Marta Brzezińska-Waleszczyk: W jednym z wywiadów powiedział Pan, że Witold Pilecki pod wieloma względami odmienił pańskie życie. Jaki wpływ miała na Pana postać Rotmistrza?

Tadeusz Polkowski*: Pomijając motywację do patriotycznego działania, Witold Pilecki daje przykład spokoju i zachowania pozbawionego agresji, nawet względem oprawców. Rotmistrz zachował spokój względem katów, do Różańskiego napisał list wierszem, nie kierował pogróżek w stronę Niemców... Pilecki to przykład człowieka, który zawsze służy innym, a przy okazji nie robi z siebie ofiary losu. Przecież nawet będąc w Auschwitz on wciąż wychowywał swoje dzieci, pisząc do nich listy. Potrafił wznieść się ponad wszelkie zagrożenia, ludzkie bolączki... Nie staram się oczywiście być drugim Pileckim, ale stawianie sobie za wzór takiego człowieka sprawia, że nawet w codziennych sytuacjach jest mi łatwiej stłumić w sobie złe emocje.

Od dziecka miał Pan takie patriotyczne „zacięcie”?

Moje „nawrócenie” na patriotyzm miało miejsce stosunkowo niedawno. Zacząłem czytać o polskiej historii i to na mnie wpłynęło. Historia w wymiarze tragicznym, ale także takim, który powoduje wielkie poczucie dumy. Jedną z pierwszych postaci, którą zacząłem się mocniej interesować był właśnie Pilecki. On był takim mocnym fundamentem, na którym oparłem swoją patriotyczną działalność.

Jaki wpływ na poczucie miłości do Ojczyzny ma wychowanie, jakie wynosi się z domu?

W moim domu mogę odnaleźć taki fundament patriotycznego wychowania, ale trzeba pamiętać, że na ukształtowanie młodego człowieka mają wpływ różne uwarunkowania. Różna jest intensywność obecności rodziców w wychowaniu dziecka i nikt mi nie powie, że tylko dom rodzinny kształtuje człowieka. Edukacja, szkoła, rówieśnicy, media, kino, każda forma, która trafia do szerokiej publiczności ma wpływ na postawy młodego człowieka. Przecież nasi rodzice też zostali wychowani, ulegając wpływom rozmaitych czynników. Nie możemy zakładać, że jeśli ktoś nie miał w rodzinie aktywnego patrioty, to już po kres czasów skazany jest na bycie ignorantem. Ludzie zmieniają się w różnym wieku, zaczynają dostrzegać pewne wartości. Czasem zdarza się, że rodzice o bardzo patriotycznym nastawieniu w ogóle nie mogą sobie poradzić z wychowaniem dzieci, już nie mówiąc o zaszczepieniu im postawy miłości do Ojczyzny. Na wychowanie człowieka składa się to wszystko, czym on nasiąka w trakcie swojego życia. Tu oczywiście moglibyśmy ponarzekać na jakość wychowania w szkole, kulturze i tak dalej.

Skoro mówi Pan o wzorcach, jakie płyną z różnych tekstów kultury, to dla mnie takim mocnym przykładem tego, czego uczy się dziś młodzież jest m.in. Maria Peszek i jej piosenka „Sorry, Polsko”, w której artystka deklaruje, że nie oddałaby za Ojczyznę ani kropli krwi. Efekty już widać – jak wskazują najnowsze badania IBRiS Homo Homini dla „Rz" jedynie 19 proc. Polaków oddałoby dla Polski swoje życie lub zdrowie, a 17 proc. gotowych jest na poświęcenie majątku. Obecne „autorytety” lansują patriotyzm, który polega na kupowaniu biletów i płaceniu podatków, ale jeśli chodzi o poświęcenie swojego życia, zdrowia albo pieniędzy dla Polski mówią, że to już za dużo.

