Trochę z innej, może mniej religijnej beczki i ku obopólnej radości. Ponoć śmiech to zdrowie!

Kim są cheerleaderki? Coraz więcej zespołów sportowych, także w Polsce, na swoje cheerleaderki. Według definicji cheerleading (ang. przewodzenie dopingowaniu) to są zorganizowane układy składające się z elementów gimnastyki, tańca i akrobacji wykonywane w celu kibicowania zespołom sportowym w czasie meczów. Cheerleaderkami są młode, zgrabne i ładne dziewczyny. Nie muszą być one błyskotliwe  -powiedzmy najogólniej pod względem intelektualnym – ważne aby przyciągały wzrok i odpowiednio rozgrzewały kibiców, aby ci dopingowali swoją drużynę. Ot, i cała filozofia.

Okazuje się, że nie tylko zespoły sportowe mają swoje cheerleaderki. Mają je także partie polityczne. Ostatnimi czasie w naszym polskim Sejmie ujawniły się co najmniej dwie takie cheerleaderki.

Jedna z nich to Kamila Gasiuk-Pihowicz z .Nowoczesnej (no jak Nowoczesna to i nowoczesne podejście do zagrzewania wyborców). To ta sama, która niedawno biegała po sali sejmowej i gorliwie dopingowała swoją partię (ponoć) „na dwie ręce”. Tylko zamiast pompona cheerleaderki miała w dłoni kartę do głosowania. Ostatnio też błysnęła „mądrością”, że przyspieszone wybory mogłyby doprowadzić do tego, żeby odsunąć PiS od władzy. Myśl wręcz genialna, zwłaszcza teraz gdy poparcie dla PiS rośnie. Pewnie sama tego nie wymyśliła, zaczerpnęła tę „mądrość” od swojego boosa, wybitnego znawcy historii, świąt religijnych itd. niejakiego bankstera Ryszarda „Gafa” Petru. No cóż… nie może być uczeń wyższy nad mistrza.

Kolejna z sejmowych cheerleaderek to Agnieszka Pomaska z PO (czyt. Peło), która podczas sejmowej debaty, wyróżniła się bulwersującym zachowaniem. Podarła tekst uchwały w sprawie obrony suwerenności RP. A co tam Polska, jej suwerenność… grunt, że można było czymś zabłysnąć. W myśl starej zasady: nie ważne jak będą mówili, grunt żeby mówili. Skoro nie można wyróżnić się jakąś mądrą wypowiedzią, to przynajmniej można zrobić happening na mównicy sejmowej.

Od cheerleaderek, jak wiadomo, nie wymaga się aby były jakoś nadzwyczajnie mądre. Grunt aby miały ładną buzię i inne rzeczy „na swoim miejscu”. I te kryteria ode posłanki jak widać spełniają. A, że w głowie pustki…, że brak jakiejś merytorycznej argumentacji, no cóż, a kto na to patrzy. Jedynie pompony im trzeba kupić, aby jeszcze od czasu do czasu pomachały nimi na Sali sejmowej.

Do sejmowych cheerleaderek z chęcią zaliczyłbym jeszcze słynną bojowniczkę Henrykę Krzywonos (ta ostatnio zamiast pomponem wachlowała się Konstytucją, a kiedyś wyczyniała akrobacje z kolejarzami), no ale cóż… trochę nie mieści się w gabarytach.  :-)

Cheerleaderki w Sejmie? A czemu nie? Lepiej niech bawią, skoro nie mają nic mądrego do powiedzenia, a jedynie opowiadają farmazony. A może to właśnie tymi farmazonami nas najbardziej bawią?

dk. Jacek Jan Pawłowicz