Portal Fronda.pl: Powoli klaruje się projekt tworzenia Obrony Terytorialnej. W czwartek na sejmowej komisji obrony przedstawiono koncepcję, która, jak podano, ma być zasadniczo bliska koncepcji finalnej, jaką zaakceptuje za kilka tygodni Ministerstwo Obrony Narodowej.

Prof. Romuald Szeremietiew: Aktualne niestety jest pytanie, na które ciągle nie ma odpowiedzi: Czym ma być OT w koncepcji, którą tworzy MON? Przypominam, że pojawiają się bardzo mocne sugestie, według których ma to być formacja pomocnicza dla wojsk operacyjnych. Często bywa wskazywana jako wzór Gwardia Narodowa w Stanach Zjednoczonych. Jeżeli budowa OT miałaby iść w takim kierunku, to taka formacja nie przyniesie jakościowej zmiany w obronie narodowej Polski. Będzie to oczywiście wzmocnienie w wymiarze operacyjnym – uszczelnianie miejsc, których nie da się obsadzić wojskami operacyjnymi. Wszystko też wskazuje, że będzie to kierunek północno-wschodni, tereny graniczne z Rosją i Białorusią.

W przedstawionym wczoraj projekcie, zgodnie ze wcześniejszymi zapowiedziami, mówi się także o ciężkim uzbrojeniu, w jakie miałaby być wyposażona OT. To, zdaje się, nie jest zgodne z właściwym charakterem tych jednostek.

To jest właśnie model amerykańskiej Gwardii Narodowej. W Stanach Zjednoczonych te siły są rodzajem wojsk wewnętrznych używanych w razie niepokojów, czy zamieszek, ale ich zadaniem jest też wspieranie wojsk operacyjnych. Gwardia Narodowa jest używana poza granicami USA. Ma też ciężkie uzbrojenie: czołgi, działa samobieżne, wozy bojowe, śmigłowce i samoloty, w tym F-16. To jest tańszy w utrzymaniu komponent amerykańskich wojsk operacyjnych – i tylko tyle. Przyjęcie takiego modelu OT w Polsce oznaczałoby dalsze uzależnianie bezpieczeństwa narodowego od pomocy sojuszników. To sposób sprawdzony przez Polskę w 1939 roku. Wtedy też mieliśmy wojska operacyjne i wspierające je nieliczne siły terytorialne (brygady Obrony Narodowej).  Polskie dowództwo broniło się manewrując tymi siłami, czekając na obiecaną pomoc sojuszników.  Pomocy nie było i Polska poniosła klęskę. To zdaje się niczego nie nauczyło. Ponownie tworzy się siły zbrojne składające się z wojsk operacyjnych licząc na pomoc sojuszników. Pytanie: co zrobimy zaskoczeni niekorzystnym rozwojem sytuacji na naszych granicach i ewentualnym brakiem wsparcia sojuszników? Dlatego apeluję o tworzenie powszechnej, obywatelskiej Obrony Terytorialnej, która mogłaby być naszą odpowiedzią na zagrożenie w wymiarze strategicznym.

Planowana przez MON OT będzie bardzo daleka od powszechności. W perspektywie kilku lat zakłada się zaledwie 35 tysięcy żołnierzy. Projekt komisji mówi tymczasem, że te jednostki miałyby być zdolne do prowadzenia na przykład działań dywersyjnych. Przy stu żołnierzach OT w powiecie to nie jest chyba możliwe?

Rozumiem, że chodzi o działania nieregularne na terenach okupowanych przez nieprzyjaciela. Takie działania w ostateczności podejmują ochotnicy. Nie wydaje się możliwe przekształcenie jednostki OT funkcjonującej w czasie pokoju w oddział partyzancki czy dywersyjny. To naprawdę wymaga specjalnych, niejawnych przygotowań i zależy od bardzo wielu czynników. Ale to tylko techniczna strona przedsięwzięcia, na poziomie taktyki. Uważam, że najpierw jest nam potrzebna strategiczna wizja użycia wojsk OT. Strategiczna, a nie taktyczna.  Tylko przy spojrzeniu z poziomu strategicznego można wykreować sytuację, która sprawi, że nieprzyjaciel nie zdecyduje się na atak, wiedząc, że Polacy stawią powszechny opór. Nie chodzi więc o to, aby prowadzić wojny partyzanckie, ale o to, aby wiarygodnymi przygotowaniami do powszechnej obrony kraju oddalić groźbę wojny. Si vis pacem para bellum, czyli chcesz żyć w pokoju i… nie chcesz prowadzić wojny partyzanckiej, przygotuj się do jej prowadzenia. Tymczasem zasadniczą wadą jest to, że nie ma odpowiedniej strategii w oparciu o którą można by zdefiniować model i zadania OT. Ciągle obowiązuje strategia z 2014 roku, która upatruje możliwość obrony tylko w ramach sojuszniczych.  Obawiam się, że budowa OT w takich warunkach (brak strategii) może być przedsięwzięciem nieudanym, mimo najlepszych chęci twórców tej formacji.