Byłoby dziwne, gdyby oficjalnie namawiali do tego, by nie płacić podatków i jeździć na gapę. Trudno wskazywać palcem na konkretną osobę i mówić, czego efektem jest jej postawa. Pewne rzeczy człowiek wynosi z domu, nasiąka nimi w dzieciństwie, celebryci nie są tu wyjątkiem od reguły. Ponadto, jeśli już ktoś obraca się w medialnym światku, to pewne postawy nie są w nim po prostu modne i opłacalne. Może gdyby pojawiła się jakaś duża ilość popularnych kapel, które prezentowałyby zgoła odmienne postawy, to ta szala deklarowanego poświęcenia dla Ojczyzny mogłaby się znacznie przechylić. Wszystko w swoim czasie, trzeba nad tym systematycznie pracować. Ludzie muszą po prostu zrozumieć, że chęć służenia narodowi, społeczeństwu to tak naprawdę służenie samemu sobie. Jeśli jakaś część Polaków wysiliłaby się nieco więcej, prawdopodobnie żyłoby się tutaj łatwiej. Samo kupowanie biletów, przestrzeganie przepisów i płacenie podatków nie wystarczy, żeby sformułować definicję patriotyzmu. Przecież hitlerowcy wymagali od Polaków mniej więcej tego samego, w Korei też wymaga się, by obywatele pracowali i przestrzegali ustanowionego prawa. Trudno nazwać przestrzeganie praw niemieckich okupantów patriotyzmem. Oczywiście, nie twierdzę, że żyjemy w kraju okupowanym, ale samo płacenie podatków i przestrzeganie kodeksów nie jest prawdziwym patriotyzmem.

Powiedział Pan, że gdyby patriotycznych zespołów było więcej, to może więcej Polaków byłoby gotowych do poświęceń dla Ojczyzny. Pan podchodzi do swojej twórczości z jakimś poczuciem misji, tworzy pan misyjną muzykę?

Myślę, że takie poczucie pojawiło się u mnie całkiem niedawno, kiedy zobaczyłem efekty swojej działalności – związek pomiędzy tym, co nagrałem, a tym, co udało się zaszczepić w ludziach. Kiedy widzę, że ma to konkretne przełożenie, poczucie misji wzrasta, chociaż może wolałbym nie używać takiego patetycznego określenia. Wszystko, co robimy, ma jakiś sens, może mieć szersze lub węższe znaczenie. Wiadomo, że jeśli ktoś ma w zasięgu ręki tubę w postaci teledysków czy koncertów, które obejrzą dziesiątki ludzi, to spoczywa na nim większa odpowiedzialność. Ta jednak dotyczy każdego, bo przecież każdy może działać w swoim najbliższym otoczeniu. Z takiej misji nie powinien być zwolniony nikt, komu Polska leży na sercu.

A nie jest trochę tak, że patriotyczna muzyka po prostu świetnie się ostatnio sprzedaje? Kapele, które rapują o miłości do Ojczyzny wyrosły jak grzyby po deszczu. Może Pan ze swoimi kawałkami po prostu odpowiada na zapotrzebowanie?

Jeśli takie zapotrzebowanie się zwiększa, to mogę się tylko cieszyć, choć wydaje mi się, że gdyby nie było patriotycznych kapel to ta potrzeba nie byłaby spełniona. Mówiąc całkiem szczerze, kiedy wypuszczałem pierwsze swoje kawałki sytuacja była całkiem odwrotna – nie było utworów o takiej tematyce, dlatego nie sądzę, że dostrzegłem jakiś głęboki nurt i do niego wskoczyłem. Prawda jest taka, że ci, którzy nie cierpią na brak odsłon na YouTube popularność zyskali znacznie wcześniej, dzięki zupełnie innej twórczości. Hip-hop dojrzewa razem ze swoimi twórcami i słuchaczami, choć ci ostatni wciąż napływają i są coraz młodsi. Ci, którzy mają dziś po trzydzieści lat, swoje pierwsze płyty wydawali jako nastoletni chłopcy. Nic dziwnego, że zmieniło się ich podejście do życia, a co za tym idzie – przekaz ich muzyki. Poruszenie widać też na innych płaszczyznach. Nie generalizowałabym, że wszyscy, którzy robią patriotyczne kawałki, wpasowują się w jakieś zapotrzebowanie, ale mam wrażenie, że taką potrzebę kreują. Prawda jest jednak taka, że prędzej rekordy popularności pobiją utwory o zupełnie innej tematyce. Moich kawałków raczej nikt nie puści sobie na domowej imprezie, przy drinku i skręcie, by bawić się przy nich do białego rana, bo wywołują one raczej smutek i nostalgię. Tematyka damsko-męska pewnie nigdy nie zostanie pod tym względem dościgniona przez tematykę patriotyczną. To nie jest jakiś modniarski styl, który obecnie wiedzie prym na rynku i fajnie się do niego podpiąć. Myślę, że twórcy hip-hopu robią także wiele złego, ale akurat w tym momencie ten gatunek muzyki jest mocnym nośnikiem patriotycznych treści. Nie wiem, czy w jakimkolwiek innym gatunku możemy zaobserwować takie patriotyczne poruszenie jak w hip-hopie.

