Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: Akcja „GermanDeathCamps” ruszyła pełną parą, niemiecka telewizja ZDF grozi internautom blokowaniem, a w Polsce wydana zostaje książka o tym, że... jak pisze „Newsweek”- „polskie obozy istniały”. Niespełna tydzień przed rocznicą wyzwolenia Auschwitz i na temat obozów założonych przez komunistów... Skąd w ogóle wzięło się w obiegu publicznym sformułowanie „polskie obozy”?

Adam Sosnowski, dziennikarz, Wpis: Wydaje mi się, że była to nie do końca przypadkowa akcja. Strona niemiecka, można powiedzieć- oficjalnie (ponieważ robi to przecież niemiecka telewizja publiczna- ZDF) nazwała obozy zagłady „polskimi”. Wpisuje się to w ciąg świadomej polityki historycznej ze strony Niemiec.

Tuż po wojnie Niemcy starali się „posypać głowy popiołem”. Musieli przyznać się do winy, ponieważ wydarzenia były jeszcze świeże. Po upadku III Rzeszy kraj był podzielony na strefy okupacyjne: francuską, brytyjską, amerykańską i radziecką. Szczególnie strona Aliantów przeprowadziła tzw. denazyfikację. Nie była ona szczelna, jednak Niemcy nie mogli uchylać się od odpowiedzialności. W kolejnych latach po wojnie, gdy znów stały się niezależnym państwem i zaczęły na nowo układać stosunki z zagranicą. Coraz bardziej starano się pozbyć tej winy.

Czy to wtedy zaczęło się rozmywanie odpowiedzialności?

Zaczęto mówić: „Niemcy byli winni II wojny światowej”. Ale przecież nie wszyscy Niemcy... Tylko ci, którzy podążali za Hitlerem, poszli na wojnę, zapisali się do SS. Zdecydowana większość może nie opierała się temu systemowi, ale również była jego ofiarą. Warto zwrócić uwagę, że w konferencji w Monachium ustalono, że Austria była pierwszą ofiarą Hitlera. Ta sama Austria, która w 1938 roku ochoczo witała Adolfa Hitlera w Wiedniu, kibicowała mu na Heldenplatzu, została uznana za pierwszą ofiarę hitleryzmu.

To był właśnie pierwszy krok, aby uznać, że- owszem- Niemcy są winni, ale nie wszyscy. Kolejnym krokiem było odejście od kwestii narodowości. Nie „Niemcy”, ale „naziści”. To przecież naziści objęli władzę, naziści wywołali wojnę, naziści prowadzili III Rzeszę. Teraz znajdujemy się w trzeciej fazie, która chce przypisać Polakom przynajmniej współwinę za zbrodnie II wojny światowej. Byliśmy tego świadkami chociażby oglądając film „Nasze matki, nasi ojcowie”, gdzie żołnierzy Armii Krajowej przedstawiono jako zapiekłych antysemitów. Myślę, że wszystko to można wytłumaczyć sobie w logiczny sposób tym, że Niemcy chcą zrzucić z siebie jarzmo winy za II wojnę światową i przynajmniej z kimś je współdzielić, jeśli nie całkiem zrzucić na Polskę...

Z jednej strony odpowiedzialność za Holocaust przerzucają na nas Niemcy, z drugiej... Żydzi. Zaledwie kilka miesięcy temu pod polskim konsulatem w Nowym Jorku miała miejsce pikieta, podczas której izraelska młodzież oskarżała Polaków o Holocaust. Rozdawano tam również broszurki z cytatami z książek Jana Tomasza Grossa

Nie tyle przykre, ale wręcz skandaliczne i obrzydliwe jest to, że polski (albo powiedzmy, że polski) autor chce wypisywać takie oskarżenia. Jeszcze gorszy jest jednak fakt, że znajduje się wydawnictwo, które takie publikacje wydaje. I nie jest to przypadek jednostkowy, pojedyncze potknięcie. „Znak” kilkakrotnie wydawał książki Grossa. A zaledwie kilka dni temu wydawnictwo to „zaszczyciło nas” kolejną publikacją: „Mała zbrodnia. Polskie obozy koncentracyjne”, chwaląc się, że książka obnaża brutalność i bezwzględność polskich strażników. Co więcej, publikacja ukazuje się akurat w momencie, gdy Polacy próbują zwalczać kampanię dezinformacyjną ze strony niemieckiej telewizji publicznej. Czy to przypadek? Czy to w ogóle w porządku, by polskie wydawnictwo wspierało Niemców w ich redefinicji polityki historycznej? Moim zdaniem nie za bardzo...

