Podpisy złożone, gale, baloniki, defilady – Europa hucznie wyprawiła swoje 60 urodziny. A i było co. Ze skromnych początków 1957 roku, Unia przeobraziła nam się w biurokratycznego goliata kontrolującego, a przynajmniej usiłującego kontrolować, każdy aspekt naszego życia.

Reguluje to co jemy, co palimy, pijemy, jak prowadzimy biznes, kogo zatrudniamy, jak mu płacimy, jak wychowujemy dzieci, jak kontrolujemy swoje emocje i jakich słów używamy. Wciąż, jak 60 lat temu, na transparentach ma wypisane - za demokrację i kulturową różnorodność. Z tą różnicą, że demokracja przez te wszystkie lata musiała ustąpić trochę miejsca rygorom liberalizmu a różnorodność musiała się ograniczyć do obyczajowości i rezygnując z wszystkiego co stanowiło o unikalności każdego z państw członkowskich, ich konkurencyjności i niepowtarzalności.

Dziś skrojona na jedną modłę, Unia jest żałosnym wspomnieniem mocarstwa jakim niegdyś była, czy być mogła. Pogrążona w gospodarczej stagnacji, w zapaści demograficznej, sparaliżowana kryzysem imigracyjnym i bezsilnością nadmiaru socjalnych regulacji, z trudem wykrzesała z siebie rocznicowy entuzjazm. Z badań Pew Research Poll wynika, że 47% obywateli EU źle dziś ocenia sytuację w Europie, 42% uważa, że Bruksela i jej urzędnicy mają zbyt wiele kompetencji. Zaledwie 27% chce, żeby niczego nie zmieniać w unijnej polityce.

Jak każde badania, te też można rozmaicie interpretować, gorzej z twardymi danymi ekonomicznymi. W 1957 roku dochód na mieszkańca państw sygnatariuszy Traktatów Rzymskich wynosił 13 476 dolarów ( w dzisiejszej walucie) W tym czasie PKB na głowę mieszkańca Stanów Zjednoczonych wynosiło 16,560.83. Spora różnica, choć nie do nadrobienia. Dziś PKB na głowę mieszkańca tych samych państw UE to 38 594 dolary, podczas gdy PKB na głowę mieszkańca Stanów Zjednoczonych wzrosło do 52,007 i przepaść dalej rośnie. W tym tempie za 60 lat podwoi się.

Polska oczywiście skorzystała na UE jak nigdy na żadnym sojuszu od czasów unii z Litwą. I wczorajsze obchody wydają się jak najbardziej zasadne. I rację pewnie mają ci, którzy zagłuszają każdą krytykę Unii przypominając, że poziom życia w Polsce wzrósł ponad 7,5 razy w ciągu ostatnich 25 lat. . Nowe drogi, lepsze mieszkania, samochody, wolność podróżowania. Mocny argument, który jednak nie odpowiada na pytanie, czy uda nam się utrzymać to tempo wzrostu w miarę jak przejmować będziemy unijną biurokrację, jej socjalne prawa, zwyczaje, imigracyjną wspaniałomyślność i niechęć do wartości, które kiedyś stanowiły o europejskiej wyjątkowości.

Tomasz Wróblewski/wei.org.pl