Ach, jakie piękne jest życie. Nie przesadzajmy, nie w całości. Medialne życie, które cały czas tętni życiem. Nie pozwala nawet spokojnie podrzemać zimowym snem. Nie ma bowiem tygodnia, aby coś ciekawego, nierzadko sensacyjnego się nie zdarzyło.  A to dziennikarz amerykańskiego portalu politycznego wkłada samowolnie w usta marszałka Sejmu, wcześniej  szefa MSZ  Sikorskiego, słowa, których nie wypowiedział. A nawet jeśli mu się wyrwały, to tylko dlatego, że się pomylił.  Amerykanin, gdzie jest taka sama wolność prasy jak i u nas, nie powinien tego błędu naszego męża stanu wykorzystywać, aby robić koło pióra naszemu drugiemu mężowi stanu Europy Unijnej, przebywającemu w Brukseli na saksach. Wolność ta sama, ale jaki upadek etyki zawodowej. To znów media drugiego światowego mocarstwa, tylko tego leżącego bliżej Polski, wkładają do ust obecnemu szefowi MSZ Schetynie słowa, które znaczą coś całkiem innego niż to zrozumieli Rosjanie. Schetyna nie zdążył przygotować strategii komunikatu, który powinien zapobiec wojnie Polski z Rosją, do której  prze – zdaniem naszej premier – kandydat PiS na prezydenta Andrzej Duda, a tu nowy krach na rynku medialno-politycznym. Gwiazda polskiego dziennikarstwa, w tym telewizji oraz kursów podstawowego i średniego szczebla dla polityków, jak mają rozmawiać z mediami, powołana osobiście do wielkich zadań przez premier Kopacz, zanim zdążyła w pełni rozwinąć skrzydła na stanowisku rzeczniczki rządu, została brutalnie i arbitralnie ścięta. Zginęła na szafocie wielkiej polityki z rąk swojej protektorki. Tej samej Ewy Kopacz, która ją na najwyższe kręgi władzy wywindowała.

Świat mediów natychmiast nabrał rumieńców. Każde medium, każdy ekspert medialny podają własną wiedzę o przyczynach dymisji. Dziennik „Fakt”, doniósł, że Sulik urządziła kurs medialny – zakładam, że na poziomie podstawowym -  dla Przemysława  Wiplera.  Znany polityk prawicowy z PiS, uznał że wiadomość ta dotarła do gazety jako efekt walk frakcyjnych wewnątrz obozu rządzącego. Cios był wymierzony w panią premier: – O, jakich ma współpracowników, którzy za jej plecami kolaborują z opozycją. A jaka nieudolna ta premier. Nie sprawdziła, że ma obok siebie szpiega.

Może, gdyby Sulik dzieliła się swą rozległą wiedzą z kimś przyzwoitym, pani premier by to jakoś mogła przeboleć. Ale dzielić się z tym z tym łajdakiem Wiplerem, który w zeszłym tygodniu w Sejmie zaprotestował przeciwko obrażaniu  Margaret Thatcher, kiedy porównano do niej Ewę Kopacz? To już za wiele nawet na stalowe nerwy pani premier.

„Gazeta Polska codziennie” odkryła, że rzeczniczka była w zmowie z Pałacem Prezydenckim. Jej zadaniem było „wkręcić” Kopacz w jak największą liczbę popełnionych gaf po to, aby ją skompromitować i doprowadzić do szybkiego upadku. Bo pan prezydent miał już przyszykowanego własnego premiera, który by go mocno wspierał psychicznie i  finansowo w czasie walki o reelekcję.

Znowuż jeden uczony twierdzi, że Kopacz dymisjonuje kogo popadnie, żeby odwrócić uwagę opinii publicznej od nabrzmiałych, ropiejących problemów polskiego górnictwa.  

I tak wszystkich teorii, krążących w mediach nie wymieniłem, żeby nie przynudzać.

Nie mogę jednak pominąć powodu jaki przekazała światu mediów sama bohaterka: - Złożyłam dymisję, bo nie chciałam stawiać premier w trudnej sytuacji.

Wbrew temu, co wyznaje w szlachetnym porywie serca Sulik, to premier Kopacz, co chwilę, z własnej nieprzymuszonej woli,  polityk SLD Czarzasty mówi, że z głupoty, stawia się w trudnej sytuacji.

Mam pytanie do panów polityków. Czy nie można wprowadzić przepisu, żeby to rzecznik prasowy w nadzwyczajnych okolicznościach mógł dymisjonować premiera. Kto wie, czy rządy Sulik nie byłyby dla Polski korzystniejsze. 

Jerzy Jachowicz/Sdp.pl