Jest ładna pogoda i prace na Łączce znów trwają...

Od trzech dni działamy intensywnie, chcemy odnaleźć szczątki, które gdzieś pod alejką, chodnikiem czy murem spoczywają. Po to tutaj jesteśmy. Każdy dzień jest inny. Dziś zamiast pochówków więziennych znaleźliśmy pochówki sanitarne, zrobione na zlecenie PCK i mamy kilkunastu żołnierzy niemieckich, którzy zostali prawdopodobnie znalezieni na terenie miasta i pochowani.

Są problemy czy wszystko idzie w miarę sprawnie?

Problemy są czymś naturalnym i rozwiązujemy je na bieżąco. Przedsięwzięcie jest ogromne, obejmuje wielki obszar, odnajdujemy szczątki więźniów, wszystko przebiega dobrze i wierzę, że tak będzie do końca.

Dziś odwiedziła was na „Łączce” córka rotmistrza Pileckiego...

Tak, przyniosła nam pączki, kawę, słodycze i inne rzeczy, które mają nas wspomóc w wysiłku. To przemiła osoba. Kilka dni temu był również jej brat, był również syn admirała Mieszkowskiego, syn straconego Edmunda Bukowskiego... Dla rodzin ofiar komunizmu to, co robimy, jest szczególnie ważne. Czujemy się wspólnie jak rodzina. One nas bardzo łączą, bo działamy razem, w jednej sprawie. Staramy się przywracać synom i córkom ich bliskich.

Pan rozmawiał z córką rotmistrza Pileckiego o tym szkalującym jej ojca artykule w „Polityce”?

Tak, rozmawiałem. Ona uznała, że człowiek piszący takie kłamstwa sam sobie wystawia świadectwo. Nie powinno się do tego nawiązywać, aby nie czynić mu zaszczytu. Zgadzam się z nią. Pan Romanowski jest człowiekiem, z którym nie należy dyskutować. Można dyskutować z kimś, kto swoje teorie poprze dowodami. Tutaj nienawiść do IPN dalece go zaślepiła. Z książki wydanej pięć lat temu mógł w niewielkim tekście zawrzeć tyle nieprawdziwych informacji i tyle zwrotów, za które powinno się ponieść odpowiedzialność.

Rozmawiał Jarosław Wróblewski