Jak Polacy mogą reagować w takich sytuacjach, jak walczyć z rozpowszechnianiem tych kłamstw?

Na pewno nie możemy „obrazić się”, założyć rąk i stwierdzić, że z Niemcami rozmawiać już nie będziemy, nie interesujemy się nimi. Jest to nasz sąsiad, z którym musimy się dogadać. Zarówno Niemcy są ważnym krajem dla Polski, jak i Polska dla Niemiec. To trzeba powiedzieć uczciwie. Musi być współpraca między oboma krajami i jest ona jak najbardziej możliwa. Wystarczy spojrzeć chociażby na historię stosunków polsko-niemieckich. Postrzegamy ją zazwyczaj albo w kategorii „Krzyżaków”, albo ostatnich 150-200 lat, czyli zabory i trudne relacje. Nie zawsze jednak tak było.

Relacje polsko-niemieckie nie zawsze były trudne. Na jakim okresie w naszych wzajemnych relacjach moglibyśmy się wzorować?

W 1831 Prusy i Austria były przeciwne Polsce w sensie politycznym i administracyjnym, jako nasi zaborcy. Jednak nastroje społeczne w Niemczech były wówczas bardzo propolskie. Mieszczaństwo i studenci niemieccy bardzo wspierały dążenie Polski do niepodległości, walkę o wolność. Wspierano finansowo powstańców listopadowych, pomagano im również w ucieczce przed represjami ze strony aparatu pruskiego. Wydaje mi się, że warto byłoby odwoływać się w przyszłości do tych pozytywnych przykładów współpracy polsko-niemieckiej.

Jednak warunkiem jakiejkolwiek współpracy jest prawda. Prawda to jedyny fundament, na którym można budować jakąkolwiek trwałą konstrukcję. Trudno więc o współpracę, jeżeli Niemcy będą powtarzać kłamstwo o „polskich obozach koncentracyjnych” albo jeżeli kanclerz Merkel nadal będzie starała się narzucić nam przyjmowanie imigrantów. Partnerstwo można budować jedynie na prawdzie. I jak najbardziej jest to możliwe. Wymaga dobrej woli oraz znajomości mentalności jednego i drugiego państwa, jak również naszej wspólnej historii. Ta historia nie jest łatwa i bardzo łatwo popełnić tu jakieś faux pas. Należy więc zdawać sobie sprawę z tego, jak układały się przez lata nasze wspólne stosunki, aby móc na tej podstawie zbudować zdrowe relacje współcześnie.

Niedawno jeden z posłów PiS, Szymon Szynkowski vel Sęk, spotkał się z unijnym komisarzem Fransem Timmermansem, aby wręczyć mu broszurkę projektu „jakbyłonaprawdę.pl”, informującą o tym, że obozy koncentracyjne stworzyli właśnie Niemcy

Nie sądzę, żeby politycy tak wysokiej rangi nie wiedzieli, kto wybudował te obozy koncentracyjne. Trzeba powiedzieć to jasno: obozy były niemieckie, pracował w nich niemiecki personel, zabijał więźniów niemieckimi kulami i niemieckim gazem, a wszystko działo się na polecenie i według pomysłu niemieckich polityków.

Nie posądzałbym unijnych polityków o brak wiedzy na ten temat. Raczej cynicznie próbują wprowadzić społeczeństwo europejskie w błąd. Znajomość historii wśród społeczności zachodnioeuropejskiej jest bardzo niska, szczególnie jeśli dotyczy terenów na wschód od Odry. Dla wielu Niemców na wschód od Odry zaczyna się już Rosja, a jeżeli nie Rosja sensu stricto, to przynajmniej teren, który jest w jej sferze zainteresowań lub w jej sferze wpływów. I z tym należy walczyć.

Bardzo dziękuję za rozmowę.