Finlandia i Szwecja tworzą jedną przestrzeń strategiczną. Dla USA są ważnym odcinkiem granicy Zachodu z Rosją, dla Moskwa traktuje je jako jeden obszar geopolityczny, podobnie jak „Pribałtykę” (Litwa, Łotwa, Estonia).

Szwecja oraz Finlandia ze względu na położenie geograficzne są istotnym elementem w planach ewentualnych działań wojennych tworzonych zarówno przez strategów natowskich, jak i rosyjskich.

Akcesja obu państw do Sojuszu Północnoatlantyckiego wyjaśniłaby sytuację w regionie i zredukowała zagrożenie agresją rosyjską, nie tylko na kraje bałtyckie, czy też na północy Europy, ale generalnie – wobec Zachodu i jego sojuszników.
Wejście Finlandii do NATO miałoby sens tylko w przypadku jednoczesnej akcesji Bardziej uzasadnione jest samodzielne przystąpienie do Sojuszu Szwecji. Chodzi o położenie geograficzne, znaczenie historii oraz stan nastrojów społecznych i postawa polityków.

W obu krajach nie ma wciąż jednak – mimo widocznych zmian w nastrojach społecznych – wystarczającego poparcia dla członkostwa w NATO, zwłaszcza w elitach politycznych. W przypadku Helsinek przeważa obawa przed drażnieniem Rosji. W obu krajach żywe jest przywiązanie do tradycji nie tyle neutralności, co statusu państw pozablokowych.
Wejścia obu państw do Sojuszu nie należy więc się w najbliższych latach spodziewać (chyba, że doszłoby do czegoś nadzwyczajnego, np. wojny), co nie zmienia faktu, że i Szwedzi i Finowie szukają wszelkich innych sposobów, by wzmocnić swą pozycję względem Rosji. To zaś w naturalny sposób wzmacnia kraje bałtyckie i Polskę oraz generalnie pozycję NATO na Bałtyku.
Szwedzkie i fińskie oddziały już teraz są stosunkowo dobrze zintegrowane z natowskimi standardami. Z każdym rokiem zwiększa się stopień kompatybilności sił zbrojnych Szwecji i Finlandii oraz państw NATO. Do tego dochodzą formalne umowy zacieśniające współpracę. W efekcie łatwiej będzie współdziałać stronom w razie rosyjskiej agresji.

Najbardziej prawdopodobny model budowy bezpieczeństwa przez Szwecję i Finlandię to coraz mocniejszy dwustronny sojusz obronny, którego głównym partnerem będą Stany Zjednoczone, a który – niejako dodatkowo – umocowany będzie (formalnie – luźno) w regionalnych formułach współpracy obronnej oraz w mechanizmach natowskich.

Szwecja i Finlandia z racji na swe położenie mają bardzo duże znaczenie dla bezpieczeństwa w Europie Północnej. Ich polityka i postawa będą jednym z kluczowych czynników w razie wybuchu konfliktu zbrojnego na Bałtyku. W przypadku zacieśnienia wojskowej współpracy z NATO i USA, czy nawet wejścia do Sojuszu, zmieniłaby się radykalnie sytuacja na północnym odcinku granicy NATO-Rosja. Na niekorzyść tej drugiej. Członkostwo Finlandii w Sojuszu Północnoatlantyckim dwukrotnie wydłużyłoby granicę natowsko-rosyjską w Europie i doprowadziło do zwiększenia obecności NATO na Morzu Bałtyckim. Nie tylko na wodzie, ale też – przede wszystkim – w powietrzu (silne lotnictwo fińskie). Finlandia w Sojuszu to m.in. pogorszenie strategicznej sytuacji Sankt Petersburga – od którego już teraz niedaleko leży inne państwo NATO, Estonia. Na niekorzyść Rosji zmieniłaby się też sytuacja strategiczna na Dalekiej Północy. W przypadku Szwecji istotniejsza byłaby jej militarna rola na Bałtyku, choć należy zauważyć, że  Sztokholm obecnie dysponuje mniejszym potencjałem wojskowym niż wschodni sąsiad. Nie zmienia to jednak faktu, że bez jednoczesnego przystąpienia Szwecji do NATO Finlandia stałaby się izolowanym od reszty sojuszników członkiem Sojuszu.

Kluczowa lokalizacja

Siły zbrojne i potencjał obronny obu skandynawskich państw mają drugorzędne znaczenie wobec czynnika najważniejszego z punktu widzenia NATO: geograficznego położenia, a zwłaszcza kontroli nad kilkoma strategicznymi punktami na Bałtyku. Punkty te niezmiennie, od kilku stuleci, odgrywają ważną rolę w kolejnych konfliktach na tym akwenie. Tak było podczas wojny krymskiej w latach 1853-56 jak i czasie działań zachodnich aliantów przeciwko bolszewikom w latach 1918-20 (sprawa Wysp Alandzkich i twierdzy Viapori). Nie można też zapominać o Gotlandii oraz przylegających do szwedzkich wód terytorialnych cieśnin  Øresund i Skagerrak.

W marcu 2015 roku rosyjskie wojsko przeprowadziło zakrojone na wielką skalę manewry na morskich akwenach na południe i północ od Szwecji i Finlandii. Ponad 30 tys. żołnierzy ćwiczyło m.in. desant i okupację Wysp Alandzkich, Bornholmu, Gotlandii i północnych rejonów Norwegii. Takich posunięć wojskowych ze strony Rosji można oczekiwać w razie inwazji na kraje bałtyckie – chodziłoby o odcięcie zaatakowanych państw od pomocy sojuszniczej. Estonia, Łotwa i Litwa są odizolowane od reszty NATO – wąski przesmyk suwalski agresor może łatwo i szybko przeciąć. Tuż obok mamy uzbrojoną po zęby eksklawę kaliningradzką. Sojuszowi byłoby bardzo trudno wesprzeć kraje bałtyckie bez pomocy Szwecji i Finlandii. Obecnie natowscy planiści muszą więc w planach ewentualnościowych dla krajów bałtyckich brać pod uwagę różne warianty, także i ten, w którym Helsinki i Sztokholm zachowują ścisłą neutralność. Szwecja i Finlandia są już dziś ważnymi sojusznikami USA i bliskimi partnerami NATO, ale trudno przewidzieć, jak zachowają się z przyłożoną rosyjską lufą do skroni. Zwłaszcza dotyczy to Finów. Oba kraje nie są przecież w żaden sposób zobligowane, by pomagać jakiemukolwiek członkowi Sojuszu w razie zbrojnej napaści.

