Zespół przy Akademii Obrony uwzględnił realia współczesnej wojny. Chodzi tu zwłaszcza o tzw. „pełzający konflikt”. Potrzebne są siły, które mogą współdziałać ze Strażą Graniczną, policją i żandarmerią jeszcze przed wybuchem wojny.

Według nowej koncepcji mają zostać stworzone jednolite pododdziały NSR. Będą liczyć do 20 tysięcy osób. Powstałaby ponadto nowa struktura terytorialnych oddziałów specjalnych NSR, skupiając dodatkowo 10 tysięcy osób. Zwiększono by więc etatowo polskie siły zbrojne o 8 proc., a więc do 130 tysięcy żołnierzy.

Nowi członkowie NSR mieliby zajmować się reagowaniem w sytuacjach klęsk żywiołowych. Byliby potrzebni także podczas działań dywersantów; prowadziliby ponadto walkę partyzancką na tyłach sił wroga oraz ochraniali strategiczne obiekty.

W koncepcji przewidziane są ekstrabonusy finansowe. „– Za podtrzymanie zdolności do służby, czyli np. sprawności fizycznej, umiejętności pracy na komputerze, otrzymywaliby 20 proc. uposażenia etatowego żołnierza zawodowego” – mówi gen. Pacek „Rzeczpospolitej”.

Szeregowy TOS NSR otrzymywałby więc ok. 550zł brutto, a ppor. ok. 800zł brutto. Nadzór nad nowymi oddziałami sprawowaliby zawodowi żołnierze (od 350 do 500). Budżet MON kosztowałoby to 150-200 mln rocznie.

„Nie budujemy masowej obrony terytorialnej, lecz takie struktury są przewidziane na czas wojny. Ale jej szczegóły są tajne. Choć zapewniam: sprawa wygląda dobrze” – powiedział gen. Pacek.

pac/rzeczpospolita