Tygodnik Wprost rozpisuje się właśnie na temat działalności pewnej starszej mieszkanki Bydgoszczy, która przez wiele lat – pod przykrywką głębokiej pobożności manipulowała grupą ludzi. Rzekomo otrzymywała jakieś przesłania od Boga Ojca i od Matki Bożej, które następnie przekazywała swoim podopiecznym, żądając od nich bezwzględnego posłuszeństwa. Działania te dopiero teraz spotkały się z reakcją ze strony kurii oraz parafii. Wprost, a wcześniej Tygodnik Powszechny który ujawnił sprawę, opisuje także inne nadużycia do jakich miało dochodzić w grupie kierowanej przez tę osobę.

O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy rzecznika bydgoskiej kurii, ks. dr Sylwestra Warzyńskiego. Poniżej publikujemy również rozmowę z o. Tomaszem Francem OP, psychologiem nt. destrukcyjnej działalności grup pseudoreliguijnych oraz ich liderów!

Ks. dr Sylwester Warzyński: Kuria dowiedziała się o całej sprawie dwa miesiące temu. Wcześniej nie dochodziły do nas jakiekolwiek niepokojące sygnały. Także w parafii nie zauważono niczego niepokojącego.  

Nieprawdą jest to, o czym pisze tygodnik „Wprost”, że kuria nie podjęła żadnych działań w tej sprawie. Po zapoznaniu się z przysłaną do nas dokumentacją odbyła się rozmowa z ks. proboszczem, który został zobowiązany, by z należytą troską przyjrzeć się całej sprawie. Wiem, że kilkukrotnie rozmawiał z tą Panią. Oprócz tego na początku lipca wysłaliśmy do Niej oficjalne pismo - podpisane przez Wikariusza Generalnego Diecezji Bydgoskiej - upominające i zakazujące podejmowania jakichkolwiek praktyk religijnych w imieniu Kościoła. Jeśli zajdzie taka koniczność podejmować będziemy kolejne działania.

Co do wysuwanych przez tygodnik „Wprost” oskarżeń, jakoby w grupie, którą kierowała Pani Irena miało dochodzić do tak poważnych zdarzeń, jak samobójstwa, to mogę powiedzieć, że nam nic na ten temat nie wiadomo. Jeżeli „Wprost” posiada taką wiedzę, to powinien się z tym udać do prokuratury. Strona tytułowa tygodnika nie pozostawia przecież złudzeń. Jeśli tego nie czyni, to mamy prawo sądzić, że piszącym takie rzeczy dziennikarzom chodzi tylko i wyłącznie o tanią sensację i zwiększenie sprzedaży tygodnika. Jak inaczej to ocenić? To przykre.

Warto podkreślić, że osoba, o której mowa nie była przez Kościół w jakikolwiek sposób autoryzowana. Z tego, co mi wiadomo parafia nie informowała o tych spotkaniach, nie traktowała tej Pani w sposób, który mógłby sugerować, że w parafii pełni jakąś wyjątkową rolę. Starszy ksiądz, który bywał w jej domu już nie żyje, zatem nie powie nam z jakich pobudek to czynił. Nawet pobieżna lektura tych rzekomych objawień nie pozwala - mówiąc najdelikatniej - traktować ich poważnie.

Na ten przykład warto jednak spojrzeć także, jak na swego rodzaju lekcję. Najpierw dla księży proboszczów, duszpasterzy, którzy wciąż muszą być wyczuleni na tego typu sytuacje, na wszelkie choćby najmniejsze niepokojące sygnały. To jednak także lekcja dla wiernych świeckich, by zanim zwiążą się z kimkolwiek, kto powołuje się na Kościół, rzekomo działa w imieniu Kościoła, upewnili się, że tak w rzeczywistości jest. Wykonanie jednego telefonu, na przykład do Kurii Diecezjalnej, może nas ustrzec przed wieloma ewentualnymi zagrożeniami i problemami.

***

Jakie kryteria decydują o destrukcyjnym charakterze grupy religijnej?

