Sprawa opublikowania imiennej listy ofiar, jakie parafianie Osieka złożyli księdzu podczas wizyty duszpasterskiej budzi emocje. Krytycy takie pomysłu podkreślają, że proboszcz chciał szczuć na siebie parafian i wprowadzić między nich rywalizację, kto złoży większy datek. Podkreślają, że ksiądz złamał prawo o ochronie danych osobowych, a już kompletną bzdurą było umieszczenie na liście nazwisk tych osób, które ofiary nie złożyły (o sprawie pisaliśmy na Fronda.pl TUTAJ). 

Ks. Zdzisław Ossowski tłumaczył, że lista była po to, aby nikt nie zarzucił mu oszustwa. Chodziło po prostu o przejrzystość finansową w jego parafii. Zapewniał, że o pomyśle imiennej listy poinformował parafian podczas Mszy świętych, a ci, którzy nie chcieli, aby publikować ich nazwiska, mogli wyrazić sprzeciw.

Publikacja podsumowania kolędy w Osieku nie jest pierwszym przypadkiem dotyczącym ujawnienia informacji o wiernych przez kościół lub inną wspólnotę wyznaniową” - mówił w rozmowie z TVN24 Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych Wojciech Wiewiórowski. Podkreślał jednak, że lista nie musi naruszać prawa, a do jej upublicznienia wystarczyła choćby ustna zgoda parafian.

Szef GIODO zauważył, że ks. Ossowskiemu nie można byłoby niczego zarzucić, gdyby każdy z parafian wyraził zgodę na publikację listy. Dodał, że nie musi być ona wyrażona na piśmie pod warunkiem, że proboszcz jest w stanie to udowodnić.

Beb/TVN24