„Po wyjeździe z Předhradí znalazłam się w dużej wspólnocie tworzonej przez dziewięćdziesiąt sióstr. Był to dom Caritasu dla zakonnic, w którym panowały bardzo trudne warunki. W zimie było to miejsce niemal niedostępne, również dla zaopatrzenia. Nagle znalazłam się w środowisku, które było równocześnie domem, miejscem pracy i wspólnotą.

 

Po upadku reżimu totalitarnego nie musiałyśmy się już obawiać niebezpieczeństwa ze strony władz komunistycznych. I to, jak sądzę, był początek mojego wypalenia. Zagrożenie z zewnątrz nie istniało, ale my same wytworzyłyśmy w sobie mechanizmy obronne do tego stopnia, że bardzo trudno było je odkryć i wyrzec się ich. I tak, choć nie było rzeczywistego zagrożenia, zaczęłyśmy sobie tworzyć totalitaryzm wewnątrz. Najpierw wewnątrz samych siebie, co przejawiało się w surowości wobec własnej osoby, a w końcu wobec siebie nawzajem.

 

Stopniowo dowiadywałam się, że nie przestrzegam reguł - nie wiedziałam za bardzo których. Potem znów, że nie jestem wierna w modlitwie - też nie wiedziałam, na czym to polega. Na koniec usłyszałam także to, że w swej posłudze nie jestem w pełni oddana Bogu i bliźnim. Sformułowania pod moim adresem były zbyt ogólnikowe, bym potrafiła je konkretnie zidentyfikować, a moje wyobrażenia o Bogu i życiu duchowym były zgoła inne.

 

Zaczęłam więc wywierać na siebie presję. Nieustannie kontrolowałam się, byłam kontrolowana przez innych i sama przyłapywałam się na tym, że mam skłonności do kontrolowania współsióstr. Zanikały serdeczne relacje zarówno we wspólnocie, jak i w pracy. Starsze siostry, o które troszczyłyśmy się, nie rozumiały, co się dzieje, ponieważ mimo ciężkich życiowych doświadczeń były pełne nadziei i radości. Wiele z nich było przykutych do łóżka, a mimo to nie były zgorzkniałe.

 

Całość: http://www.zycie-duchowe.pl/?41,artykul,Wypalenie_wewnetrzne

 

JW/Zycie-duchowe.pl