości 6,0% PKB, istotnie zmieni na korzyść kondycję polskiego systemu ochrony zdrowia.

Dziękuję za rozmowę