Grzegorz Strzemecki

"Siły postępu", rzekomo broniąc gejów, zaatakowały i zniszczyły wystawę "Stop dewiacji" w Opocznie. Czy jednak zwalczanie prawdy o homoseksualizmie naprawdę homoseksualistom służy?

Część I

Część I

 

Fundacja Życie i Rodzina urządziła w Opocznie uliczną wystawę. Na kilku stelażach w pobliżu miejskiego basenu umieszczono kilka banerów z informacjami takimi jak: "Homoseksualizm poważnie szkodzi życiu i zdrowiu", "homoseksualiści stanowią do 55% chorych na AIDS",  "Homoseksualiści żyją średnio 15-20 lat krócej", "homoseksualiści odpowiadają za 20-40% przypadków molestowania dzieci, choć stanowią zaledwie 1-3% społeczeństwa".

Jak można się było spodziewać po "siłach postępu", te rzeczowe stwierdzenia nie sprowokowały do równie rzeczowej dyskusji, ale poskutkowały oskarżeniami, że wystawa była "homofobiczna", zniesławiająca i nawoływała do nienawiści wobec mniejszości seksualnych. Czy burmistrz wiedział, jakie będą plakaty kiedy wydawał na nia zezwolenie? - pytają liczne "postępowe" i polskojęzyczne media, podsuwając urzędnikowi drogę wyjścia przez odcięcie się od treści wystawy i przeprosiny. Zmasowany medialny atak ma zastraszyć urzędników i zniechęcić tych, którzy myśleliby o pójściu w ich ślady i "zaproszeniu" następnej edycji wystawy do siebie.

Kampania Przeciw Homofobii (KPH) zagroziła nawet procesem o zniesławienie, co jest szczególnie przewrotne jeśli weźmie się pod uwagę stygmatyzujący i zniesławiający charakter samego pojęcia "homofobii",  używanego na adwersarzy niczym retoryczna pałka, jakby odcinanie się od moralnych i zdrowotnych zagrożeń homoseksualizmu było fobią, tj. jakąś formą choroby psychicznej. Może KPH, niczym gogolowska oficerska wdowa powinna raczej pozwać, a następnie wychłostać się sama?

Wystawa p.t. "Stop dewiacji" trwała zaledwie 12 godzin, bo po tym czasie ktoś odciął banery od stelaży i zwyczajnie je ukradł.

Cenzura, knebel, kalumnie i zastraszanie (procesem przed sędziami III RP),  a także - jak widać - demolka i złodziejstwo to narzędzia postępowej awangardy ludzkości. Spróbujmy jednak podnieść poziom tak swoiście rozumianego "dialogu".

Progressima Gazeta Wyborcza (podaję za portalem gazeta.pl) klawiaturą redaktor Wiktorii Beczek napisała, że przedstawione na banerach dane "są w całości zaczerpnięte z badań Family Research Institute (FRI), organizacji Paula Camerona" oraz że ów FRI "jest w Stanach Zjednoczonych uważany za 'grupę szerzącą nienawiść' ".

[http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114871,20623436,w-opocznie-wystawa-na-temat-szkodliwosci-homoseksualizmu.html]

Mamy oczywiście rozumieć, że dane Camerona są nierzetelne i wyssał on je z palca tylko po to, by nas wszystkich oszukać, a gejów poniżyć, dając w ten sposób upust swej nienawiści.

Jak widać po polskich oskarżeniach o nawoływanie do nienawiści,  pretekstem do takich oskarżeń może być samo podanie informacji, które mogą w nienajlepszym świetle postawić jakąś grupę społeczną. W ramach takiej logiki nienawiścią grzeszą ci, którzy mówią że palacze żyją krócej, albo że młodzi kierowcy powodują więcej wypadków. Jeśli na tym polega amerykańskie oskarżanie FRI o szerzenie nienawiści, to aż dziw bierze, że w USA nie powstało jeszcze stowarzyszenie młodych kierowców, żeby pozwać do sądu i naciągnąć na dużą kasę niegodziwych badaczy przyczyn wypadków drogowych.

