Portal Fronda.pl: Pojawiają się sugestie, że Zbigniew Stonoga został wykorzystany przez służby. To istotne dla sedna afery podsłuchowej?

Piotr Semka: Cała sprawa jest dowodem na bardzo daleko posuniętą degenerację prokuratury, rządów Platformy Obywatelskiej oraz całej w ogóle aury politycznej, jaka panuje w naszym Sejmie. Afera nie byłaby tak drażliwa gdyby nie to, że prokuratura od roku nie potrafi ustalić, kto jest winny podsłuchom. Przypominam, że Donald Tusk w czerwcu ubiegłego roku mówił o groźbie zamachu stanu i sugerował jako głównego sprawcę Rosję. Po roku nie wiadomo nic, a państwo jest bezsilne – to rzecz pierwsza. Po drugie, prokuratura dała bardzo szerokiej grupie osób wgląd w akta, niezaczerniając danych wrażliwych. Wreszcie, po trzecie, w całej sprawie właściwie bezkarny jest prokurator generalny Andrzej Seremet. Uniezależnienie prokuratury od rządu pokazuje, że jego odwołanie jest bardzo trudne. Wiemy, że w praktyce prokuratura zachowuje się często tak, jakby była jednak od rządu zależna – Platforma może jednak zawsze powiedzieć, że za nic nie odpowiada. Dodatkowo wleczenie się sprawy podsłuchowej bez efektów każe podejrzewać, że toczy się jakaś walka pomiędzy służbami. Miały miejsce rozmaite przecieki, na przykład na łamach „Gazety Wyborczej”, mówiące o walce między ministrem Bartłomiejem Sienkiewiczem a szefami służb. Na nagraniach słyszeliśmy wypowiedzi o tym, że służby całkowicie wymykają się spod kontroli. Nie wiadomo, kto konkretnie w ekipie premier Ewy Kopacz miałby zaprowadzić porządki. Nic dziwnego więc, że skoro tak wyraziście pojawia się podejrzenie o walkę służb, to padają sugestie, że Stonoga stał się w tej walce narzędziem.

Jaką rolę może więc odgrywać w tej sprawie sam Stonoga?

Stonoga jest w tym wszystkim najmniej ważny. Nie znaczy to, oczywiście, że nie ma poważnych znaków zapytania wokół tego, w jakim celu to zrobił. Stonoga jest przykładem typowego skandalisty, który nie boi się spłonąć w ogniu awantury. Niestety, tacy ludzie często są instrumentalnie wykorzystywani przez znacznie sprawniejszych i mocniejszych od siebie. Czy takie wykorzystanie ma miejsce właśnie w przypadku Stonogi, trudno stwierdzić. Być może to rzeczywiście jedynie skandalista upajający się krótkotrwałą sławą i tym, co uważa za zemstę na swoich przeciwnikach.

Radio ZET wskazało wczoraj na wątek rosyjski, powołując się na zeznania Łukasza N., kelnera restauracji LemonGrass, nieopublikowane przez Stonogę. Miałoby z nich wynikać, że w aferze podsłuchowej znaczną rolę odegrali właśnie Rosjanie. To ważny wątek?

Na pewno jest to zastanawiające. Nie chciałbym natomiast, byśmy wchodzili w szczegóły tej sprawy.  Jest ona istotna dlatego, że pokazuje, iż państwo przestaje działać. Do niedawna prezydent Bronisław Komorowski robił buńczuczne miny i twierdził, mając na myśli Rosję, że Polska jest gotowa do starcia z każdym przeciwnikiem. Tymczasem polska prokuratura nie jest w stanie ustalić rzeczy zupełnie niesłychanych: kto podsłuchiwał państwową czołówkę. Ewa Kopacz jest całkowicie bezradna; nie wiadomo, kto kontroluje służby. Minister Sienkiewicz wyrażał na nagraniach przekonanie, że służby chcą żyć swoim życiem. Na miły Bóg, przecież to standardy rodem z czasów rozkładu państwa w okresie saskim! Każda próba sanacji jest zarazem przyjmowana jako zagrożenie dla praw obywatelskich. Gdyby jednak nie zakłócono i nie obrzucono błotem prób budowania służb na nowo, podjętych przez ministra Antoniego Macierewicza, to, być może, dziś mielibyśmy służby pozostające poza światem skandali.  

Pojawiają się głosy, według których forma, w jakiej opublikował materiały Stonoga, działa w istocie na korzyść rządzącego obozu, bo skupia uwagę na ewentualnym złamaniu prawa. Czy to zasadna opinia?

Myślę, że skutki ujawnienia tych dokumentów przez pana Stonogę będą dla rządu bardzo dotkliwe. Mało kto wczytuje się w stenogramy nagrań, mało kto interesuje się prawdą. Widać, że rząd nad niczym nie panuje. Prokuratura, w której ustalenia w najważniejszych dla państwa sprawach każe nam się wierzyć, jest jak sito – przeciekają z niej dokumenty, przeciekają dane. Każdy człowiek, który zostaje dziś wezwany do prokuratury, staje wobec strasznego dylematu. Jeżeli będzie trzymał się prawa i powie wszystko, co wie – a mogą to być przecież tak zwane dane wrażliwe – będzie musiał żyć z lękiem, że dokumenty te wyjdą na jaw i każdy będzie mógł sobie w nich grzebać. Tak było już przed rokiem w sprawie zeznań zespołu Antoniego Macierewicza. Pojawiło się wówczas podejrzenie, że członków tego zespołu specjalnie wzywano i świadomie tak prowadzono przesłuchania, aby ich ośmieszyć i umożliwić „Gazecie Wyborczej” kreowanie wizerunku tych naukowców jako absolutnych dyletantów na bazie zdań wyrwanych z kontekstu.

Jedną z pierwszych „ofiar Stonogi” jest Bartłomiej Sienkiewicz, który ogłosił, że całkowicie wycofuje się z życia publicznego.

Los Sienkiewicza jest bardzo charakterystyczny dla Platformy. To człowiek, który powinien zostać zdymisjonowany następnego dnia po wybuchu afery taśmowej. Szef MSW dający się podsłuchiwać jest skompromitowany. Tymczasem Sienkiewicz został na swoim stanowisku po to, by dopilnować śledztwa, co do niczego nie doprowadziło. Później pojawił się jak gdyby nigdy nic jako szef głównego think-tanku Platformy. Wreszcie ogłosił, że odchodzi, bo uznał, że teraz to już naprawdę się skompromitował. Platforma Obywatelska to statek szaleńców. To łódź, która nie ma kapitana i płynie w niewiadomym kierunku. Po drodze robi jeszcze rzeczy bardzo niepokojące, jak na przykład zawarcie koalicji z Ruchem Autonomii Śląska w województwie śląskim. RAŚ dostaje to, czego zawsze chciał – pieczę nad kulturą. Oznacza to promowanie rewizjonistycznej wizji historii i skrajnego rozumienia śląskości, jako wzorca, pod który wciskane będzie całe województwo. Platforma pokazuje twarz ugrupowania, które jest po prostu groźne dla Polski.

pac