– Chcę ją z powrotem, to moje dziecko. Była w moim łonie. Jeśli ona jest jednak szczęśliwa, to ja jako matka też jestem. Nie chcę, by wracała, jeśli to sprawiłoby jej cierpienie. Jako matka nigdy nie pozwoliłabym, by dziecko było w tarapatach. Ale jeśli ona tam nie może żyć, to wtedy byłabym szczęśliwa, mając ją w swoich ramionach – powiedziała Pattaramon.

Tajka bardzo zaniepokoiła się doniesieniami, że na biologicznym ojcu dziewczynki ciąży wyrok za przestępstwa seksualne. Sprawa wywołała ogromne zainteresowanie opinii publicznej zarówno w Tajlandii, jak i Australii. W domu Pattaramon Chanbu odbyła się konferencja prasowa, w czasie której kobieta wyznała, że jako matka była szczęśliwa, że dziewczynka pojechała do Australii z rodzicami, jednak słysząc o doniesieniach na temat jej ojca, poważnie obawia się o jej bezpieczeństwo: – Gdy usłyszałam te wiadomości, byłam w szoku – powiedziała. Liczy na to, że sprawą zajmie się sąd, a ona odzyska dziecko.

Ta sprawa dobitnie pokazuje, jak wielkim dramatem bywa sztuczne oddzielanie procesów prokreacji i rodzicielstwa.

ED/gosc.pl