Oficjalne dane to  574 przypadki kiły i 195 rzeżączki. Zdaniem ekspetów to dane zdecydowanie zaniżone.  – To są choroby wstydliwe, dlatego wiele osób nie chce się do nich przyznać – mówi Jan Bondar, rzecznik Głównego Inspektoratu Sanitarnego, cytowany przez „Rzeczpospolitą”. 

Zdaniem gazety wprawdzie lekarze mają obowiązek zgłosić każdy przypadek choroby do sanepidu, ale często tego nie robią. Nikt też nie może zażądać od chorego, by się leczył. 

Według cytowanych przez „Rzeczpospolitą” ekspertów nie mielibyśmy do czynienia z takim wysypem chorób wenerycznych, gdyby Polacy byli bardziej ostrożni w nawiązywaniu przypadkowych kontaktów seksualnych. – Ludzie są otwarci na nowe związki, na wiele ryzykownych zachowań, nie są asertywni w kontaktach seksualnych – uważa prof. Zbigniew Izdebski, seksuolog. 

Zdaniem lekarzy zachorowaniom sprzyja zwłaszcza sezon urlopowy, gdy na fali wakacyjnego luzu puszczają hamulce i zaczyna się „używanie życia". Partnerów seksualnych szuka się na plaży lub w nocnym klubie, a do zbliżeń dochodzi nierzadko w niezbyt czystych toaletach.


Z obserwacji lekarzy wynika, że choroby przenoszone drogą płciową dotyczą głównie ludzi młodych. Z jednej strony wychowani w swobodzie obyczajowej nie zastanawiają się nad tym, czy częsta zmiana seksualnego partnera to coś złego. Z drugiej – brakuje im konkretnej wiedzy na temat chorób przenoszonych drogą płciową. 

MT/tvp.info.pl