Jak podaje agencja Ansa, zatrzymany dziś 20-letni Kongijczyk, domniemany szef gangu, który pod koniec sierpnia napadł na małżeństwo Polaków w Rimini, przebywał we Włoszech "z powodów humanitarnych", legalnie. 

Do niedawna mężczyzna mieszkał i pracował w placówce dla uchodźców. Dziś Guerlin Butungu został zatrzymany przez włoską policję. Przedstawiono mu zarzuty gwałtu i pobicia. Według informacji włoskich mediów, Kongijczyk miał przy sobie zegarek napadniętego Polaka. 

Małżeństwo polskich turystów opuściło już szpital i odjechało do kraju. 

Jak Butungu trafił do Włoch? Przed dwoma laty przybył na Lampedusę. Mimo iż nie przyznano mu azylu, to ze względów humanitarnych otrzymał prawo pobytu we Włoszech do przyszłego roku. Jako jedyny spośród czterech sprawców napadu na polskich turystów, jest pełnoletni i tylko jego nazwisko zostało ujawnione. Trzej pozostali napastnicy: Marokańczycy i Nigeryjczyk, trafili do bolońskiego zakładu karnego dla nieletnich. Butungu pracował w ostatnim czasie jako wolontariusz w spółdzielni. Wówczas złożył wniosek o azyl polityczny. 

Małą, połączoną ze spółdzielnią strukturę dla uchodźców i azylantów Freedom w prowincji Pesaro-Urbino, w regionie Marche, opuścił przed dwoma miesiącami i słuch o nim zaginął. W niedzielę nad ranem został aresztowany jako czwarty i ostatni z poszukiwanych sprawców napadu na polskie małżeństwo. Próbował przedostać się pociągiem z Pesaro do Mediolanu, by stamtąd uciec do Francji. Zatrzymano go na stacji kolejowej w Rimini. Kongijczyk ukrywał się w jednym z wagonów. Miał przy sobie nóż oraz trzy zegarki, z których jeden jest własnością Polaka pobitego i okradzionego przez gang w ubiegłym tygodniu. Około godziny 6 został znaleziony i zatrzymany przez dwie policjantki. Cztery godziny wcześniej zdołał uciec policjantom, którzy osaczyli go w parku. Zgubił dokumenty, a funkcjonariuszom udało się zlokalizować telefon komórkowy 20-latka.

Zdaniem szefa policji z Rimini, aresztowanie ostatniego ze sprawców daje "podwójną satysfakcję", ponieważ Butungu został zatrzymany przez dwie kobiety. 

yenn/PAP, IAR, Fronda.pl