GW cytuje list napisany przez reformowaną ewangeliczkę, która odwiedziła kolegę-ateistę w szpitalu. „Wypisali sąsiada z sali i kolega został jedynym lokatorem” - opisuje kobieta. „Poprosił mnie o zdjęcie krzyża, który wisiał nad drzwiami. Prośbę spełniłam. Po paru minutach do pokoju wmaszerowała salowa i zabrała się do szorowania podłogi. Gdy zobaczyła krzyżyk leżący na stole, zawołała „A kto krzyż zdjął?!”  i zabrała się do wieszania go z powrotem - czytamy w GW.  


Andrzej Jacyna, zastępca dyrektora ds. medycznych szpitala im. Orłowskiego w Warszawie stwierdza, że nikt się jeszcze na obecność krzyża nie skarżył. - Zdaniem niektórych kapelan zbyt mocno namawia do odnowienia wiary – mówi i dodaje, że „jeśli chory nie chciał krzyża w sali, a był w niej sam, nie powinien go ściągać, tylko porozmawiać o tym z lekarzem np. na obchodzie.” Gazeta cytuje również teolożkę i publicystkę Halinę Bortnowską, szefową Rady Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, którą martwi, że z powodu zdjęcia krzyża doszło do starcia pacjenta i personelu. Jej zdaniem przestrzeń neutralna światopoglądowo, zarezerwowana tylko dla godła kraju, powinna obowiązywać w instytucjach takich jak parlament i urzędy.


Z kolei Marek Balicki, były minister zdrowia, nie ma podobno nic przeciwko krzyżowi w sali, ale uważa że w lecznicach dochodzi do poważniejszych przypadków łamania zasad świeckiego państwa, np. święcenia nowych oddziałów. „Dalszy ciąg historii w szpitalu Orłowskiego był następujący: pielęgniarka z salową zawiesiły krzyż. Pacjent znów go zdjął i dwa dni trzymał na swojej szafce. Gdy po weekendzie pojawili się inni pacjenci, wszyscy głosowali w sprawie krzyża. Większość chciała, by krzyż wrócił na ścianę, i tak się stało.”- czytamy w GW.


Ł.A/Gazeta Wyborcza