Tomasz Franc OP: Tymi kryteriami są: ukryte normy postępowania, stosowanie mechanizmów wpływu społecznego – manipulacji, kontroli świadomości oraz pewnego rodzaju fasadowość –polegająca np. na podpieraniu się autorytetem instytucji kościelnych, aby uzyskać własne profity. Można powiedzieć, że całość tych kryteriów streszcza się w określeniu: nadużycie duchowe. Słowa Boże czy różnego rodzaju praktyki pobożnościowe, które powinny formować człowieka ku wolności, otwartości, współpracy, ekumenii, etc., są nagle wypaczane przez guru czy lidera i stosowane przez niego jako narzędzia opresji wobec jej członków. Taka wspólnota izoluje swoich członków od reszty społeczeństwa, wpaja im, że dobre jest tylko to, co znajduje się w obrębie wspólnoty, a złe to wszystko, do jest poza nią. To, co boskie przypisane jest guru, a to co szatańskie jego przeciwnikom. Mamy tu do czynienia z polaryzowaniem rzeczywistości i tworzeniem jakiegoś ekskluzywnego świata dla tych, którzy przynależą do wspólnoty. Kolejnym nadużyciem jest to, że przypisuje się tego rodzaju grupie zbawienie, ale nie takie, które łączyło by się z „nadzieją zbawienia”, tylko zbawienie realnie umiejscowione w ramach wspólnoty, na zasadzie: „jeżeli należysz do tej wspólnoty fizycznie i oddajesz swoje dochody czy posłuszeństwo guru – jesteś zbawiony, jeżeli nie – to można cię albo nawrócić albo potępić”.

W przypadku sekty warto podkreślić, że nie chodzi tylko o wypaczone nauczanie, czyli o to, co by było herezją od zdrowej nauki, ale chodzi też o to, że ta nauka zawsze połączona jest ze środkami przymusu opartymi na psychomanipulacji. To jest właśnie domeną sekty – że nauka służy instrumentalnie do tego, żeby umacniać pozycję guru i jego rządzenie członkami.

Zdarza się, że osoby które zajmują pozycję guru czy lidera, próbują manipulować powołując się na rzekome objawienia, nadzwyczajne orędzia – otrzymywane niby od Pana Boga lub świętych. Kościół w swoim oficjalnym nauczaniu odnosi się bardzo sceptycznie do tzw. prywatnych objawień, jednak niektóre otrzymują z czasem legitymizację. Kiedy tak się dzieje?

Przede wszystkim – nie może być niezgodności między objawieniem prywatnym a objawieniem zawartym w Piśmie Świętym i Tradycji Kościoła. Poza tym, aby można było rozstrzygać w tej kwestii, te objawiania muszą być zamknięte. Chyba, że są one ewidentnie sprzeczne z nauką Kościoła, wtedy sprawa jest oczywista. Badaniem takich kwestii zajmuje się zawsze powołana przez biskupa komisja. Ale miejmy też tę świadomość, że nawet tak poważne objawienia, jak objawienia w Lourdes czy w Fatimie,  są poddane przez Kościół wiernym nie jako takie, które zobowiązują do wiary, a jedynie jako takie, które mogą pogłębiać naszą wiarę, choć nie muszą.

Czymś innym są jeszcze orędzia-przesłania, którymi dzielą się członkowie grup charyzmatycznych. Tych nie bada żadna kościelna komisja…

Tylko proszę pamiętać że takie orędzie, proroctwo, przesłanie nie może nigdy zastąpić Słowa Bożego i nie może zastąpić rozeznania ludzkiego rozumu. To wszystko trzeba zawsze poddawać weryfikacji i krytycznemu osądowi. Osoba, która wypowiada jakieś proroctwo, nie może sobie rościć prawa do stuprocentowej pewności, że pochodzi ono rzeczywiście od Pana Boga. Bo przecież nikt nie jest nieomylny. Nie można tych słów traktować jak wyroczni z jakimś przymusem wykonania. Przesłanie może stać się łatwym środkiem nadużycia, jeśli będzie się opierało tylko i wyłącznie na Piśmie Świętym, którym można w sposób emocjonalny manipulować, dlatego warto, aby ono było konsultowane z jakimś dobrym teologiem i mądrym duszpasterzem, który pomoże zobiektywizować, czy nie jest to przypadkiem natchnienie, które jest podyktowane jakimiś emocjami i czy jego rozumienie jest zgodne z tym, jak rozumie je urząd nauczycielski Kościoła.

