Zaznaczam od razu – nie jestem przeciwnikiem szczepień, zgadzam się, że są choroby, które dzięki szczepieniom udało się wyeliminować bądź znacznie ograniczyć ich występowanie, że są takie, które tylko dzięki szczepionkom nie zbierają śmiertelnego żniwa, jak na przykład tężec (30% zakażeń kończy się śmiercią). Ale jaki sens ma szczepienie przeciwko polio skoro Światowa Organizacja Zdrowia w 2001 roku uznała, że Europa jest wolna od wirusa tej choroby? Oczywiście, ja rozumiem, że ktoś może wyjechać, dajmy na to, do Indii i stamtąd przywieźć wirusa, ale prawdopodobieństwo to jest tak nikłe, że ociera się o granice błędu statystycznego. Czy ktoś z Państwa ubezpiecza swój dom od wybuchu bomby? Nie? A powinien, bo zagrożenie ze strony szurniętego muzułmanina, który akurat w Państwa okolicy będzie chciał przenieść się na łono Allaha zabierając ze sobą orszak niewiernych jest znacznie większe niż zarażenie się Waszego dziecka chorobą Heinego-Medina.

Oczywistym jest dla mnie, że jeżeli ktoś wyjeżdża do miejsca, w którym groźba zakażenia jakąś chorobą istnieje to się przeciwko niej szczepi dla własnego bezpieczeństwa. Po jakiego diabła jednak faszerować organizm – osłabionym co prawda, ale jednak – wirusem, kiedy na jego złapanie w sposób naturalny szans nie ma najmniejszych? Wróćmy do przykładu z bombą – to tak, jakby z braku muzułmańskiego fanatyka Państwo sami sobie we własnym domu odpalili bombę, mocy nieco mniejszej, która „tylko” porozwala meble i wybije szyby w oknach. Kompletnie bez sensu, chyba że faktycznie wcześniej dom zostałby od tej bomby ubezpieczony a odszkodowanie znacząco przewyższałoby straty...

I właśnie doszliśmy do sedna – kiedy nie wiadomo o co chodzi, wtedy zawsze chodzi o pieniądze. W tym wypadku o ogromne pieniądze, jakie zarabiają na szczepionkach ich producenci. I to właśnie oni, koncerny farmaceutyczne ze swoim potężnym lobbingiem nie pozwalają zmienić programu szczepień w naszym kraju tak, by miał on sens a nasi politycy są zbyt słabi by mu się przeciwstawić. To znaczy przepraszam – raz się udało. Pani Ewa Kopacz, wówczas minister zdrowia, nie zdecydowała się na wprowadzenie obowiązkowych szczepień przeciwko tzw. świńskiej grypie, co okazało się decyzją ze wszech miar słuszną, choć lobby farmaceutyczne i wieszczyli klęskę większą niźli w czasie ostatniej epidemii czarnej śmierci. Dlaczego w przypadku polio nie można postąpić podobnie? Może ktoś mądry odpowie na to pytanie, bo ja, przyznaję, nie potrafię...

Alexandra Degrejt