Działa to jednak w obie strony. W Sztokholmie zapamiętali słowa minister obrony Norwegii. W 2013 roku Anne-Grete Strøm-Erichsen publicznie oświadczyła, że „nie jest pewne czy Norwegia pomoże, jeśli Szwecja, i w domyśle Finlandia, zostanie zaatakowana, bo nie są one członkami NATO…”. Rządy obu państw wiedzą, że mimo formalnego statusu pozablokowego i braku członkostwa w NATO ich odwołanie się do neutralności w czasie kryzysu lub konfliktu może nie być respektowane przez Rosję. W razie rozwoju jej konfliktu z NATO Moskwa może w pewnym momencie uznać, że dla poprawy strategicznej pozycji opłaci jej się inwazja co najmniej na kluczowe części Finlandii i Szwecji. Już teraz Kreml postrzega Szwecję i Finlandię jako integralną część Zachodu i nieformalny element Sojuszu Północnoatlantyckiego. Oba państwa są członkami UE i obowiązuje je „klauzula wzajemnej pomocy i wsparcia” (art. 42.7 Traktatu Lizbońskiego), ponadto od lat rozwijają współpracę z NATO. Formalne wejście Finlandii i Szwecji do Sojuszu byłoby jednak dla Moskwy z pewnością jeszcze gorszym scenariuszem, więc celem Moskwy jest utrzymanie obu tych krajów poza NATO. Kreml przyjął tutaj taktykę kija, nie marchewki. Zastraszanie ma skuteczniej wybić Skandynawom z głowy NATO. Stąd liczne ćwiczenia i prowokacje wojskowe.

Do tych najbardziej znanych należały symulowany atak atomowy rosyjskiego lotnictwa na cele w Szwecji (marzec 2013) czy też zakończone słynnym polowaniem na tajemniczy okręt podwodny u szwedzkich wybrzeży (lato 2015) naruszenie granic Szwecji. Mniej rosyjskie prowokacje nagłaśniają Helsinki, ale też wiadomo, że tylko w 2014 roku Rosja naruszyła przestrzeń powietrzną Finlandii pięć razy. W marcu 2014 r.  dowódca jednostki Powietrznych Sił Finlandii w Rissala meldował: „Rosyjskie samoloty w rejonach graniczących z południową i wschodnią Finlandią latają w inny sposób i w innych kierunkach niż zwykle”. W odpowiedzi podniesiono poziom gotowości bojowej w fińskim lotnictwie. 10 grudnia 2015 roku rosyjski śmigłowiec przekroczył granicę i wleciał na głębokość 9 km nie reagując na próby kontaktu ze strony sił powietrznych i służb granicznych Finlandii. Maszyna była w fińskiej przestrzeni przez sześć minut, docierając w rejon wyspy Haapasaari, po czym powróciła na terytorium Rosji. Najprawdopodobniej był to śmigłowiec Ka-27 startujący z pokładu jednej z jednostek Floty Bałtyckiej.

Rosja grozi…

W zdecydowanie trudniejszym położeniu znajduje się właśnie Finlandia. Nie chodzi tylko o geografię (Szwedzi nie mają nawet wspólnej granicy z Rosją), ale też historię. Rosyjski protekcjonalizm wobec Helsinek bierze się z czasów, gdy Finowie znajdowali się pod panowaniem carskim, a potem z okresu „finlandyzacji”. Z drugiej strony Moskwa pamięta też o krwawej łaźni, jaką sprawili Armii Czerwonej fińscy strzelcy podczas wojny zimowej. Ale wciąż uważa Finlandię za część swojej strefy wpływów i nie waha się tego okazywać.

Jeszcze w czerwcu 2012 roku  ówczesny naczelnik Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej gen. Nikołaj Makarow podczas konferencji w Helsinkach ostrzegł gospodarzy przed współpracą z NATO. Mówił, że zagraża ona bezpieczeństwu Rosji, a Finowie powinni zacieśniać współpracę obronną właśnie z Moskwą. Makarow podważał także prawo Finlandii do organizowania ćwiczeń wojskowych na własnym terytorium, niedaleko granicy z Rosją. Niedługo potem Władimir Putin, po spotkaniu z prezydentem Finlandii Sauli Niinistö, zagroził kontrposunięciami, jeśli Finlandia przyjmie na swoim terytorium jakieś „systemy uderzeniowe” NATO. Przekonywał fińskiego przywódcę, że wejście do Sojuszu oznaczać będzie utratę suwerenności przez jego kraj. Rosyjskich gróźb Finowie lekceważyć nie mogą i poczynają sobie w sferze dyplomatycznej dużo ostrożniej (krytycy mówią wręcz o tchórzliwości) z Moskwą, niż choćby Szwedzi. Nie chodzi tylko o to, że granica z Rosją liczy sobie aż 1340 km. Finowie są też uzależnieni od sąsiada energetycznie. Importują z Rosji 100 proc. gazu i ponad 90 proc. ropy i węgla. Około połowy zużycia energii w kraju opiera się na dostawach z Rosji. Nie bez znaczenia jest też duża diaspora rosyjska i ożywiona wymiana handlowa.

Helsinki unikają słownych starć z Moskwą, co nie oznacza, że nie dostrzegają zagrożeń. Rok temu były minister obrony Carl Haglund podniósł alarm w parlamencie, kiedy okazało się, że rosyjskie firmy kupują i inwestują w ziemię w rejonie obiektów wojskowych Finlandii. Rząd rozważa więc teraz uchwalenie prawa, które pozwoli przejmować państwu prywatne działki w sąsiedztwie obiektów militarnych. W połowie kwietnia br. obecny minister obrony Jussi Niinistö przyznał publicznie, że bierze pod uwagę możliwą okupację Wysp Alandzkich. Nie wyklucza realizacji „scenariusza krymskiego” na zdemilitaryzowanym (efekt traktatów z Moskwą) archipelagu. „Chcielibyśmy polegać na prawie międzynarodowym i Finlandia zawsze działa z nim w zgodzie. Ale w sytuacji kryzysowej nie możemy na nim polegać w stu procentach – takie są realia” – mówił Niinistö. Noszący to samo nazwisko prezydent, Sauli Niinistö oznajmił, że jest gotów przyjąć szwedzką pomoc dla obrony Wysp Alandzkich. Ale sami Szwedzi mieliby obecnie ogromny problem, żeby obronić swoją Gotlandię. W rejonie wyspy co i rusz pojawiają się rosyjskie okręty i samoloty, co w jakimś stopniu da się zapewne tłumaczyć bliskością instalacji Gazociągu Północnego. Ale prowokacje Moskwy odnoszą się do całego terytorium Szwecji i nie mają charakteru jedynie militarnego.

