W wywiadzie dla niemieckiego „Neue Zürcher Zeitung” (NZZ) były minister spraw zagranicznych, Radosław Sikorski wypowiedział zaskakujące słowa na temat imigrantów. 

Były polityk już od bardzo dawna "chłostał" rząd PiS za odmowę przyjęcia uchodżców. W sytuacji, gdy Komisja Europejska zdecydowała się odejść od obowiązkowego systemu rozdzielania uchodźców krajom członkowskim UE, Sikorski zachęcał Polskę, aby przyjęła ich kilka tysięcy. Dziś natomiast Sikorski stwierdził, że... ostrzegał niemieckich polityków przed prowadzeniem polityki otwartych drzwi. 

"Ostrzegałem przed tym niemieckich polityków: nie róbcie tego! Pytałem ich, ilu możecie przyjąć”: Sto tysięcy? OK! Milion? Możliwe. Dziesięć milionów? Nie, to nie zafunkcjonuje!"- mówi w wywiadzie dla NZZ były szef polskiej dyplomacji. 

"Debata o tym, ilu uchodźcom jakieś państwo może pomieścić, jest jak najbardziej uzasadniona, tyle że powinno się ją prowadzić przed podjęciem ostatecznej decyzji."- ciekawe, że mówi to polityk partii, która kłamała i kluczyła w sprawie ilości imigrantów, których mieliśmy przyjąć w 2015 roku.

Zdaniem Radosława Sikorskiego, takiego napływu nie wytrzyma "opiekuńcze państwo dobrobytu", które otwiera swoje granice na uchodźców. Polityk zwrócił uwagę, że są ludzie, którzy rzeczywiście uciekają przed wojną, a są też imigranci ekonomiczni. 

"Po drugiej stronie Morza Śródziemnego jest około miliarda ludzi, którzy woleliby żyć w państwie dobrobytu niż w państwie, gdzie nie ma żadnych świadczeń albo są one bardzo niskie."- podkreślił. W związku z tym, "suweren, czyli naród, musi podjąć decyzję" w kwestii drogi, którą chce iść i kontoli nad imigrantami. 

Były minister dostrzegł również problemy z adaptacją uchodźców w zachodnioeuropejskich społeczeństwach. 

" Z tego względu wielu Polaków uważa, że to do nich należy decyzja, czy chcą mieć wielokulturowe i wieloetniczne społeczeństwo. Ludzie czuli wtedy, i jest tak do dziś, że jest to decyzja, której nikt z zewnątrz nie powinien podejmować za Polaków"- podkreślił. 

Były polityk w wywiadzie dla niemieckiej gazety krytykował również władze Niemiec, ponieważ te nie konsultowały decyzji o przyjęciu miliona lub więcej uchodźców z innymi krajami członkowskimi UE, co mogło wiązać się z politycznymi konsekwencjami dla Polski:

"(...) Zgodnie z zasadami Schengen, ludzie, którzy przebywali w Niemczech, mieli także prawo swobodnie poruszać się po całym obszarze Schengen. Obszar ten, podobnie jak eurostrefa, nie jest jednak własnością jednego państwa, nawet tego najsilniejszego. Należy on do wszystkich państw członkowskich"- stwierdził rozmówca NZZ. 

Dlaczego więc wcześniej Radosław Sikorski atakował polskie władze za podobne stwierdzenia i odmowę przyjmowania imigrantów? Dlaczego twierdził, że Polska sama spycha się na margines UE? Czy to wolta w wykonaniu polityka w sposób jednoznaczny kojarzonego z PO?

ajk/DW.com, Fronda.pl