A co powiedzieć o tych, którzy sami wciąż oskarżają o nienawiść innych, zniesławiając ich i "narażając na utratę zaufania potrzebnego do..." jak mówi stosowny paragraf k.k., na który tak ochoczo powołuje się KPH? Drżę z niepokoju o to, że nienawiścią mogą grzeszyć redaktorzy najpostępowszej Gazety, co i rusz oskarżający Polaków, że podczas ostatniej wojny gremialnie i z upodobaniem donosili na Żydów, palili ich w stodołach i krzyżowali. Co gorsza, ci wstrętni Polacy, do dziś przepełnieni nienawiścią, mają czelność kwestionować te oskarżenia i domagać się rzetelnego śledztwa, w tym przesłuchania pomijanych dotąd świadków oraz dokończenia przerwanej przed laty ekshumacji.

Co innego, kiedy to postępacy kwestionują przytaczane statystyki i domagają się ich weryfikacji, oskarżając o kłamstwa Paula Camerona z jego danymi. Oni to czynią z miłości, tak jak z miłości zniszczyli wystawę "Stop dewiacji". Także z miłości red. Beczek sprowadza dyskusję do przesympatycznego grzebania w życiorysie amerykańskiego profesora oraz tak retorycznie wyrafinowanego psychologizowania ad personam o "fiksacji Camerona zagadnieniami homoseksualizmu", że "ma [on] obsesję na temat homoseksualizmu i przejawia pewnego rodzaju fascynację tym tematem".    

Pani redaktor najwyraźniej nie wie, że naukowcy często tak mają... Zaryzykuję twierdzenie, że może właśnie dzięki tej fascynacji (fiksacji, obsesji), niezależnie od jej przyczyny, udaje im się czegoś znaczącego dokonać. Na przykład Einstein przejawiał fascynację fizyką teoretyczną, a Pasteur bakteriami. Na szczęście  nie było wtedy jeszcze na świecie pani redaktor Beczek z jej niezdrową fascynacją psychiką naukowców, dzięki czemu Einstein mógł w spokoju fizycznie teoretyzować, a Pasteur bez kompleksów i poczucia winy badać mikroby. Jakie by nie były przyczyny fascynacji (fiksacji, obsesji) naukowców tematem ich badań, liczą się wyniki ich pracy.

Nie ulegając niezdrowej fascynacji psychiką pani redaktor przejdźmy jednak do rzeczy. Moim skromnym zdaniem, jeśli ktoś zwraca uwagę na ryzyko wiążące się z uprawianiem gejowskiego stylu życia i przed nim ostrzega, to jest to wyraźny przejaw życzliwości i troski o tychże gejów oraz tych, którzy chcieliby powiększyć ich szeregi, by nie narażali się na niebezpieczne, a może nawet zgubne konsekwencje. Nienawiścią grzeszy natomiast ten, kto te niebezpieczeństwa neguje lub pomniejsza, zachęcając w ten sposób do niezdrowych i  niebezpiecznych zachowań lub też w nich utwierdzając.

Może jednak ci, którzy gejów ostrzegają, zwyczajnie ich oszukują, wprawiając w niepotrzebne stresy przeszkadzające w beztroskim oddawaniu się analnym igraszkom z kolejnymi, trudnymi do zliczenia  partnerami? (Rozwiązła obyczajowość gejów to temat na odrębny artykuł.) Może plotą bzdury wyssane z palca Paula Camerona wspieranego przez niecny FRI? Żeby to sprawdzić, musimy zrobić coś równie niegodziwego jak dokończenie ekshumacji w Jedwabnem - zweryfikować dane prof. Camerona. W tym artykule ograniczymy się wyłącznie do kwestii zdrowotnej (na omówienie innych kwestii potrzebna byłaby monografia) i w tym celu sięgniemy do statystyk podanych przez europejskie biuro Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), które z Paulem Cameronem nie ma chyba nic wspólnego i bazuje na oficjalnych danych nadsyłanych z kilkudziesięciu krajów Europy oraz jej sąsiedztwa.

O  tym jednak opowiemy w drugiej części artykułu.