W marcu 2013 r. dwa bombowce strategiczne Tu-22M3 osłaniane przez myśliwce Su-27, symulowały atak na znajdujące się na terenie Szwecji instalacje jądrowe. We wrześniu 2014 r. dwa bombowce Su-24 naruszyły szwedzką przestrzeń powietrzną. Według byłego ministra spraw zagranicznych Carla Bildta był to najpoważniejszy taki incydent od ponad dekady. Szwedów ostrzegał przed zbliżeniem z NATO w czerwcu 2015 r. rosyjski ambasador Wiktor Tatarincew, grożąc retorsjami w postaci przegrupowania oddziałów wojskowych i systemów rakietowych. W sierpniu 2015 r. wydalono rosyjskiego dyplomatę podejrzanego o szpiegostwo. Kontrwywiad SÄPO szacuje, że prawdopodobnie co trzeci z 37 akredytowanych w Szwecji Rosjan może być współpracownikiem służb specjalnych Rosji. Z ogłoszonego w marcu br. raportu  SÄPO za rok 2015 wynika, że Moskwa prowadzi przeciwko Szwecji wojnę psychologiczną, której celem są decydenci oraz opinia publiczna. Rosja chce wpływać na podejmowane w Sztokholmie decyzje poprzez wspieranie ruchów ekstremistycznych, działania informacyjne oraz dezinformacje. Jako przykład manipulacji podano sfałszowanie listu rzekomo podpisanego przez ministra obrony Hultqvista, w którym miał on gratulować firmie BAE Systems Bofors zdobycia kontraktu na dostawy broni Ukrainie.

Apogeum gróźb były słowa samego szefa MSZ Rosji. Siergiej Ławrow zagroził 29 kwietnia w wywiadzie dla dziennika „Dagens Nyheter”, że jeśli Szwecja wejdzie do NATO, to Rosja podejmie w odpowiedzi niezbędne środki militarne. „Jedna rzecz to mieć na północy za sąsiadów kraje neutralne, a co innego członków Sojuszu Północnoatlantyckiego” – oświadczył szef rosyjskiej dyplomacji, nie precyzując jednak, o jakie konkretnie środki może chodzić. „To jest sprawa naszego wojska, ministerstwa obrony oraz sztabu generalnego” – powiedział Ławrow. Zapytany o chłód w stosunkach rosyjsko-szwedzkich, odparł, że winę za to ponosi Szwecja. „To Sztokholm ogłosił, że nasze kontakty zostaną zamrożone oraz przyłączył się do sankcji UE” – stwierdził Ławrow. Jego groźby  zdenerwowały polityków opozycyjnej centroprawicy. „O naszej polityce zagranicznej i bezpieczeństwa decyduje Szwecja, a nie rosyjskie groźby” – zapewniła szefowa Partii Centrum Annie Loof. Zaś Karin Enstrom, rzeczniczka ds. polityki zagranicznej Partii Umiarkowanych, zwróciła się do MSZ Szwecji, by wezwało rosyjskiego ambasadora, żeby ten wytłumaczył się ze słów swego pryncypała.

…Skandynawowie się zbroją

W styczniu 2015 r. w przywiązanej do koncepcji obronnej samowystarczalności Finlandii burzę wywołał prof. Alpo Juntunen, kiedy przedstawił w czarnych barwach zdolności obronne kraju. Oświadczył, iż mimo podniesienia poziomu zdolności obronnych po zakończeniu zimnej wojny w przypadku agresji Rosji Finowie mogą mieć nadzieję na skuteczną obronę jedynie części południowej terytorium państwa.

Upadek ZSRS umożliwił Helsinkom odrzucenie wszelkich ograniczeń narzuconych im po ostatniej wojnie światowej. Zerwano z tzw. finlandyzacją, szczególnie właśnie w sferze wojskowej. Finowie obrali kurs na integrację z Zachodem. Co jednak charakterystyczne, unikając wejścia do NATO, Helsinki postawiły na relacje dwustronne, zwłaszcza z USA. Zwłaszcza w sferze zbrojeń i podnoszenia poziomu wyszkolenia. Ogromne znaczenie w tym kontekście miała decyzja w 1992 roku, by kupić od Amerykanów ponad sześćdziesiąt myśliwców F-18 Hornet. W efekcie do dziś trwa współpraca obu państw w szkoleniu pilotów, w ćwiczeniach i w modernizacji samolotów. Następstwem takiej polityki stał się też zakup w 2012 r. od USA ok. 70 pocisków manewrujących powietrze-ziemia AGM-158 JASSM. Znalazły się one na uzbrojeniu F-18 i Finowie mogą nimi skutecznie razić cele naziemne w Rosji (takie pociski kupuje skądinąd także Polska). A na tym zbrojeniowej współpracy z USA zapewne nie koniec. Za około dekadę Finowie będą musieli wybrać następcę Horneta. Wśród kandydatów wymienia się m.in. F-35 oraz F/A-18E/F oraz JAS-39E Gripen, którego szanse wzrosną jeśli górę weźmie budowa dwustronnego ścisłego sojuszu ze Szwecją.

Fińska armia dysponuje ok. 250 czołgami, ponad 1,3 tys. wozów bojowych, ponad 800 zestawami artylerii, 120 samolotami (połowa to F-18) i 20 helikopterami, jak też 40 okrętami. Władze planują zwiększenie wydatków w 2016 roku, przede wszystkim na zakupy sprzętu i uzbrojenia. Na obronę narodową ma zostać przeznaczonych w tym roku 2,886 mld euro. W porównaniu z rokiem 2015 to o ok. 8,5 proc. więcej. Udział wydatków obronnych w PKB Finlandii zwiększył się z 1,29 proc. do 1,37 proc. Planuje się nieznaczny wzrost nakładów na obronę aż do 2020 roku. Ma to zatrzymać spadki w finansowaniu sił zbrojnych widoczne w ostatnich latach oraz zapewnić środki na modernizację okrętów wojennych oraz wspomniany wybór następcy F-18 (wymiana planowana na lata 2025–2030).

