„Ks. Boniecki, b. szef 'Tygodnika Powszechnego', został poddany kolejnym szykanom. W lipcu 2011 r. władze Zgromadzenia Księży Marianów, którego jest członkiem, zmusiły go do opuszczenia Krakowa i zamieszkania w warszawskiej siedzibie zakonu. Przełożeni duchownego mieli świadomość, że to dla niego ogromny cios. Wszak nie przesadza się starych drzew. Zapewne łudzili się, że po takim szoku niewygodny zakonnik zamilknie. Może nawet na zawsze. Przeliczyli się. Ks. Boniecki nie przestał ani samodzielnie myśleć, ani dzielić się swoimi poglądami. Mocno odbiegającymi od linii prezentowanej przez kościelną wierchuszkę. W odróżnieniu od większości zapyziałego kleru, nie potępił Nergala, Palikota ani żądania zdjęcia krzyża wiszącego w Sali sejmowej. Uznał, że klerykalizacja Polski jest niewskazana, a rozdzielenie Kościoła i państwa jak najbardziej uzasadnione. Kościół uznał, że to myślozbrodnia” - czytamy na blogu Joanny Senyszyn.



Pani europosłanka nieco zapędziła się w swoim komentarzu - Prowincja Polska Zgromadzenia Księży Marianów to nie od razu cały Kościół. A tak na marginesie warto przytoczyć słowa ks. Bonieckiego z wywiadu, który ukazał się w ostatnim Wprost: „I jest w duchu ascezy zakonnej takie oczyszczenie się z rozmaitych przywiązań, nawyków. Mój zakon może nie jest aż tak surowy, żeby to była terapia szokowa, ale jest w tym zerwanie rozmaitych nitek już w tej chwili. To w końcu jest dobra przymiarka do tego etapu, kiedy człowiek powinien zająć się tym, co najważniejsze dla wierzącego”. Otóż to! A że zakon okazał się być bardziej surowy, niż były szef „Tygodnika Naczelnego” przypuszczał jeszcze przed paroma dniami - to już sprawa wewnątrzzakonna i ateistycznym politykom lewicy nic do tego.



mo/Senyszyn.Blog.Onet.pl/„Wprost”