Wymiera nie tylko Europa (z Polską na czele), ale również... Stany Zjednoczone. Wskaźnik urodzeń spadł tam obecnie do historycznie rekordowo niskiego poziomu. Według oficjalnych danych państwowych w roku 2016 rodziło się w Stanach przeciętnie 62 dzieci na 1000 kobiet w wieku rozrodczym. To mniej, niż rok wcześniej (o 0,5 dziecka), a prognozy wskazują na dalszy spadek w tym roku.

Według portalu ,,Life Site News'' opisującego to smutne zjawisko, wiele badań wskazuje na dużą rolę problemu bezrobocia oraz niepewności zatrudnienia.

Co ciekawe, zjawisko spadku liczby urodzeń nie dotyczy tylko białej społeczności USA; największy spadek odnotowano w społeczności latynoskiej.

Obecnie współczynnik dzietności wynosi w USA 1,84 - to o wiele za mało, by zapewnić zwykłą zastępowalność pokoleń. Dla porównania w Polsce jest jeszcze gorzej - wskaźnik to zaledwie 1,32. Lepiej jest nawet w Rosji (1,75). Tymczasem dla zastępowalności pokoleń potrzeba współczynnika na poziomie przynajmniej 2,10.

Amerykanie mają nadzieję, że w ich kraju obecny trend wkrótce się zmieni. Obecnie wciąż utrzymuje się recesja i pojawiają się nadzieje, że po jej ustąpieniu oraz po gospodarczych reformach Donalda Trumpa znowu będzie rodzić się więcej dzieci.

Jednak w istocie niskie wskaźniki dzietności utrzymują się od lat 60-tych. To może wskazywać, że przyczyny niechęci do posiadania dzieci są nie tylko ekonomicznej, ale znacznie głębszej kulturowej natury. A tutaj nawet Trump nie pomoże.

mod/life site news, fronda.pl