Poziom wzrostu wydatków na obronę oraz ich struktura (głównie wydatki na uzbrojenie) odbijają się już teraz negatywnie na skali i częstotliwości ćwiczeń żołnierzy. Przy fińskim modelu jest to bardzo ważny element. Armia poborowa i tzw. koncepcja obrony totalnej pozostają filarami systemu obrony. Fińskie Siły Obrony, złożone z wojsk operacyjnych oraz lokalnych oddziałów obrony terytorialnej, opierają się na zasadzie powszechnego obowiązku wojskowego. Ich głównym zadaniem jest odstraszanie i obrona terytorialna. W czasie pokoju fińskie wojsko liczy w sumie ok. 35 tys. żołnierzy, w tym tylko ok. 25 proc. zawodowych. Maksymalny poziom liczebny po mobilizacji (na stopie wojennej) to obecnie ok. 250 tys. żołnierzy. To ponad 4,5 proc. populacji. Ale warto pamiętać, że jeszcze dekadę temu mobilizacja obejmowała aż 7 proc. populacji Finlandii!

Możliwością wystawienia blisko półmilionowej armii mogła się za to pochwalić Szwecja. Tyle że w czasach zimnej wojny. Jeszcze trzy dekady temu wojsko liczyło ok. 100 tys. żołnierzy w służbie czynnej. Do tego dochodziło kolejne 350 tys. wyszkolonych rezerwistów. Siły powietrzne liczyły 300 samolotów bojowych (w latach 50. XX w. Szwecja miała czwarte lotnictwo wojskowe świata, po USA, ZSRS i Wielkiej Brytanii), siły morskie 40 okrętów wojennych i 12 okrętów podwodnych. Od tamtego czasu Szwecja straciła ponad połowę operacyjnych jednostek bojowych armii, ponad 60 proc. lotnictwa i ok. 30 proc. sił morskich. Bardzo ważny był rok 2010, gdy zniesiono powszechną służbę wojskową i rozpoczął się proces uzawodowienia armii. Liczy ona dziś zaledwie 50 000 żołnierzy. Mocną stroną nadal pozostaje lotnictwo. Jako jedyny skandynawski kraj produkujący własne samoloty (i jeden z ledwie kilku na świecie posiadających technologię pozwalającą na budowę tak zaawansowanego sprzętu) Szwecja ma dziś w służbie ponad 90 Gripenów (wersje C i D), zamówiono już 60 maszyn najnowszej wersji E. W najbliższym czasie rząd ma się zająć ponadpartyjną propozycją zwiększenia wydatków na rozbudowę floty okrętów podwodnych.

Podobnie jak w sąsiedniej Finlandii wydatki obronne w ostatnich latach malały z roku na roku. Jeszcze w 2006 r. na ten cel szło 1,5 proc. PKB. W roku agresji rosyjskiej na Ukrainę było to już tylko 1,05 proc. Potem jednak budżet sił zbrojnych zaczęto zwiększać. W 2015 roku budżet obronny wynosił 40 mld koron, a w obecnym 43,3 mld koron (4,6 mld euro) – czyli 1,1 proc. PKB. Do roku 2020 ma wzrosnąć jeszcze o blisko 9 mld koron. Ale zdaniem wojskowych to wciąż za mało. Dowództwo armii przekonuje polityków do zwiększenia nakładów na obronność do aż ok. 3 proc. PKB (ostatnio tak wysoki współczynnik był zapisany w budżecie w 1975 r.). Pod koniec grudnia 2014 r. w rozmowie z gazetą „Svenska Dagbladet” generał Sverker Göranson, szef sztabu generalnego sił zbrojnych stwierdził, że w przypadku ograniczonego ataku zbrojnego Szwecja jest w stanie bronić się zaledwie przez tydzień. Najwyższy rangą wojskowy jako zagrożenie wskazał Rosję i zasugerował, że sposobem na wzmocnienie obrony byłoby wejście Szwecji do NATO. Choć nie było to oficjalne oświadczenie, w szwedzkiej opinii publicznej, przywiązanej do mitu „samodzielnej obrony”, wywołały te słowa burzę. I przyniosły pewne rezultaty. Teraz mówi się o konieczności wzmocnienia sił morskich i powietrznych na Bałtyku, ale też rozbudowie potencjału baz na Gotlandii. Wyspa ma ogromne znaczenie strategiczne, leży 90 km od Szwecji kontynentalnej, 130 km od Łotwy, 248 km od Kaliningradu. W 2015 roku Szwedzi wydali 120 mln dolarów na odbudowę instalacji z czasów zimnej wojny na tej wyspie. Gotlandia odgrywa kluczową rolę w obronie krajów bałtyckich przez NATO. Jeśli Rosja zajmie wyspę i zainstaluje tam systemy rakietowej obrony przeciwlotniczej, Sojusz będzie miał ogromne problemy z pomocą sojusznikom, bo jeśli dodać do tego systemy rakietowe z Kaliningradu, to okaże się, że Moskwa dysponuje barierą niemal nie do przejścia. Do 2018 roku ma na Gotlandii znaleźć się kilkusetosobowy garnizon. To jednak wciąż za mało. Artyleria i lotnictwo będzie się wciąż znajdowało na głównym lądzie, około stu kilometrów na zachód od wyspy.

Finowie i Szwedzi wobec NATO

Elity rządzące w Helsinkach, jak też samo społeczeństwo fińskie, są nastawione do kwestii członkostwa w NATO sceptyczniej, niż sąsiedzi z zachodu. Wynika z to z obaw przed agresywnymi rosyjskimi działaniami, przekształceniem kraju w państwo frontowe Sojuszu, wreszcie nie ma woli zobowiązywania się do czynnej obrony państw bałtyckich (mimo więzi z Estonią). Prezydent Niinistö nie tak dawno jasno dał do zrozumienia, że Finlandia nie ma żadnych zobowiązań, jeśli chodzi o zapewnienie bezpieczeństwa państwom bałtyckim. Mimo zmiany sytuacji geopolitycznej po rozszerzeniu NATO o państwa bałtyckie, zarówno wśród części elit politycznych, jak i w społeczeństwie nadal silne jest wywodzące się z zimnej wojny przekonanie o korzyściach z pozostawania poza rywalizacją mocarstw. To właśnie rozpętana histeria przed zbytnim zbliżeniem do NATO zmusiła fiński rząd w 2014 r. do odłożenia decyzji ws. udziału w misji ochrony powietrznej Islandii. Jeden z ostatnich sondaży pokazał, że tylko 22 proc. Finów jest za wejściem do NATO, a 55 proc. przeciw.