Kolejnym kryterium jest rozeznane wewnątrz wspólnoty, czyli w kontekście życia osoby, która przynależy do danej wspólnoty. Osoba, która otrzymuje takie proroctwa oraz grupa która je odbiera, powinni je rozeznawać także w szerszym, pozawspólnotowym kontekście. Ważne jest tutaj to, aby takie osoby miały oparcie nie tylko w ramach tej wspólnoty do której przynależą, ale aby miały też jakieś wsparcie w rodzinie, w gronie przyjaciół. Aby nie utwierdzały się w jakimś sztucznym poczuciu wybrania. Żadna zdrowa wspólnota charyzmatyczna nie będzie zamknięta (jak to się dzieje w sektach), ale będzie umacniała funkcjonowanie człowieka w jego życiowej przestrzeni poza grupą. W zdrowej wspólnocie, pobożność zawsze będzie weryfikowana przez zaangażowanie społeczne. Nie chodzi tu oczywiście tylko o charytatywność danej grupy czy osób należących do grupy, co raczej zaangażowanie społeczne w sensie relacji wewnątrzrodzinnych, przyjacielskich, etc. Jest taka bardzo mądra hierarchia przynależności do wspólnoty: najpierw obowiązki stanu (np. rodzinne), później zaangażowanie w życie wspólnoty. Jeżeli to jest odwrócone, to bardzo łatwo zbudować taką protezę życia społecznego i duchowego. Każda zdrowa wspólnota będzie dbała o to, aby jej członkowie stosowali się do tej zasady. Kiedy to się wypacza, to człowiek się jakby infantylizuje w pobożności. Ten świat, w którym powinien wzrastać i rozwijać się, staje się zagrożeniem i opresją, czymś nieprzystającym do jego życia.  Człowiek zamyka się w takim getcie swojej pobożności, a od tego jest tylko krok do fanatyzmu i sekciarstwa.    

Intensyfikacja życia duchowego niektórych grup może usypiać czujność na  niepokojące zjawiska do jakich tam dochodzi? 

Można różne aspekty pobożności, która każdemu z nas jest bliska i cenna wykorzystywać do tego, aby uwiarygodniać działalność jakiejś osoby czy grupy przynależnością do Kościoła. To nie jest tak, że modlitwa, sakramenty działają w sposób magiczny – im więcej się ich stosuje, tym bardziej człowiek jest zdrowy, czy tym bardziej jakieś potrzeby duchowe są zaspokojone. Pobożność sama w sobie, bez zaangażowania opartego na wolnej woli nie zadziała.

Jakie formy terapii będą pomocne dla osób, które były poddawane indoktrynacji czy psychomanipulacji na tle religijnym? 

Rozpocząłbym od edukacji teologicznej, czyli nazwaniu po imieniu tego, co było fałszem w nauce, którą się przyjęło. Warto by wdrożyć jakąś psychoedukację na temat mechanizmów manipulacji, poznania własnych potrzeb i pragnień, którymi kierowali się ludzie, wchodząc w daną grupę, rozpoznanie mechanizmów które działały w tej grupie. Czasami niestety, w przypadku takich bardzo ostrych stanów psychicznych, związanych z lękami czy fobiami zaszczepionymi przez grupę czy przez lidera, musi być pomocna farmakoterapia. Niebezpieczeństwem osób odchodzących z tego rodzaju patologicznych grup jest uduchowianie problemu tzn. pozostawianie bez terapii, bez farmakoterapii, gdy są one konieczne, a szukanie rozwiązania problemu tylko na poziomie duchowym. Modlitwa na pewno powinna wspierać dążenie do zdrowia także za pomocą środków danych przez Pana Boga, jakimi może być np. pomoc ludzi, posiadających do tego odpowiednie kompetencje.

Jaka może być skala nadużyć związanych z działalnością pseudoreligijnych ruchów w polskim Kościele?

Z historii nowożytnej Kościoła znamy takie zjawiska, związane np. z działalnością ks. Natanka, byłych sióstr Betanek, czy odłamu ruchu rodziny nazaretańskiej. Biorąc pod uwagę liczbę osób zaangażowanych w różnego rodzaju wspólnotach, to jest to marginalne zjawisko. Aczkolwiek, jeśli się pojawia, to świadczy to o jakimś zaniedbaniu ze strony duchowieństwa i członków lokalnych wspólnot.

Jakimi narzędziami dysponuje Kościół, aby ukrócić tego rodzaju praktyki?

Ukrócenie takich praktyk jest bardzo trudne, choć duszpasterze posiadają odpowiednie narzędzia do rozpoznania problemu. Takim narzędziem jest na pewno spowiedź, tak w odniesieniu do liderów jak i do członków grup, oraz wizytacja duszpasterska, w tym także popularna "kolęda". Kościół może się jednoznacznie odciąć od działalności osób czy grup o który tu rozmawiamy, może przed nimi przestrzegać w oświadczeniu parafii bądź kurii, do których przynależą. Niestety, często ludzie wykształceni teologicznie tzn. księża czy animatorzy nie wykazują się odpowiednim krytycyzmem w ocenie zjawiska. Starsza, rozmodlona pani zazwyczaj nie budzi podejrzeń, a taka osoba też może być niebezpiecznym guru religijnym. 

Rozmawiała Emilia Drożdż

O. Tomasz Franc OP jest psychologiem, do lipca 2014 r. pełnił funkcję dyrektora Dominikańskiego Centrum Informacji o Sektach i Nowych Ruchach Religijnych