Publikacja oderwanych od rzeczywistości informacji na temat programu, celów i aktywności Prawa i Sprawiedliwości jest już od dawna swego rodzaju tradycją w niemieckich mediach. Stawiano nam w nich wielokrotnie absurdalne zarzuty, strasząc całą Europę przerażającymi konsekwencjami w razie dojścia naszej partii do władzy.

Wynika to stąd, że Niemcy niestety nie chcą traktować Polski jak równoprawnego partnera, z którego interesami będą musieli się liczyć przy prowadzenia własnej polityki. Tymczasem Prawo i Sprawiedliwość nie wyobraża sobie innych relacji z Berlinem, niż oparte o wzajemne poszanowanie racji stanu obu stron. Należy dążyć do jak najlepszych stosunków z każdym państwem, opierając je jednak na wzajemnym zrozumieniu i poważaniu.

Niestety, nawet na tle wszelkich wcześniejszych oskarżeń rzucanych pod naszym adresem, relacje niemieckich mediów z polskiej kampanii wyborczej są skandaliczne. Przede wszystkim mowa o artykułach zamieszczonych na portalu Tagesschau.de oraz w gazecie „Franfurter Allgemeine Zeitung”. We wspomnianych felietonach niemieccy dziennikarze uznali wypowiedzi Prezesa Jarosława Kaczyńskiego za „faszystowskie”.

Tymczasem Jarosław Kaczyński mówił wyłącznie o fakcie pojawienia się w Europie chorób, których nie widziano na naszym kontynencie od wielu dziesięcioleci. Przytoczył przy tym konkretne przykłady z wysp greckich oraz Wiednia, stolicy Austrii. Chodzi o zagrożenia opisane w jednym z rozporządzeń ministra zdrowia, zgodnie z którym podejrzenie występowania wspomnianych chorób jest podstawą odmowy wpuszczenia cudzoziemca na terytorium Polski.

Co więcej, ten sam temat podejmowali naukowcy na łamach znanego niemieckiego pisma medycznego „Lancet”. Ostrzeżenia w związku z możliwością przyniesienia przez imigrantów z Syrii epidemii choroby Heinego-Medina do krajów europejskich wydawała także Światowa Organizacja Zdrowia (WHO).

Niezależnie od stopnia absurdalności oskarżania naszej partii o nazizm, mam wątpliwości czy, akurat niemieckim mediom wypada poszukiwać śladów faszyzmu w sąsiednich państwach.

W tym miejscu pragnę zwrócić niemieckim dziennikarzom uwagę na stosunek Berlina do Polaków mieszkających w Niemczech, którym status mniejszości odebrał jeszcze rząd Adolfa Hitlera. Chciałbym, aby wraz z innymi mediami zachodniej Europy podjęli oni temat procederu odbierania Polakom dzieci przez niemieckie urzędy, nakazujące polskim rodzicom posługiwanie się językiem niemieckim w kontaktach z dzieckiem.

Innym tematem, który mógłby być podjęty przez niemieckim tropicieli faszyzmu, jest problem nierozliczonej historii Niemiec. Nie rozumiem, jak państwo, które dopuściło się w XX wieku straszliwych zbrodni ludobójstwa, może tolerować używanie przez własną prasę określenia „polskie obozy koncentracyjne”. Podobnie nie rozumiem, dlaczego z publicznych pieniędzy dofinansowano w Niemczech haniebną produkcję „Nasze Matki, Nasi Ojcowie”.

Podsumowując, odgrywanie przez Niemców roli moralizatorów uważam za nie na miejscu. Zwłaszcza, kiedy niemiecka prasa tropi nazizm w Polsce, będącej pierwszą ofiarą niemieckiej machiny wojennej, która w latach 1939 – 1945 pogrążyła Europę w mroku zbrodni i barbarzyństwa

Wojciech Jasiński/salon24.pl