Po wyborach do parlamentu w kwietniu 2015 r. koalicję utworzyły trzy największe ugrupowania: Partia Centrum, Partia Finów i Partia Koalicji Narodowej. Pierwszy raz do rządu weszła nacjonalistyczna Partia Finów, która niemal natychmiast uzyskała duży wpływ na politykę zagraniczną i bezpieczeństwa. Szefem MSZ został lider partii Timo Soini, a resortu obrony – jego zastępca, Jussi Niinistö. Co ważne, Partia Finów postuluje politykę samowystarczalności obronnej: pozostawania poza sojuszami przy jednoczesnym zwiększaniu budżetu obrony i modernizacji wojska. Warto jednak podkreślić, że rządząca centroprawica pozostawiła opcję ubiegania się o wejście do NATO wciąż otwartą (zapis w dokumencie programowym koalicji). Furtka pozostaje otwarta, choć w tej kadencji decyzji zbliżających Finlandię do członkostwa w Sojuszu nie ma się co spodziewać, chyba że dojdzie do dramatycznych wydarzeń w otoczeniu tego kraju. Wzrost niepewności przyczyni się na pewno do wzmocnienia wojskowej współpracy Finów z Sojuszem (m.in. wspólne ćwiczenia). Równolegle mamy kontynuację regionalnej współpracy z krajami nordyckimi (NORDEFCO) oraz zacieśnienie współpracy bilateralnej ze Szwecją. Taka polityka będzie prowadzona także w najbliższych latach, o czym świadczy opublikowany w kwietniu br. raport specjalnej grupy roboczej przygotowany na zlecenie rządu. Autorami dokumentu są: przewodniczący Szwedzkiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Mats Bergquist, przewodniczący genewskiego Centrum Polityki Bezpieczeństwa François Heisbourg, były ambasador Finlandii w Rosji René Nyberg oraz dyrektor Fińskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych  Teija Tiilikainen. Główna teza raportu mówi, że wejście Finlandii do NATO wzmocniłoby bezpieczeństwo państwa, ale jednocześnie prowadziłoby do poważnego kryzysu w stosunkach z Rosją, choć bardziej o charakterze gospodarczym niż militarnym. Zapewne świadomie nie dano w raporcie jednoznacznej rekomendacji, czy Finlandia powinna wejść do NATO, ale autorzy zauważają, iż nie ma ani politycznych, ani praktycznych przeszkód dla członkostwa. Podkreślają za to, że wejście do Sojuszu będzie miało sens tylko wówczas, jeśli zrobi to także sąsiednia Szwecja.

Szwecja tymczasem kojarzy się z neutralnością jak – nie licząc Szwajcarii – chyba żadne inne państwo na Starym Kontynencie. Dwa stulecia z okładem – od czasów Kongresu Wiedeńskiego – Szwedzi starają się trzymać z dala od wojen i wrogich sobie koalicji. Szwecja była neutralna i podczas obu wojen światowych i później, w czasie zimnej wojny. Tym, co ją różniło od Helwetów, było jednak rozwijanie własnego potencjału zbrojnego. Podczas zimnej wojny – w nieoficjalnej współpracy z NATO. W pierwszych latach globalnej konfrontacji Zachodu z Imperium Zła Szwecja – mając mniej, niż 10 mln mieszkańców – zdolna była powołać pod broń nawet milion mężczyzn! Tuż po tym, jak Sowieci krwawo stłumili powstanie węgierskie, wojskowe lotnictwo Szwecji dysponowało ponad… 800 samolotami, co czyniło Szwecję czwartą powietrzną potęgą świata… Deklarując neutralność, Sztokholm czuł się, rzecz jasna, pełnoprawną i suwerenną częścią wolnego świata – tym się różniąc w tamtych dekadach od Finlandii. Szwecja zdawała sobie sprawę, że szanse pozostania poza działaniami wojennymi w razie wybuchu wojny w Europie są małe, a wówczas jedyną możliwością uniknięcia sowieckiej okupacji będzie otrzymanie szybkiej pomocy od NATO. Stąd tajna współpraca militarna z NATO i Amerykanami, choć publicznie szwedzkie rządy socjaldemokratyczne często krytykowały politykę zagraniczną i bezpieczeństwa USA.

Po zwycięstwie Zachodu w zimnej wojnie Szwedzi popełnili – jak to dziś widać – ten sam błąd, co szereg innych krajów. Wobec braku tradycyjnego zagrożenia militarnego, Sztokholm zredukował siły zbrojne i zaczął im nadawać charakter sił przede wszystkim mających uczestniczyć w misjach zagranicznych. Porzucono kluczowy element wojennej doktryny obowiązującej przez całą drugą połowę XX wieku – de facto zlikwidowano system obrony terytorialnej. Zmiany w wojsku przypieczętowała decyzja, która spowodowała, że 1 lipca 2010 roku cała armia przeszła na system kontraktowy. Jeszcze bardziej „postzimnowojenne rozbrojenie” odczuwali wojskowi finansowo. W ciągu dwóch dekad udział wydatków na obronę w PKB Szwecji zmniejszył się dwukrotnie do 1,1 proc. Tempo procesu samorozbrajania przyhamował nieco dopiero centroprawicowy rząd premiera Fredrika Reinfeldta (2006–2013), który zwiększył współpracę z NATO i USA nie tylko na płaszczyźnie ćwiczeń, ale też poprzez uczestnictwo w operacjach wojskowych w Afganistanie, a potem Libii. Taka polityka wynikała ze świadomości zmian w otoczeniu bezpieczeństwa Szwecji – rzecz jasna chodziło o rosnąca agresywność Rosji. W nowej wersji strategii bezpieczeństwa w 2009 roku Sztokholm znów dopuścił możliwość wystąpienia kryzysów i konfliktów w regionie oraz wrócił częściowo do koncepcji obrony terytorialnej. Co ciekawe w tym samym roku w Polsce wdrażano w życie oparty o przeświadczenie o braku zagrożenia ze strony Moskwy reset w relacjach z Rosją. W tymże 2009 roku przyjęto tzw. deklarację solidarności, która przewiduje, że Szwecja nie pozostanie bezczynna w razie „katastrofy lub ataku zbrojnego” na jedno z państw Unii Europejskiej oraz na pozostające poza UE Norwegię i Islandię. Jednocześnie Sztokholm od tych państw oczekuje tego samego. Zwiększono współpracę wojskową z państwami nordyckimi oraz udział w ćwiczeniach i operacjach NATO. Mimo deklarowanej neutralności, szwedzkie myśliwce uczestniczyły w powietrznej kampanii NATO w Libii w 2011 r.