Patriotyzm jednak bardzo mocno wszedł do kultury, czy może raczej popkultury. Szczególnie wyraźnie widać to na przykładzie Powstania Warszawskiego, które dzięki muzeum i wielu związanym z nim akcjom stało się... po prostu modne wśród młodzieży. Są naklejki, komiksy, gry, torby, plecaki, zawieszki z powstańczym motywem, a ja zastanawiam się, na ile dobrym nośnikiem jest taki poppatriotyzm. Czy bardziej uczy on postaw czy może spłyca ideę poświęcania dla Ojczyzny?

Jeśli już mielibyśmy na coś narzekać, to raczej na ten czas kiedy patriotyzm w ogóle nie był obecny w kulturze. To była wielka bolączka. Czasem spotykam się z zarzutami, że patriotyzm to pusta moda, ale prawda jest taka, że popularność patriotyzmu powinna nas tylko cieszyć. Nigdy nie było tak, że 100 proc. Polaków zachowywało się właściwie. Przecież w spektakularnych bitwach, wojnach czy powstaniach nie brał udziału ogół narodu, ale jakaś część. Wielka mobilizacja i zwycięstwo to zwykle zasługa mniejszości. Jeśli patriotyzm jako moda czy styl jest coraz bardziej obecny w kulturze, interesuje coraz więcej ludzi, to możemy się z tego tylko cieszyć, zakładając, że jakiś procent z nich przełoży to na swoje postępowanie. Nie każdy, kto przychodzi na koncert, kupuje płytę albo klika łapkę w górę pod teledyskiem na YouTubie będzie aktywnym działaczem, ale jeśli do patriotycznej działalności można pozyskać choć procent z tych osób, to już jest to wielki sukces. Zwróćmy uwagę na to, że jeszcze do niedawna symbole narodowe były całkiem nieobecne, temat ten był wstydliwy. Modne było powiedzenie, że wstydzi się polskości, że to obciach. Wywieszenie polskiej flagi? Ludzie woleli chodzić w koszulkach z napisem USA albo Bahamy. Patriotyzm zewnętrzny, nawet jeśli nie niesie ze sobą głębszych przekonań i działań, też jest ważny. Jeśli ludzie nie wstydzą się polskości, są z niej dumni, nawet jeśli na co dzień nie prowadzą szeroko zakrojonych inicjatyw, to i tak sytuacja jest znacznie lepsza niż ta, w której bycie Polakiem uznawano za wstyd i hańbę.

Z drugiej strony, wciąż silnym nurtem jest deklarowanie, że „polskość to nienormalność”, bo kojarzy się z nacjonalizmem. Skąd to straszenie „demonami nacjonalizmu”?

Jakoś nie słyszę, by ktoś w taki sam sposób oceniał działanie Niemców, którzy nie chcą oddawać kapitału bankowego zagranicznym inwestorom. Ja nie promuję walki, nienawiści, zemsty za czyny wcześniejszych pokoleń, ale postawę Witolda Pileckiego. Pozytywna działalność na rzecz własnego kraju i narodu jest najważniejsza i na tym należy się skupiać, a nie na promocji przemocy i agresji dotyczącej poprzednich pokoleń. Owszem, nie możemy się zgadzać na kłamstwa, kolejne pohańbienie ofiar totalitarnych reżimów przez zakłamywanie historii, ale drugą stroną medalu jest przede wszystkim pozytywna działalność i duma z tego, kim jesteśmy. Łukasz Ciepliński, prezes IV Komendy Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość, w swoich grypsach nie zapowiadał zemsty dla kolejnych pokoleń, ale miał nadzieję na odzyskanie przez Polskę niepodległości i zwycięstwo chrystusowej idei. Z pewnością są tacy, którzy miłość do Ojczyzny rozumieją jako niechęć względem innych, ale ja na pewno do nich nie należę. Zniechęcanie do patriotyzmu przez ewentualność negatywnych postaw ludzi, którzy są przychylnie nastawieni do własnego kraju to jakieś pomieszanie i schizofrenia. W takim układzie, powinniśmy zniechęcać dzieci do kochania rodziców, tak na wszelki wypadek, aby nie przerodziło się to w coś niezdrowego.

Dlaczego ważna jest dziś pamięć o Żołnierzach Wyklętych?

