Dla przypomnienia: pan rzecznik tłumaczył młodym by traktować dziennikarzy jak „wieszaki”, przedstawiać lewe statystyki i „upuszczać długopis na ziemię” kiedy nie zna się odpowiedzi na pytanie. Efektywności tych wyjątkowych metod na jego przykładzie mogliśmy się nauczyć z miejsca. Po błyskotliwym wykładzie miał swoje, no może nie warholowskie pięć sekund, ale chociaż pięć setnych sekundy w mediach. Zaraz potem stracił pracę („z przyczyn osobistych”), a więc gwoli ścisłości powinno się o nim pisać „pan były rzecznik”.

 

To jednak nie dość sukcesów. Tak naprawdę, słuchacze pana rzecznika otrzymali uczciwą lekcję polityki informacyjnej rozmaitych instytucji stanowiących w Polsce władzę. Dzięki niemu możemy choćby łatwiej zrozumieć jak to jest, że multipleksy cyfrowe jednego dnia stanowią rewolucję, przyszłość wszystkich telewizji, a drugiego dnia, kiedy wyklucza się z  nich istotnego nadawcę, czyli Telewizję Trwam, to właściwie jest to dla niego nieistotne, bo „przecież może nadawać gdzie indziej”. Dzięki panu byłemu rzecznikowi łatwiej też pojmiemy dlaczego konsultacje społeczne w ważnych sprawach zastępuje się tandetnym telewizyjnym show. I dlaczego premier za nic nie ponosi odpowiedzialności, a ponoszą ją co najwyżej jego ministrowie.   

 

 
Oto drodzy słuchacze, dziennikarze, obywatele, zobaczyliście dzięki panu rzecznikowi jacy to Makiawele, na jakim poziomie inteligencji, erudycji, rozgarnięcia wami manipulują i jak wyszukanego warsztatu używają wobec was. Herbert widział kusicieli idealnych jako „fantastyczne stwory z obrazów Hieronima Boscha”. My mamy „stwory” uszyte na naszą miarę. Makabra.   
Natomiast wniosków na temat poziomu umysłowego tych, którzy dają tym „stworom” się oszukiwać, czyli nas wszystkich, lepiej nie wyciągać. Grozi to poważnymi powikłaniami zdrowotnymi z apatią, bezsennością i depresją włącznie.          

 

KAI