Mimo to do niedawna jeszcze członkostwo w NATO było nie do pomyślenia. Politycy pamiętali jeszcze wiosnę 2007 roku, gdy natowskie okręty w szwedzkich portach witały wielkie demonstracje przeciwników Sojuszu. Nawet premier, który zrobił dużo do zbliżenia z zachodnimi strukturami wojskowymi, Fredrik Reinfeldt w maju 2012, po szczycie NATO w Chicago, oświadczył, że wejście Szwecji do Sojuszu jest nieaktualne. Agresja Rosji na Ukrainę wywarła jednak na Szwedach wrażenie. Już 12 marca 2014 roku ówczesny wicepremier Szwecji Jan Björklund stwierdził: „Kryzys ujawnił nasze słabości. Musimy wzmocnić naszą obecność militarną i zdolności bojowe na Morzu Bałtyckim. Ale to członkostwo w NATO jest najlepszym długoterminowym rozwiązaniem”. Zwłaszcza, że w listopadzie 2014 roku sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen przypomniał, iż Sojusz nie jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo państw, które nie są jego członkami.

Tymczasem wybory w Szwecji przegrała jednak centroprawica – i miało to duży wpływ na kwestię NATO. Centrolewicowy rząd podkreśla, że nie wprowadzi Szwecji do NATO. Za niewstępowaniem do Sojuszu przemawia program polityczny rządzącej koalicji. Zwłaszcza w przypadku socjaldemokratów pozablokowość to jeden z ich fundamentów tożsamości. W umowie koalicyjnej na lata 2014–2018 rządzący socjaldemokraci i Zieloni zapisali, że Szwecja nie będzie się starać o przyjęcie do Sojuszu. Pozablokowość pozwala lewicy prowadzić ulubioną pacyfistyczną (obecna szefowa dyplomacji mówi nawet o „feministycznej” – sic!) i mediatorską dyplomację. Na początku maja br. szefowa MSZ socjaldemokratka Margot Wallström podkreśliła, że ona i premier Stefan Löfven są przeciwni wejściu do NATO. 17 maja minister obrony Peter Hultqvist wykluczył możliwość formalnego ubiegania się obecnego rządu o wejście do NATO. Sprawa wydaje się więc jasna. Tyle że tylko do najbliższych wyborów.

Za wejściem do NATO opowiadają się już bowiem wszystkie partie opozycyjnej centroprawicy. Nawet skrajnie prawicowi Demokraci Szwecji, choć przeciwni są i NATO i UE, będą się zapewne wahać, gdyż większość ich elektoratu jest za NATO. Także sondaże wskazują na to, że rośnie obóz zwolenników Szwecji w NATO. Odejście od udziału w misjach zagranicznych, w kierunku preferencji dla obrony własnego terytorium, także cieszy się poparciem społecznym. W 2012 roku za członkostwem w NATO było jedynie 17 proc. Szwedów. Dwa lata później już 31 proc. Zaś we wrześniu 2015 roku – 41 proc. za wejściem do Sojuszu, zaś 39 proc. przeciw. Sondaż Som Institute z wiosny br. pokazuje, że za członkostwem w NATO jest 37 proc. Szwedów, zaś 31 proc. przeciw. Ale w odpowiedzi na inne pytanie tego samego badania aż 60 proc. ankietowanych jest za utrzymaniem tradycyjnej neutralności. Rząd socjaldemokratów i Zielonych zamówił raport o bezpieczeństwie Szwecji. Do sierpnia br. zawodowa dyplomatka Krister Bringéus ma go oddać, ale i tak nie ma tam pytania o to, czy wchodzić do NATO. Raport zapewne będzie sugerował, by rozważyć bliższą współpracę z USA, ale nie wejście do NATO.

Tymczasem Szwecja utrzymuje status państwa pozablokowego, ale z powodu rosyjskiego zagrożenia podejmuje kolejne kroki zmierzające ku zacieśnieniu współpracy z NATO. Współpraca ta widoczna jest zwłaszcza we wspólnych inicjatywach z udziałem nordyckich członków Sojuszu. Niedawno Sztokholm zdecydował się przyłączyć do natowskiego centrum przeciwdziałania rosyjskiej wojnie informacyjnej w Rydze. W maju br. szwedzki parlament Riksdag ratyfikował  stosunkiem głosów 291 do 21 umowę Host Nation Support Agreement, dzięki której NATO uzyskało większy dostęp do terytorium szwedzkiego w celu przeprowadzania ćwiczeń i na wypadek wojny. Przeciwko przyjęciu porozumienia opowiedzieli się posłowie opozycyjnej Partii Lewicy, którzy uważają, że jest to krok do szwedzkiego wstąpienia do Sojuszu.

Wspólne ćwiczenia

Przy braku decyzji o chęci wstąpienia do NATO i braku perspektyw na to w najbliższych latach, Finlandia i Szwecja konsekwentnie zacieśniają współpracę z Sojuszem. Nie tylko poprzez umowy Host Nation Support czy kwestie szkoleniowo-sprzętowe, ale przede wszystkim w sferze ćwiczeń. Są to albo ćwiczenia z udziałem krajów należących do NATO, albo też formalnie z udziałem Sojuszu.