Żołnierze Wyklęci to nie jedyna grupa, której należy się nasza pamięć i szacunek. Tym mianem możemy nazwać więcej grup – czy AK-owcy więzieni po '45 lub żołnierze sił zbrojnych nie zasługują na takie miano? To pojęcie przez wiele osób jest rozumiane znacznie szerzej. A dlaczego warto kultywować pamięć o bohaterach podziemia niepodległościowego? Okres II wojny światowej i jej konsekwencji to klucz do zrozumienia tego, w jakiej rzeczywistości dziś żyjemy. Nie trzeba być geniuszem, żeby stwierdzić, iż wydarzenia mniej więcej od roku 1914 kształtują naszą rzeczywistość. II wojna światowa, utrata elit, milionów obywateli, komunistyczne zniewolenie tłumaczy nam to wszystko, czego pochodną jest nasze aktualne położenie. W losie pojedynczych życiorysów Żołnierzy Wyklętych zamknięty jest los naszego narodu, umęczonego, zdradzonego, a później dobijanego mimo uczestnictwa w zwycięskiej koalicji antyhitlerowskiej. Wbrew twierdzeniom niektórych, Wyklęci są wspaniałym przykładem dla młodych ludzi. Oni nawet w najbardziej beznadziejnej sytuacji byli gotowi poświęcić wszystko dla Polski, byli herosami. Ich bohaterstwo, wytrzymałość, wiara w Polskę, honor, lojalność było niesamowite. Jeśli ktoś mówi, że to zły przykład, bo przecież oni nie wygrali żadnej wojny, jest w wielkim błędzie. Patrząc na sytuację gospodarczą, demograficzną Polski, moglibyśmy stwierdzić, że właściwie nie ma już co ratować, jesteśmy wykupieni przez zagraniczny biznes, wymieramy, starzejemy się, bezrobocie rośnie... Dajmy sobie spokój, albo zadbajmy o własny tyłek. Gdyby dziś w Polsce było więcej ludzi odważnych, honorowych i z takim zacięciem, jak Wyklęci – oczywiście przekładając to na realia działań gospodarczych, biznesowych, politycznych, oświatowych, kulturowych – to szala zwycięstwa mogłaby się znacznie przesunąć na stronę patriotycznej, wolnej Polski. Wyklęci pozostawili ważny testament i świadectwo, na które powinniśmy patrzeć z uwagą i szacunkiem.

Dla „Gazety Wyborczej” ich jedynym dokonaniem jest śmierć, w dodatku bezsensowna. Nie wiem, czy pamięta pan wywiad, jakiego „GW” udzieliła Magdalena Tulii, która raczyła zauważyć, że przecież hitlerowcy także ginęli z okrzykiem „Heil Hitler” na ustach (nawiązując do postaci bohaterskiej Inki, której ostatnimi słowami było zawołanie „Niech żyje Polska!”)…

Prymitywizm tej propagandy świadczy o jej bezradności. To z kolei jest w pewnym sensie przysługa dla nas, którzy uważamy Wyklętych za bohaterów, bo przecież dużo trudniej byłoby polemizować z rzeczowymi argumentami. Inka jest bohaterką bo miłość do Ojczyzny była dla niej wartością nadrzędną, bo dobro innych stawiała ponad dobro własne, była nieustraszona i dla Polski mogła zrobić wszystko. Nie czcimy jej przecież dlatego, że umarła. To kuriozum, że ludzie uważający samych siebie za wykształconych, za pisarzy czy dziennikarzy, wypowiadają się w tak prymitywny i chamski sposób. Trzeba pamiętać, że Inka nie umierała tylko za sprawę albo dlatego, że chciała postawić na swoim i nie podpisała prośby o ułaskawianie przez Bieruta, agenta NKWD, a wcześniej gestapo. Oddała życie w ofierze za swojego dowódcę i współtowarzyszy broni. To była cena jej śmierci. Mogła przecież wydać Łupaszkę oraz V Brygadę Wileńską i przeżyć. To były realia jej śmierci, nie chodziło o zasady czy udowodnienie czegokolwiek. Interes, który mogła „ubić” ze swoimi oprawcami, nie polegał na symbolice. To było oddanie życia za znacznie większą ilość osób, które walczyły za Polskę. Tu już nawet nie chodzi o zdradę, Ojczyznę czy patriotyzm – ona oddała życie za innych i właśnie to sprawia, że jej imię wymieniamy jednym tchem razem z imionami innych wielkich bohaterów. Życie za bliźniego oddawało wielu Polaków i tego nikt nie kwestionuje. Czy „GW” przypuściłaby podobny atak na Maksymiliana Kolbego, za to że w Auschwitz oddał życie za drugiego człowieka? Inka wolała zginąć, niż wydać na śmierć współtowarzyszy z podziemia. Nie wiem, jak można być takim chamem i prymitywem, by tak o niej mówić...

