Szef otwarcie prorosyjskiej partii „Zmiana” Mateusz Piskorski został zatrzymany przez ABW. Pod zarzutem szpiegostwa może teraz trafić do aresztu tymczasowego. O ocenę tej sprawy pytaliśmy prof. Romualda Szeremietiewa, byłego wiceministra obrony w rządach Jana Olszewskiego i Jerzego Buzka, wykładowcę Akademii Obrony Narodowej i członka Polski Razem.

Portal Fronda.pl: Zaskoczyło pana zatrzymanie Mateusza Piskorskiego, szefa otwarcie prorosyjskiej „Zmiany”?

Prof. Romuald Szeremietiew: Pan Piskorski cały czas demonstrował wprost rosyjskie stanowisko. Formacja polityczna, którą zaczął tworzyć deklarowała pełne zrozumienie dla tego, co w Europie robi Federacja Rosyjska. Jego podróż na Krym i akceptacja aneksji półwyspu były nie do zaakceptowania. Rosja zajmując Krym złamała własne gwarancje integralności terytorialnej Ukrainy. Dokonuje zmian granic, co prowadzi prostą drogą do poważnych konfliktów, z wojną włącznie. Zachowanie Matusza Piskorskiego z punktu widzenia polskich interesów narodowych było szkodliwe. Rozumiem, że ABW uzyskała dane o tym, że pan Piskorski nie poprzestawał na wygłaszaniu poglądów. Jeżeli tak było, to dobrze, że szkodliwa działalność została przerwana.

Jakimi narzędziami posługuje się w Polsce rosyjska agentura wpływu?

Działalność agentury wpływu jest oczywista. Rosja bardzo szeroko używa różnych narzędzi, aby propagować opinie i poglądy korzystne dla Kremla. Używa rozmaitych mediów, a zwłaszcza Internetu. Jest tajemnicą poliszynela, że Rosjanie mają specjalne grupy ludzi umieszczających wpisy na portalach internetowych innych państw. W Polsce w dyskusjach internetowych zobaczymy, że wiele jest opinii broniących Rosję, powtarzających stanowisko Kremla. Straszy się Polaków Amerykanami; są opowieści, że Amerykanie pchają Polskę do wojny z Rosją; pojawiają się wątki, które mają odsunąć Polaków od Ukraińców, przypomina się zbrodnie UPA, jako sprawę aktualną i ważną w relacjach polsko-ukraińskich. Te zbrodnie nie mogą być przez nas zapomniane i powinny być przez Kijów jednoznacznie potępione, ale propaganda rosyjska nie dlatego je przypomina. Z perspektywy rosyjskiej dobrze by było, żeby Polska nie była nastawiona przychylnie do Ukrainy.

Czy aresztowanie Mateusza Piskorskiego pociągnie za sobą jakąś odpowiedź ze strony Rosji?

Wszystko jest możliwe. Rosja zresztą cały czas prowokuje różne napięcia. Nie tak dawno organizacje pozarządowe w Rosji zostały uznane przez władze za obce agentury. Przypisuje się im rolę „zdrajców narodu”. Państwo rosyjskie ma w swojej tradycji stosowanie bardzo brutalnych środków wobec przeciwników władzy. Zapewne będzie też jakaś rosyjska reakcja na działanie ABW. Jednak to nie wiele zmieni w naszych relacjach bowiem i tak stosunki z Rosją były złe.  Pamiętajmy, że to efekt polityki Kremla - niedobre relacje z Polską są wynikiem rosyjskiej polityki przywracania mocarstwowości. Rosja dąży do odzyskania wpływów na terenach dawnej podporządkowanych Związkowi Sowieckiemu - Polska, a także Gruzja, czy Ukraina, nie chcą ponownie znaleźć się w rosyjskiej strefie wpływów. A skoro tak, to mamy konflikt, a zatem także incydenty i napięcia.

Nie brakuje w Polsce polityków i różnych aktywistów, którzy otwarcie nawołują do zmiany sojuszy lub rozmywają znaczenie tych, które posiadamy. Czy należy postrzegać ich jako potencjalnych agentów wpływu?

