Przyczyną jest diagnoza, jaką personel medyczny wystawiał w sprawie możliwych poronień na podstawie przedawnionych wytycznych.

Rzecznik odkrył, że kobiety, które mogły poronić, były poddawane rutynowym badaniom USG. To zewnętrzne badanie mogło błędnie wykazać, że kobieta poroniła. Tymczasem personel powinien stosować zupełnie inny rodzaj badań wewnętrznych.

Sprawa wyszła na jaw, gdy 31-letnia Emily Wheatley dowiedziała się od personelu szpitala, że jej dziecko zmarło w 9. tygodniu ciąży. Tymczasem badanie przeprowadzone w kolejnym szpitalu, do którego udała się z powodu, wykazało, że dziecko jest żywe i zdrowe.

„Gdy wyraźnie zobaczyłam dziecko na ekranie nie mogłam uwierzyć, że Uniwersytecki Szpital Walii się pomylił” – powiedziała kobieta w wywiadzie dla Daily Mail.

Emily urodziła córkę Ellę, która ma teraz osiem miesięcy. Mówi jednak, że jest przerażona sytuacją.

„To niewiarygodne, że mogą być teraz gdzieś kobiety, którym [błędnie] zdiagnozowano poronienie. Mogły pozbyć się swoich zdrowych dzieci... Być może setki dzieci zostały z tego powodu stracone” – powiedziała.

Pac/LSN