Sparks opowiada, że gdy szukała zatrudnienia w klinice, na rozmowie kwalifikacyjnej mniej ważne było jej wykształcenie i doświadczenie medyczne. Dla pracodawcy liczyło się przede wszystkim oddanie ideologii „pro-chocie”.

Opowiada, że pracowała w zespole, który „sprzątał” po dokonanej aborcji. Jej klinika nie miała sprzętu ani pomieszczeń do przeprowadzania aborcji w drugim trymestrze, ale mimo to wykonywała takie „zabiegi”.

„Tych dzieci nie wkładaliśmy do słoika... Spuszczaliśmy je w toalecie. Mieli tam toaletę, która była przytwierdzona do ściany, i cały czas leciała w niej woda... Tam właśnie wkładaliśmy te dzieci” – opowiada.

Robiono to po to, by ukryć, że przeprowadza się w klinice tak późne aborcje. Jeżeli dziecko było odpowiednio małe, to po prostu wkładano je do słoika i wysyłano do labolatorium.

Kathy Sparks nawróciła się na chrześcijaństwo i zrezygnowała ze swojej bestialskiej pracy. Dziś poprzez swoje świadectwo próbuje odwieść innych od zbrodni aborcji.

Pac/liveactionnews