Krótko: Rosja chce zaatakować Polskę, mamy 35 tysięcy żołnierzy OT. Jest to dla niej jakakolwiek przeszkoda?

Nie będzie to istotna przeszkoda. Napastnik zgromadzi po prostu większe siły potrzebne do uderzenia. Możliwość odstraszenia nieprzyjaciela jest tylko jedna: naród uzbrojony, wykazujący powszechną wolę obrony, gotowy do stawienia oporu. Jeżeli poprzestaniemy na kilkunastu brygadach OT przewidzianych do wspierania wojsk operacyjnych (armia zawodowa) to tak naprawdę nic się nie zmieni.

A więc nawet jeżeli powstałaby taka OT, to bez pomocy NATO w przypadku agresji Rosji nie mamy żadnych szans?

Marne szanse. Stare czołgi i działa OT nie powstrzymają agresora.  Niewykluczona jest też powtórka scenariusza z 1939 roku. Jak wspominałem wówczas mieliśmy OT, która nazywała się Obroną Narodową. W 1,5 mln armii było kilkanaście brygad ON, łącznie 70 tys. żołnierzy. Te jednostki początkowo bardzo skutecznie broniły miast. Jednak zgodnie z planem obrony manewrowej dostawały rozkazy opuszczenia zajmowanych pozycji. Musiały spotykać się w polu z niemieckimi wojskami operacyjnymi i zostały całkowicie rozbite. Jednostki OT nadają się do obrony miejscowej, ale nie mogą prowadzić działań manewrowych.  Obecnie przyjęto podobny do okresu II RP paradygmat obrony: Polska jest państwem „średniej wielkości”, zagraża jej mocarstwo (Rosja), trzeba znaleźć inne mocarstwo (USA), które zapewni Polsce wsparcie i zrównoważy siły napastnika.

Biorąc pod uwagę tę krytykę mam wrażenie, że używanie nazwy Obrona Terytorialna dla planowanych przez rząd formacji jest zdecydowanym nadużyciem.

Cóż, może być tak, że na sklepie wywiesi się szyld „Gwoździe”, a w środku będzie się sprzedawać śledzie. Oczywiście doceniam, że kierownictwo MON zaczęło budować OT. Wcześniej to było niewyobrażalne. To minister Bogdan Klich zlikwidował istniejące jednostki OT, a później słyszeliśmy, że są jakieś „tajne” jednostki OT, które ujawnią się w razie wojny. To oczywiście były bajki, bo jeśli jednostek wojskowa nie funkcjonuje w okresie pokojowym, to trudno, by ujawniła się jako wartościowa bojowo w czasie wojny. Dobrze więc, że MON zajmuje się OT. Jak mawia pewien noblista, jest to plus dodatni. Natomiast problemem jest wciąż z jakiego poziomu spogląda się na OT. Są trzy poziomy: taktyczny, a więc jak wygrać z wrogiem na polu bitewnym. Tutaj najważniejsza będzie organizacja oddziału i jego uzbrojenie. Jeśli potraktujemy OT z poziomu operacyjnego wówczas będziemy rozważać gdzie rozmieścić siły OT, aby blokowały przewidywane kierunki uderzeń wojsk nieprzyjaciela. Jest wreszcie wymiar strategiczny, definiujący koncepcję obrony, sposób na skuteczna obronę, która ma w oczach nieprzyjaciela wskazywać, że agresja będzie trudnym przedsięwzięciem. Trzeba więc zacząć od strategii i na tej podstawie dopiero planować ile jednostek i gdzie je ulokujemy oraz w co je uzbroimy. Bill Clinton ubiegając się z fotel prezydenta w kampanii wyborczej użył hasła: Gospodarka, głupcze! Może w naszym przypadku warto zawołać – Strategia, głupcze!

Rozmawiał Paweł Chmielewski