Czy Pańskim zdaniem, Polska jest wolnym krajem? Część z tych, którzy noszą portrety Żołnierzy Wyklętych uważają, że nie, śpiewają „Ojczyznę wolną racz nam WRÓCIĆ Panie”. Polska jest niepodległa?

W jednym ze swoich wystąpień prof. Witold Kieżun, mówiąc o niepodległości, przypomniał że według niektórych ekonomistów granicą, za którą zaczyna się kolonizacja jest oddanie więcej niż 20 proc. kapitału bankowego w obce ręce. Polska ten pułap przekroczyła czterokrotnie... Prof. Kieżun mówi to nie tylko jako powstaniec warszawski i żołnierz polskiego podziemia, zwraca uwagę nie tylko na kwestie ideologiczne czy wizerunkowe, ale przede wszystkim gospodarcze. Jesteśmy w bardzo niepokojącym stadium i nie dotyczy to tylko sektora bankowego, ale wielu gałęzi, od przemysłu, przez handel aż po koleje czy polskie złoża. To niepokojące. Jeśli popatrzymy na demokrację zaaranżowaną przez komunistów, zdrajców, ludzi służących obcemu mocarstwu, które napadło na nas w 1939 roku do spółki z Hitlerem, to tych powodów do niepokoju robi się bardzo dużo. Drugą stroną medalu jest to, że mamy ustrój demokratyczny i wolność słowa. Przecież swobodnie rozmawiamy, możemy powiedzieć, co nam się podoba i nikt nie wykreśli kilku linijek z tego wywiadu. Owszem, są też negatywne zjawiska - dziennikarze często borykają się z problemami, bo piszą prawdę, zaś zbrodniarze mają świetnie i składamy się na ich emerytury. Mógłbym długo wymieniać – żaden z oprawców polskiego narodu z czasów komunizmu, zdrajca Ojczyzny nie został do tej pory ukarany (prócz drobnych wyjątków). To rodzi w ludziach sfrustrowanych aktualną sytuacją Polski i statusem społecznym poczucie, że żyjemy w kraju całkowicie zniewolonym, podległym, w którym demokracja jest tylko wydmuszką.

Jaka jest zatem recepta na to? Słyszę często postulaty młodych-gniewnych, że trzeba obalić tą władzę i zastanawiam się, czy to coś zmieni? Przecież po niej przyjdzie kolejna, może nawet gorsza. Czy nie lepiej było zacząć od kształtowania mądrego społeczeństwa?

Nie należy poprzestawać na narzekaniu i protestach. Możemy odwołać bieżącą władzę, ale kto ją zastąpi? Nie jest przecież tak, że Polskę najechała jakaś sitwa, która dysponuje aparatem terroru, naród się z tym nie godzi, ale nie jest w stanie poderwać się do walki. Jest całkiem odwrotnie. Polityków, z których tak wielu Polaków jest niezadowolonych, mimo wszystko wybiera w wolnych wyborach większość społeczeństwa. Ktoś kupuje gazety, w których pluje się na polskich bohaterów, ktoś chodzi na sztuki, w których obraża się polską kulturę. To zespół naczyń połączonych, ludzie okłamani mają prawo do odmiennego osądu rzeczywistości, ale mimo wszystko, wolność jest w nas. Obalenie rządu? Już, teraz, dziś? Prowadzenie kampanii politycznych na plecach Wyklętych, którzy dopiero co wychodzą z cienia, byłoby niesmaczne. Kiedy słyszę takie plany, że dobrą okazją byłby na przykład 1 marca to pukam się w czoło i pytam: Kto zastąpi ludzi, których chcecie obalić? Czy macie kadry na zastąpienie administracji? To polski naród musi wykształcić profesorów, biznesmenów, polityków, ludzi światłych, mądrych i kochających swoją Ojczyznę. Obalenie władzy? Komuna także zbankrutowała politycznie kilka lat temu i wszyscy wiemy, jak to się skończyło. Ludzie, którzy nie życzą dobrze Polsce, dbają o własne interesy są lepiej zorganizowani, mają pieniądze, wpływy, kontakty, media etc. Trzeba budować pozytywne machiny, działające na rzecz naszego narodu i kraju, nie tylko oburzać się i rzucać kamieniami, bo z tego na pewno wielkiej i pięknej Polski nie będzie.

Rozmawiała Marta Brzezińska-Waleszczyk 

*Tadek Firma Polkowski - raper, organizator akcji "Burza 2014". Więcej szczegółów TUTAJ

(fotografia z koncertu Damian Klamka/Tadek Firma Facebook)