W polskim życiu politycznym są ludzie, którzy będąc zwolennikami współpracy z Rosją nie muszą być agentami wpływu państwa rosyjskiego. Potrzebę takiej współpracy formułowano jeszcze przed wybuchem I wojny światowej w polskim ruchu narodowym. Mamy w Polsce ludzi przyznających się do tradycji endeckiej i nawiązujących do tamtych pomysłów. Faktem jest jednak, że rosyjscy agenci wpływu posługują się też takimi koncepcjami i dlatego mogą działać wśród polskich narodowców. To zaś wymaga, aby polskie służby ustalały, gdzie poglądy prorosyjskie zaczynają przechodzić w działalność wrogą wobec państwa polskiego i aby wówczas odpowiednio reagowały.

Do czego doprowadziłby udział we władzy takich środowisk?

Zawsze należy rozważać realizmem danej koncepcji politycznej. Mamy kilka wieków doświadczeń relacji z Rosją. W tym czasie byli w Polsce ludzie, którzy próbowali budować współpracę z Rosją i podchodzili do tego szczerze. Nigdy nie znajdowali jednak dobrej woli po stronie rosyjskiej. W Rosji nie było ochoty, żeby potraktować polską stronę po partnersku. Wszystkie usiłowania ustanowienia dobrych relacji polsko-rosyjskich zakończyły się porażką. Przykładem może być książę Adam Czartoryski. Odniósł on, wydawałoby się, wielki sukces: był zaprzyjaźniony z carem, który uczynił go ministrem spraw zagranicznych rosyjskiego imperium. Koncepcja, którą wtedy stworzył Czartoryski, miała doprowadzić do trwałego związku między Rzeczpospolitą – w granicach przedrozbiorowych - a Rosją w formule dualistycznego państwa, którego głową miał być car Rosji, a jednocześnie król Polski.  Nic z tego nie wyszło: Czartoryski stanął na czele rządu w Powstaniu Listopadowym, a po przegranej stał się przywódcą polskiej emigracji (Hotel Lambert) na Zachodzie.

A zatem z Rosją po prostu dogadać się nie sposób?

Okres prezydentury Borysa Jelcyna, gdy wydawało się, że relacje z Rosją będą dobre, szybko minął. W Moskwie wrócono do imperialnej polityki, a Polska w związku z tym znalazła się znowu na pozycjach obrony swoich granic i suwerenności państwowej.

Na koniec jeszcze jedna kwestia. Minister Waszczykowski zapowiedział, że wyśle samoloty i statki na południową flankę NATO celem zaangażowania się w wojnę z Syrią. Co może motywować taki krok?

Myślę, że mogą być to działania dla zyskania sojuszników wzmocnienia wschodniej flanki NATO. Polska chce mieć poparcie państw, które nie były tym zainteresowane. Być może polska dyplomacja deklaruje nasz udział w wzmacnianiu „południowej flanki” oczekując w zamian zrozumienia dla wzmocnienia wschodniej flanki. Chodzi, jak sądzę, o to, by na szczycie NATO więcej był państw albo przekonanych, albo czujących się zobowiązanymi do wyjścia naprzeciw polskim postulatom. Niektóre państwa NATO nie odbierają tak jak my presji rosyjskiej od wschodu, ale odczuwają za to nacisk islamski na południu.

Czy takie zaangażowanie może zwiększyć ryzyko zamachu terrorystycznego w Polsce?

Nie sądzę, żeby mogło to sprowokować terrorystów do jakichś działań wymierzonych w Polskę. Polska mimo wszystko nie jest wystarczająco nęcącym obiektem dla islamistów. Na pierwszym miejscu jest Europa Zachodnia, gdzie są duże społeczności muzułmańskie. Tam po sparaliżowaniu strachem Europejczyków, dlatego mamy akty terroru, powstają sprzyjające warunki do zakorzeniania islamu. Katolicka Polska, w porównaniu do „bezbożnych” Francji, Anglii, Niemiec, Szwecji, czy Belgii, nie daje takich możliwości.

 Fronda.pl