Sławomir Zatwardnicki, OPOKAMłodzi żyjący ze sobą przed ślubem często tłumaczą się, że nie chcą „kupować kota w worku”. Co Pan o tym myśli?


Jakub Kołodziej, „Zbliżenia”: To jest kolejny mit i kłamstwo w dziedzinie relacji i seksu. W ogóle, jak to brzmi – „kupowanie kota” – to tak, jakby narzeczona powiedziała Panu przed ślubem: „Kochanie, kocham cię bardzo, ale zanim powiem tak, zrób sobie jeszcze badania psychiatryczne i weneryczne, wiesz, różnie to bywa”. Kupowanie kota to inaczej mówiąc: jak się nie sprawdzisz, to cię zostawię, boję się bliskości, nie ufam ci, chcę seksu bez ciebie, natychmiast. Można udawać wiele lat, zwłaszcza jak jest silny lęk przed samotnością.

Badania amerykańskie dotyczące kohabitacji przedmałżeńskiej, czyli zamieszkiwania razem przed ślubem, wyraźnie pokazują, że te związki rozpadają się o wiele częściej niż bez mieszkania przed ślubem. Tu nieraz błędnie tłumaczy się takie zagrożenie, mówiąc, że chodzi przede wszystkim o życie w grzechu. Seks to młodzi ludzie będą sobie uprawiali bez mieszkania razem. Tu chodzi przede wszystkim o sposób budowania relacji, który jest wbrew naturze relacji. Jeżeli dziewczyna słyszy: „Muszę zobaczyć, jaka jesteś w łóżku”, albo „Jak się nie dogadamy, to cię zostawię”, to będzie to dla niej poniżające, będzie się bać, będzie czuła złość, może nie mieć początkowo kontaktu z tymi emocjami, ale z czasem to wyjdzie.

Tak się relacji nie buduje, to jest wbrew jej naturze. Wcale nie trzeba odwoływać się do moralności, wystarczy do praw rządzących naszą psychiką.

SZ: A czy na etapie narzeczeństwa da się jakoś rozpoznać „dopasowanie seksualne”, tak żeby wejście w małżeństwo nie okazało się potem rozczarowaniem?

JK: Oczywiście, że się da rozpoznać. Jeżeli się kochacie, to znaczy, że jesteście dopasowani. To jest kolejny mit na temat niedopasowania seksualnego. W psychologii w ogóle nie mówi się o niedopasowaniu seksualnym czy też charakterów. Charaktery są zawsze niedopasowane, bo są różne. Jeżeli jest początkowa fascynacja i jest ona na tyle silna, że na plan dalszy schodzą nieporozumienia, to już jest dobrze. A potem przychodzi uczenie się siebie i rozwój relacji. To jest praca, to zajmuje wiele lat. Profesor Gałkowska mówi, że w małżeństwie najtrudniejsze jest pierwsze 25 lat.


SZ: Po czym poznać dojrzałość seksualną narzeczonego albo odwrotnie – jego nieuporządkowanie czy problemy w tej sferze?

JK: Czy miał wcześniej inne partnerki seksualne; jeżeli tak, to czy to był seks bez relacji, czy szanuje decyzję dziewczyny o niewspółżyciu; może nawet chodzić po ścianach – nic mu się nie stanie – ale czy ostatecznie szanuje. Jeżeli zmusza, szantażuje, korzysta z pornografii, to ma problem. To się może zmienić, ale musi chcieć nad tym pracować. Jeżeli nie chce nad tym pracować, to para ma poważny problem.


SZ: A jeśli zauważa się problemy seksualne u kandydata do małżeństwa – co robić? Kontynuować związek w nadziei, że „jakoś to będzie” czy rozstać się?

JK: Stawiać warunki. Dziewczyny mogą tu bardzo dużo zrobić – żeby mnie mieć, musisz do mnie dotrzeć przez serce, ja taka jestem i jeszcze musisz mi przy świadkach przyrzec, że mnie nie opuścisz aż do śmierci. To ma sens. Mężczyźni lubią jasne układy i kochają takie kobiety.

Jeżeli chcesz, aby twój przyszły mąż, kochając się z tobą, nie wyobrażał sobie innej kobiety, żeby się podniecić i nie zmuszał cię do dziwnych praktyk seksualnych, to traktuj jego nałogowy kontakt z pornografią jako zdradę. Postaw mu warunek, aż do rozstania włącznie. To jest sprawiedliwe. Jeżeli twój chłopak zdradzi cię przed ślubem, to zmasakrował wasz związek już teraz i prawdopodobnie będzie to robił po ślubie.


SZ: Jak wyrażać swoją seksualność w narzeczeństwie? Co wolno, a czego nie? Albo lepiej: co służy przyszłemu małżeństwu, a co nie? A może nie ma tu wskazówek obiektywnych i trzeba to zostawić sumieniu?

JK: Unikamy listy pieszczot zakazanych, a mówimy o istocie i pięknie seksualności. Młodzi ludzie powinni wyczuć, że im się opłaca nie współżyć. Jest ciężko, ale warto. Jak chcę wybudować dom, to haruję latami, bo warto, jak chcę rozkoszować się miłością i bliskością, to muszę za to zapłacić, bo to dużo kosztuje, ale warto. Przyszłemu małżeństwu służy poznawanie siebie, szczerość, zaufanie, uczenie się troski o siebie. Ale jeżeli przyszliby młodzi ludzie i powiedzieli, że się unikają, nie całują, nie przytulają, a tym bardziej, jakby powiedzieli że nie mają problemu z czystością – to mają poważny problem.


SZ: Jak to wynika z Pana doświadczeń: czy ustalanie granic, których nie wolno przekraczać przed ślubem, i trzymanie się z zaciśniętymi zębami tego, żeby nie zgrzeszyć, nie wpływa negatywnie na otwartość seksualną potem w małżeństwie? Czy ta blokada położona wcześniej z chwilą wejścia w małżeństwo znika?

JK: W sferze seksualnej można przegiąć w dwie strony: albo robimy, na co mamy ochotę, rozjeżdżając wszelkie zasady relacji, a potem rozwieszamy transparent „Małżeństwo to koszmar”, albo wiążemy psa na sprężynie do budy i im bardziej chce się uwolnić, tym bardziej się wali o budę. Taki pies, jak go spuścić z uwięzi – głupieje, wszystkiego się boi i lata bez sensu. Pies powinien być na terenie ogrodzonym, wszystkim to wtedy służy: i ludziom, i psu. Ja bym powiedział tak: idziemy, jesteśmy razem, mamy kierunek, jesteśmy na terenie ogrodzonym, jak upadamy, to wstajemy, czasami jest ciężko, nie dramatyzujemy, liczymy naszą miłość, a nie ilość orgazmów. Religijnością sprowadzoną do moralności można sobie naprawdę zaszkodzić i skomplikować przyszłe życie seksualne w małżeństwie.

Jakub Kołodziej – doktor psychologii; psycholog, psychoterapeuta. Od 1997 r. prowadzi psychoterapię małżeńską, rodzinną i indywidualną oraz szkolenia psychologiczne. Jest współzałożycielem i współprowadzącym Ośrodek Terapeutyczno-Szkoleniowy w Lublinie. Prywatnie: mąż i ojciec.

opoka.org.pl