Przeznaczone do utylizacji szczepionki były w polskich szpitalach podawane dzieciom, nawet noworodkom. Chodzi o przynajmniej kilkaset przypadków. Szczepionki nie były skuteczne, mogą też powodować powikłania. - Jestwem w szoku, to okrutny brak wyobraźni - mówi Paweł Trzciński, rzecznik głównego inspektora farmaceutycznego.


Szczepionki w swej większości powinny leżeć w lodówkach, ale okazuje się, że bardzo często tak nie jest. Sprawdzający to inspektorzy odkryli, że tysiące szczepionek nadaje się do utylizacji, a co więcej część lekarzy szczepiła, choć wiedziała, że szczepionkę trzeba zniszczyć.


Sprawę opisuje ,,Dziennik Gazeta Prawna''. Podaje przykład Gorzowa Wielkopolskiego, gdzie w aż 10 placówkach wykorzystywano szczepionki, które powinny zostać zutylizowane. Problem jednak, jak mówi Paweł Trzciński, dotyczy prawdopodobnie wszystkich polskich województw. Jak pisze ,,DGP'' w najlepszym razie takie szczepionki podano 300 pacjentom. Ale może być dużo gorzej, a wówczas mowa o tysiącach osób.


Według urzędników z inspektoratu farmaeutycznego przychodnie mogły narażać pacjentów na utratę zdrowia i życia. O sprawie została już poinformowana prokuratura. Producenci szczepionek nie ukrywają, że wskutek ich przegrzania mogą pojawiać się objawy niepożądane. Ponadto szczepionki po prostu nie działają.


O jakich mowa szczepionkach? W zasadzie o wszystkich. Przeciw meningokokom, pneumokokom, tężcowi, gruźlicy, wściekliźnie, ospie wietrznej, wirusowemu zapaleniu wątroby typu B - i wiele innych.


Według ,,DGP'' w środowisku farmaceutycznym od dawna wiadomo, ze procedura podawania szczepionek przeznaczonych do utylizacji jest dość rozpowszechniona. Dotąd uważano podobno, że zasadniczo podaje się je dorosłym, na przykład gdy idzie o szczepienia na grypę. Fakt szczepienia takimi środkami dzieci ma być nowym odkryciem.

mod/Dziennik Gazeta Prawna