91 procent Amerykanów wskazało w sondażu popularności na Abrahama Lincolna. Tylko jeden procent mniej na Jezusa Chrystusa. Narodowe badania było przeprowadzone po tym jak w zeszłym miesiącu w Wisconsin 89 procent Amerykanów głosowało za rozgrywającym Green Bay Packers Aaronie Rodgersie. W badaniu wysokie miejsce zajął jeszcze Martin Luther King i Jerzy Waszyngton.


Badania takie mogą wydawać się śmieszne i typowe dla amerykańskiej kultury i nie odzwierciedlają one wiary. Jednak akurat w przypadku USA, gdzie nawet lewicowiec Barack Obama deklaruje przywiązanie do Jezusa, dają one pewny ogląd sytuacji. Zastanawia mnie jednak jak wysoko znalazłby się Jezus Chrystus, gdyby podobne badania przeprowadzono w Polsce? Czy pobiłby Jana Pawła II? Czy byłby popularniejszy niż Jolanta Kwaśniewska czy prezydent Bronisław Komorowski? Czy nasz zbawiciel zająłby wyższe miejsce niż narodowy idol Donald Tusk albo ( w zależności od pory roku) Małysz czy Kubica? Podczas debaty prezydenckiej  w 2000 roku, na pytanie „kto jest twoim ulubionym filozofem”, George W. Bush odpowiedział- Jezus Chrystus. Potem rozwinął swoją myśl w kierunku religijnym. Żaden polityk w Europie nie zdecydowałby się na takie stwierdzenie. Śmiem wątpić czy w Polsce, któryś z naszych przedstawicieli uznałby publicznie Jezusa za swój autorytet. Zdaję sobie sprawę, że gdyby w pytaniu sondażowym pojawił się Jezus, to duża część Polaków na Niego by wskazało. Nie jestem jednak przekonany czy większość. I jakoś nie wierzę, że sami z siebie bylibyśmy skłonni dać tak prostą i oczywistą odpowiedź- Jezus to nie tylko mój Bóg i zbawiciel, ale również mój idol i największy autorytet.


Łukasz Adamski