Chociaż dla wielu osób pobyt matki w areszcie (dzisiaj sąd uchylił ten środek zapobiegawczy - przyp. red.) i lakoniczne stwierdzenia organów ścigania oznaczają już zamknięcie tematu, to rozwiązanie sprawy śmierci dziecka dopiero przed nami. Sprawy, która niejednokrotnie wprawiła w osłupienie miliony ludzi obserwujących sytuację w Sosnowcu, którzy - de facto - stali się uczestnikami tego wydarzenia. Również niesmaczny medialny show Krzysztofa Rutkowskiego nie był zakończeniem tej dramatycznej sytuacji.

 

Najbardziej zaskakujące są jednak reakcje dziennikarzy, psychologów i wszelkiej maści ekspertów, którzy już oceniają to, co wydarzyło się w Sosnowcu, a przecież jeszcze nie wiemy jak dokładnie było! Śledztwo trwa, a dopiero dzisiaj sąd zdecydował o uchyleniu aresztu dla matki dziecka. Zazwyczaj taki środek stosuje się, gdy istnieje obawa co do mataczenia. Jeżeli było rzeczywiście tak, jak mówiła Katarzyna W., to dlaczego miałaby mataczyć? Czyżby kogoś "kryła"? Pozostają dwa rozwiązania: albo prokuratura, bez jakichkolwiek powodów więziła, zrozpaczoną młodą matkę albo istniała rzeczywista obawa, co do zatajenia pewnych faktów i uniknięcia odpowiedzialności przez jakieś osoby. Jakie? O tym przekonamy się już wkrótce. Co najciekawsze, areszt tymczasowy stosuje się wobec osób, którym grozi powyżej 8 lat więzienia, natomiast Katarzynie W. za nieumyślne spowodowanie śmierci grozi od 3 miesięcy do 5 lat kary więzienia. Przedstawicielka sądu stwierdziła nawet, że zebrane dowody wskazują na drugi stopień popełnienia przestępstwa, ale "pogląd ten nie jest ostateczny".

 

Należy jednak zwrócić uwagę na fakt, że nikt nie uciął licznych spekulacji odnośnie rozbieżnych wersji, przedstawionych przez ojca dziewczynki. Bartłomiej Waśniewski najpierw mówił, że pomógł znieść wózek żonie, a potem pojechał z kolegą do sklepu po pieczarki do pizzy. Natomiast później słyszeliśmy, że poszedł po opał do rodziny. Podobnie w przypadku Katarzyny W. Pierwsza wersja mówiła o tym, że dziecko wyślizgnęło się z kocyka przy kąpieli, natomiast później słyszeliśmy, że matka wróciła się ze spaceru z dzieckiem po pieluchy (dziecko było już ubrane). Oczywiście to tylko spekulacje, rozwiązanie pozostawmy organom ścigania, ale nikt nie dał czytelnego sygnału, którym uciąłby wszelkie dywagacje i przypuszczenia na ten temat. Dlaczego? Na razie to pytanie pozostaje bez odpowiedzi.

 

Sprawie towarzyszą inne tajemnicze okoliczności. Wystarczy wspomnieć niedawną próbę samobójczą narzeczonej Krzysztofa Rutkowskiego, Luizy Kobyłeckiej, która również pracowała przy sprawie z Sosnowca. Na początku myślałem, że to tylko medialna podpucha i kolejny element budowania otoczki przez Rutkowskiego, ale złudzeń nie pozostawiły wypowiedzi lekarzy szpitala w którym przebywa partnerka detektywa. Sam Rutkowski w wypowiedzi dla jednej z gazet przyznał, że wpływ na stan psychiczny kobiety miała sprawa Madzi.

 

Równie tajemnicze są liczne komentarze interneutów, które nadal zwracają uwagę na postawę ojca dziewczynki. Zazwyczaj są to krótkie, czytelne sformułowania. Wielu psychologów ocenia sytuację Katarzyny W., ale nie spotykamy się z opiniami na temat zaskakującego spokoju jej męża, który zaraz po zgłoszeniu na policję zaginięcia córki, treściwie i rzeczowo wypowiadał się dla telewizji. Równie spokojnie i zaskakująco precyzyjnie odpowiadał na pytania dziennikarzy już po wiadomości o śmierci dziecka, zachęcając ludzi do zgłaszania porwań i nie zrażania się sytuacją, jaka dotknęła jego najbliższych. Mój znajomy, z którym oglądałem akurat zdjęcia jego dzieci, zauważył, że na każdej fotografii jego mimika zdradza jakieś emocje. Wyraził wielkie zdziwienie, że Waśniewski zachowuje kamienną twarz. Zdziwienie, które do tej pory podziela bardzo wiele osób. Na ten temat mówi się w mediach niewiele. A może warto?

 

Nie ferujmy wyroków, zwłaszcza w dniu pogrzebu maleńkiego dziecka. Madzia jest już w lepszym świecie, ale na ziemskim padole wciąż trwa śledztwo. Śledztwo, którego wynik może znów nas zaskoczyć.

 

Aleksander Majewski