Najpierw w grudniu ubiegłego roku doszło do zmiany na stanowisku premiera, a już na początku stycznia nowy prezes Rady Ministrów dokonał- zgodnie z zapowiedzią- głębokiej rekonstrukcji rządu.

Wielu sympatyków Prawa i Sprawiedliwości było zaskoczonych tymi zmianami- począwszy od dymisji premier Beaty Szydło po zmianę na stanowisku szefa MON. Wielu, w przypadku premier Beaty Szydło, zadawało sobie pytanie, po co poprawiać coś, co dobrze działa, a z dymisją Antoniego Macierewicza ze stanowiska ministra obrony narodowej niektórzy komentatorzy łączyli mroczne siły w rodzaju WSI. Obciążali również prezydenta Andrzeja Dudę, choć decyzję o zmianie w MON podjął de facto "triumwirat": Kaczyński-Duda-Morawiecki. 

Opinia publiczna wymagała od partii rządzącej wyjaśnień. Prezes PiS, Jarosław Kaczyński w liście do członków Prawa i Sprawiedliwości, opublikowanym na facebookowym profilu ugrupowania, postanowił rozwiać wątpliwości.

Jak podkreślił były premier, zmiany w rządzie były podyktowane elementarnymi zasadami, którymi kieruje się partia rządząca. 

"Działamy pro publico bono, pełnienie funkcji nie jest przywilejem, ale obowiązkiem. W polityce personalnej kierujemy się zasadą, którą można określić jako „ekonomia sił”. Oznacza to, że obsada poszczególnych stanowisk zależy od oceny możliwości poszczególnych osób w danych okolicznościach i czasie"- napisał Kaczyński. 

Lider PiS zapewnił jednocześnie, że odwołanie kilku ministrów ze stanowisk, a wcześniej- dymisja premier Szydło- wcale nie oznacza krytycznej oceny pracy, którą wykonywali przez dwa lata. Decyzja o zmianie składu mogła bowiem zostać podjęta nawet po bardzo dobrej ocenie pracy. Tak właśnie było w przypadku Beaty Szydło, która, w ocenie Kaczyńskiego, swoje zadania wypełniła "znakomicie". Skąd zatem zmiana szefa rządu?

"W tych okolicznościach, wobec zmiany sytuacji i konieczności dokonania politycznego manewru, za jeszcze efektywniejsze uznaliśmy powołanie na stanowisko premiera Mateusza Morawieckiego"- tłumaczy lider partii rządzącej. 

Czy prezydent Andrzej Duda rzeczywiście jest "czarnym charakterem" i "zdrajcą", jak określają go niekiedy przedstawiciele twardego elektoratu Prawa i Sprawiedliwości? Czy głowa państwa gra na rozbicie obozu Zjednoczonej Prawicy lub uwikłał się w jakieś ciemne układy z przedstawicielami starego systemu? Jarosław Kaczyński ma w tej sprawie odmienne zdanie.

Zdaniem lidera partii rządzącej, prezydent Duda odegrał "wybitną" rolę w zjednoczeniu obozu rządzącego. 

"Nie chodzi to tylko o Jego pozycję ustrojową jako pierwszej osoby w państwie, ale także wkład w nasz wspólny sukces, otwarcie drogi ku dobrej zmianie"- przekonywał Kaczyński. 

"Jeszcze raz powtarzam, jej przeprowadzenie może się udać tylko wtedy, gdy będziemy zjednoczeni, gdy będziemy gotowi do służby bez oglądania się na indywidualne interesu i gdy będziemy gotowi do służby bez oglądania się na indywidualne interesy i gdy będziemy roztropnie gospodarować naszymi siłami"- podkreślał polityk w liście. 

"Musimy pamiętać, że nasz wielki projekt nie może być zrealizowany w ciągu jednej, czy nawet dwóch kadencji. Jest to możliwe tylko wtedy, gdy społeczeństwo, a przynajmniej jego wielka część będzie nam wierzyć, będzie nam ufać.  O to zaufanie proszę Was, a poprzez Was także wszystkich, którzy chcą naprawy Rzeczypospolitej, dobrej zmiany, którzy nie chcą, żeby było, jak było"- apelował prezes PiS.

Jak już wcześniej pisaliśmy, były premier ostro zareagował również na sytuację wokół senatora PiS, Stanisława Koguta. Kaczyński przedstawił twarde stanowisko wobec senatorów PiS którzy w ubiegłotygodniowym tajnym głosowaniu bronili partyjnego kolegi. Prezes partii rządzącej pouczył parlamentarzystów o rzeczywistej funkcji immunitetu:

"Immunitet jest potrzebny, by chronić przed nadużyciami, by zapewnić członkom oby Izb swobodę działania. Ale nie może stawiać nikogo ponad prawem, zapewniać bezkarność, budować posłom i senatorom pozycji obywateli korzystających ze szczególnych przywilejów, i to przywilejów wręcz zachęcających do nadużyć"-podkreślił polityk.

yenn/Facebook, Fronda.pl