Pod koniec marca 2015 roku  Szwedzi i Finowie  przeprowadzili z USA pierwsze z serii ćwiczeń z siłami powietrznymi państw NATO, czasowo obecnymi w państwach bałtyckich (Finland – Sweden Training Event, FSTE). Odbywają się one w szwedzkiej, fińskiej i międzynarodowej przestrzeni powietrznej nad Bałtykiem. W tych pierwszych uczestniczyły cztery fińskie myśliwce F-18 Hornet, osiem szwedzkich JAS 39 Gripen oraz kilka amerykańskich myśliwców F-16. Potem jeszcze dwukrotnie doszło do dwustronnych ćwiczeń lotniczych Finlandii i USA. Na przełomie sierpnia i września 2015 r. ćwiczenia Combined Flight Training Event przeprowadziły dwa fińskie myśliwce F-18 Hornet i dwa amerykańskie A-10 (startowały z bazy Ämari w Estonii). Ćwiczenia odbyły się w międzynarodowej i fińskiej przestrzeni powietrznej – nad południową częścią kraju. Już kilka dni później – na północy Finlandii – odbyły się fińsko-amerykańskie ćwiczenia, w których ćwiczono umiejętność tankowania w powietrzu. Uczestniczyło w nich aż 20 fińskich myśliwców i samolot-cysterna z USA. Wcześniej, na przełomie maja i czerwca 2015 r. odbywały się nordyckie ćwiczenia Arctic Challenge 2015. Organizowała je Norwegia, a zlokalizowane zostały na północy tego kraju oraz na terenie Szwecji i Finlandii. Ćwiczono m.in. zwalczanie systemu obrony powietrznej przeciwnika (niszczenie celów naziemnych), loty na niskim pułapie i tankowanie w powietrzu. W przedsięwzięciu, które zaangażowało w sumie 115 samolotów i 4 tys. żołnierzy z dziewięciu państw, brało udział 18 szwedzkich Gripenów oraz 16 fińskich Hornetów. Finowie, Szwedzi i Amerykanie (przysłali dwanaście F-16) bazowali w Kallax (Szwecja) i Rovaniemi (Finlandia).

W czerwcu 2015 roku na Bałtyku Szwecja i Finlandia wzięły udział w wielonarodowych ćwiczeniach marynarek wojennych BALTOPS organizowanych przez dowództwo sił morskich USA w Europie i Afryce (NAVFOREUR). Helsinki wysłały blisko 200 żołnierzy i stawiacz min, zaś Sztokholm 300 żołnierzy, korwetę rakietową i osiem myśliwców. Scenariusz ćwiczeń zakładał przeprowadzenie operacji morsko-lądowej ze wsparciem sił powietrznych. Amerykańskie B-52 przeprowadziły symulację zaminowania szwedzkiego wybrzeża. Piechota morska z USA, W. Brytanii, Szwecji i Finlandii ćwiczyła też desant na szwedzkim wybrzeżu. Z kolei desant morski na wybrzeżu Finlandii (Półwysep Hanko) był elementem ćwiczeń  BALTOPS 2016. Szwedzi i Finowie wzięli udział w manewrach, które zaangażowały ponad 6 tys. żołnierzy oraz ponad 40 okrętów z 17 krajów członkowskich i partnerskich Sojuszu.

Żołnierze z obu tych krajów regularnie biorą udział także w wielu innych ćwiczeniach organizowanych przez NATO, lub tych, w których kraje Sojuszu uczestniczą. Także tych lądowych, jak choćby Saber Strike 2015 (czerwiec 2015), które w Polsce i krajach bałtyckich prowadziło dowództwo sił lądowych USA w Europie (USAREUR). Oddział fiński w sile kompanii (ok. 100 żołnierzy z moździerzami samobieżnymi) ćwiczył na Łotwie wraz z Amerykanami, Brytyjczykami, Norwegami i Bałtami prowadzenie międzynarodowej lądowej operacji obronnej. W lutym i marcu br. w Norwegii odbyły się ćwiczenia połączonych sił Cold Response 2016. Ćwiczyło na ziemi, morzu i w powietrzu ok. 15 tys. żołnierzy z 13 państw. Szwecja przysłała aż 2 tys. wojskowych, zaś Finlandia ponad 400. Fińskiemu batalionowi piechoty zmechanizowanej (z m.in. moździerzami samobieżnymi i transporterami opancerzonymi), podporządkowano po kompanii ze Szwecji i Norwegii, ale całą wielonarodową brygada dowodził Szwed.

Jeśli Saber Strike czy BALTOPS służą ćwiczeniu odpierania rosyjskiej agresji na Bałtyku, to Cold Response odnosi się do podobnego scenariusza na Dalekiej Północy. Ćwiczenia w 2015 roku realizowały scenariusz operacji odzyskiwania terytoriów zajętych przez wroga w warunkach arktycznych, pod flagą ONZ. Podobnie było w tym roku – tym razem, w Cold Response 2016, wzięło udział 15 tys. żołnierzy z 14 krajów. Znów także ze Szwecji i Finlandii. Wcześniej, w maju br., odbyły się jednoczesne ćwiczenia na  południowym zachodzie Finlandii oraz w Estonii. W rejonie Kankaanpaa przez dwa tygodnie trwały ćwiczenia wojskowe z udziałem 185 żołnierzy USA i 20 amerykańskich wozów opancerzonych Stryker oraz ponad 2 tys. Finów. To pierwsze takie ćwiczenia w historii neutralnej Finlandii. Większą skalę miały w tym czasie ćwiczenia w Estonii. W Spring Storm 2016 uczestniczyło 6 tys. wojskowych: obok Estończyków żołnierze z ośmiu państw NATO oraz Finlandii.

Inne formaty współpracy

Obok zacieśniania współpracy z NATO, Finowie i Szwedzi swoją pozycję obronna starają się poprawić poprzez zaangażowanie jeszcze w trzech obszarach: współpracy dwustronnej z USA, współpracy regionalnej z krajami nordyckimi, współpracy dwustronnej Sztokholm-Helsinki. Wszystkie te trzy obszary skrzyżowały się w maju br. w Waszyngtonie, gdzie odbył się drugi już szczyt USA i krajów nordyckich. Poprzedni U.S. – Nordic Leaders Summit odbył się w Sztokholmie w 2013 r. W Waszyngtonie gospodarz oraz Islandia, Norwegia, Dania, Finlandia i Szwecja skrytykowały agresywną postawę militarną Rosji w regionie Morza Bałtyckiego. W komunikacie podkreślono centralną rolę, jaką NATO odgrywa w zagwarantowaniu bezpieczeństwa w Europie, zaznaczając również zaangażowanie Szwecji i Finlandii, które nie są członkami Sojuszu.

