Nie jest tak, że wynik Palikota to efekt pojawienia się znikąd jakieś nowej grupy, która nagle się obudziła ze swoimi postulatami stojącymi w opozycji do cywilizacji życia. Takie twierdzenie byłoby nieporozumieniem, bo tacy ludzie byli we wszystkich wyborach po 1989. Dokonał się jedynie przepływ ze strefy zagospodarowywanej do tej pory przez SLD w stronę tego nowego tworu.

 

Prawdziwie niebezpieczne są tutaj wie rzeczy. Po pierwsze, w świat został wysłany komunikat o „nowej sile”, która wypisała na swoich sztandarach jednoznaczne, antyklerykalne, również destrukcyjne moralnie i antycywilizacyjne hasła. Ludzie, którzy głosują za takimi radykalnymi postulatami, mają teraz przypływ energii: już nie są składnikiem eselowskiej zgranej płyty – weszli do sejmu w swojej formacji i pod swoimi hasłami. Marzyli o tym, jak pamiętamy, od dawna, już na Krakowskim Przedmieściu urządzając swoje bluźniercze, profanacyjne happeningi. Potem ich nadzieje nieco osłabły, wydawało się, że Palikotowi się nie uda, a stało się inaczej. To jest takie pierwsze zło, które się wydarzyło.

 

Drugie zło, do jakiego doszło – na ten moment – to fakt, że antyklerykalna agenda została wyzwolona z więzów koniunkturalizmu eseldowskiego. Jak wiemy, SLD zawsze była partią antykościelną, mającą podobne postulaty, co Palikot, ale była partią systemu, co mimo wszystko w jakiś sposób powściągało realizację wielu ich zapędów. U Palikota mamy do czynienia z ludźmi, którzy naprawdę mają nadzieję na realną walkę o aborcję, adopcję dla homoseksualistów, etc.

 

Czy w tym wszystkim wynik Palikota może mieć jednak jakiś pozytywny efekt? To jest po prostu szok, a każdy szok jest szansą na przebudzenie. Jest to też nauczka, że polityk, którego jeszcze parę tygodni temu byliśmy w stanie politycznie pogrzebać, miał szanse na poziomie 3 procent, ostatecznie potrafił dokonać pewnej rewolucji. To dowodzi, że tzw. aktywna mniejszość, bo taki jest elektorat Palikota, może odegrać rolę w polityce. Poza tym potężnym starciem PO i PiS pojawiło się coś, co być może będzie na polską politykę wpływało – na jej ton i kurs – na zasadzie języczka u wagi. Coś takiego pojawiło się po lewej stronie.

 

Stajemy zatem przed pytaniem, na ile szkodliwa jest obsesja naszej centroprawicy, żeby nie dopuścić do wytworzenia się czegoś po prawej stronie – obsesja, że kto tu jest poza PiS, ten jest „rozbijaczem”. Sądzę, że czas na większą elastyczność we współpracy politycznej na prawicy.

 

Rozmawiała Marta Brzezińska