Przy wstrzemięźliwości wobec formalizacji związków z NATO, Szwedzi i Finowie postępują praktycznie, stawiając coraz mocniej na dwustronną współpracę z supermocarstwem światowym, decydującym o sile Sojuszu tj. Stanami Zjednoczonymi. To gwarant regionalnego i europejskiego bezpieczeństwa, jedyny gracz zdolny szybko zareagować, gdyby Szwecja i Finlandia zostały wciągnięte w konflikt zbrojny na Bałtyku. USA stają się dla Helsinek i Sztokholmu alternatywą dla członkostwa w NATO. Amerykanie mają nie tylko potencjał, ale przede wszystkim wolę powstrzymywania agresywnych działań Rosji. Podkreślić należy, że o ile w Helsinkach istnieje duży opór wobec zacieśniania współpracy z USA, to w Sztokholmie mamy w tej kwestii konsensus. W uzgodnionej przez lewicowy rząd i prawicową opozycję strategii bezpieczeństwa na lata 2016–2020 za klucz do bezpieczeństwa europejskiego uznaje się współpracę transatlantycką. Dokument podkreśla, że tylko Stany Zjednoczone mają potencjał, by przeciwstawić się wrogowi mającemu duże siły konwencjonalne (w domyśle: Rosji). Dlatego to współpraca z USA ma być priorytetem dla szwedzkiego wojska w najbliższych czterech latach. Finowie już teraz kupują za oceanem wyrzutnie Stinger i precyzyjną amunicję artyleryjską. Zapowiadają też dalsze wsparcie Stanów Zjednoczonych w operacjach zagranicznych, choćby zwiększając fińską misję szkoleniową w Iraku.

Obok kwestii zbrojeniowych (vide Finlandia i lotnictwo), główną płaszczyzną zbliżenia Skandynawów z Amerykanami są oczywiście (nie mieszczące się w formacie NATO) ćwiczenia wojskowe co wyraźnie widać od przeszło już roku. Głównie chodzi o współpracę sił powietrznych i morskich. Już w 2015 roku szwedzkie, fińskie i amerykańskie myśliwce ćwiczyły wspólnie nad Bałtykiem i na Dalekiej Północy. We wspomnianych BALTOPS 2015 marines wykonali desant na południowo-zachodnim wybrzeżu Szwecji. Szwedzkie dowództwo prowadzi regularne sztabowe konsultacje z dowództwem amerykańskim w Europie (USEUCOM). W maju br. w ramach operacji Atlantic Resolve 2016, w Finlandii, około 200 kilometrów od granicy rosyjskiej odbyły się ćwiczenia amerykańskich i fińskich sił powietrznych. W tym samym czasie kompania amerykańskiej piechoty zmechanizowanej (ze Strykerami) brała udział w fińskich ćwiczeniach lądowych Arrow 16 na zachodzie kraju. Częścią czerwcowych ćwiczeń BALTOPS 2016 był desant amerykańskich marines na południowo-zachodnim wybrzeżu Finlandii. Zasadniczo Stany Zjednoczone we współpracy z Finami i Szwedami preferują wykorzystywanie dotychczas funkcjonujących formatów, choć są też ćwiczenia dwustronne (USA – Szwecja, USA – Finlandia) oraz trójstronne (USA – Szwecja – Finlandia). Widać to po różnorodności ćwiczeń, w których Skandynawowie współuczestniczą z Amerykanami (Arctic Challenge, Arrow16, BALTOPS, BRTE, Cold Response, FSTE, Saber Strike).

Ważną płaszczyzną współpracy obronnej Finlandii i Szwecji są różne formuły regionalne. Jedną z nich jest NB8, która skupia kraje nordyckie (Szwecja, Norwegia, Islandia, Dania, Finlandia) oraz bałtyckie (Litwa, Łotwa i Estonia).  NB8 powstała już w 1992 roku w celu promowania współpracy w różnych dziedzinach. Teraz jednak, na wniosek Sztokholmu i Wilna, coraz bardziej zacieśnia współpracę obronną. Istotniejsza z punktu widzenia Finów i Szwedów, ograniczona do kwestii bezpieczeństwa, jest jednak Nordycka Współpraca Obronna (NORDEFCO) – powołana do życia w 2009 roku jako rodzaj platformy skupiającej szereg dotychczasowych różnych inicjatyw. Za manifest programowy NORDEFCO na dziś można uznać artykuł opublikowany w kwietniu 2015 roku na łamach „Aftenposten” przez ministrów obrony Norwegii, Szwecji, Finlandii i Danii oraz szefa MSZ Islandii. Wzywa on do zacieśnienia współpracy wojskowej między krajami skandynawskimi i wskazuje na Rosję, jako główne zagrożenie dla regionu. Charakterystyczne skądinąd, że jeśli co do członkostwa w NATO toczą się dyskusję to nie unika się jasnego wskazywania na Moskwę jako źródło zagrożenia.

W ostatnim czasie coraz wyraźniej widać jednak, że zarówno rząd w Sztokholmie, jak i w Helsinkach, zaczęły priorytetowo traktować projekt dwustronnej obronnej współpracy tych dwóch państw. Szwedzki rząd ogłosił 29 października 2015 r., że sformuje wspólną morską grupę bojową z Finami. Ma mieć charakter misyjny, siły reagującej na sytuacje kryzysowe (SFNTG) – zdolność operacyjną ma osiągnąć w 2017 roku. Elementem coraz bliższej współpracy wojskowej jest już istniejąca Szwedzko-Fińska Amfibijna Jednostka Zadaniowa (SWEFIN-ATU), która składa się ze szwedzkiego 1. Pułku Amfibii i fińskiej amfibijnej jednostki z Uusimaa.

Oba państwa rozważają zawarcie ścisłego sojuszu wojskowego. „Traktat nie jest wykluczony. Współpraca, która istnieje między Finlandią i Szwecją jest solidna, ale przed nami wciąż długa droga” – oznajmił  Jussi Niinistö, minister obrony Finlandii. Prawne skutki zawarcia dwustronnej umowy o głębokiej współpracy obronnej z Helsinkami ocenia resort obrony w Sztokholmie. Peter Hultqvist przyznał, że trzeba będzie wcześniej wprowadzić pewne zmiany w prawie, być może nawet konstytucji, by można było zawrzeć sojusz stricte militarny.

Z punktu widzenia Polski zarówno zbliżanie się Szwecji i Finlandii do NATO jak i ewentualne członkostwo w pakcie jest faktem jednoznacznie pozytywnym. Należy rozważyć zacieśnianie relacji tak politycznych, jak i wojskowych, w tym również z racji na rozwinięty tak w Szwecji jak i w Finlandii przemysł zbrojeniowy.

Ksawery Czerniewicz

Źródło: https://oaspl.org