Jednym z najczęstszych tłumaczeń gwałcicieli jest to, że ofiara sprowokowała agresora. Winne było jej zachowanie, ubiór albo sama płeć. Ten prymitywny sposób widzenia świata często miał pewne uznanie społeczne wynikające z przeświadczenia, że nie wszyscy ludzie zasłużyli na te same prawa. Po cichu mówiono: „Puszczalska była, więc co się dziwić?”. Tak jakby prawa człowieka zależały od tego, czy jest mniej czy bardziej grzeszny.

Czytam z przerażeniem oświadczenie Sądu Okręgowego w Warszawie, który broni niemożliwego do obrony wyroku w sprawie filmu „Córka”. Sąd uznał, że doszło do poważnego naruszenia dóbr osobistych autorów zdjęć użytych w filmie przez to, że ich nazwiska znalazły się na okładce filmu. Oczywiście zgodnie z polskim prawem należy pokazać, jakie szkody zostały wyrządzone, i autorzy to pokazali. Jedną ze szkód było wycofanie się Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej z dotacji do filmu o Misiu Uszatku, produkowanego przez któregoś z tych gentlemanów. Nie trzeba być sędzią, by wiedzieć, że takie twierdzenie nie jest możliwe do udowodnienia. Jedyny dowód w tej sprawie to przesłuchanie strony. Oczywiście PISF po wyroku wszystkiemu zaprzeczył. Wcześniej tego nie zrobił, bo sąd niczego w tej sprawie nie zamierzał weryfikować. Zdaniem sądu nasze wcześniejsze zachowanie uprawdopodabniało to, że możemy przynieść szkody. Produkowaliśmy bowiem teksty i filmy w sprawie tragedii w Smoleńsku, które pani sędzia uznała za radykalne. Zasłużyliśmy więc na ograbienie nas z pieniędzy.

W wypadku zwykłego gwałtu agresor najpierw dokonuje czynu, a potem staje przed sądem. W wypadku filmu „Córka” agresor poszedł do sądu, by uzyskać sądowe przyzwolenie. I sąd przyzwolił. Dał nie tylko zielone światło do pozbawienia nas pieniędzy, ale także w ustnym uzasadnieniu po prostu nas oszkalował. Mam już pewne doświadczenia z panią sędzią Magdaleną Kubczak i nie jest to jej pierwszy niezwykły wyrok.

Co trzeba zrobić, by tacy ludzie nie orzekali w polskich sądach? Ile nieszczęść ludzkich muszą spowodować takie osoby, by środowisko sędziowskie obudziło się i wyeliminowało spośród siebie ludzi kompromitujących wymiar sprawiedliwości? Gazeta może się jeszcze odwołać do opinii publicznej. Ale co mają zrobić rodzice i dzieci rozdzieleni przez pozbawionych sumienia sędziów? Czy naprawdę sędziowie chcą wywołać falę protestów, która zablokuje pracę wymiaru sprawiedliwości?

Ostatecznie ofiarą gniewu społecznego staną się również przyzwoici sędziowie, których miesza się z czarnymi owcami. Twierdzenie, że informując opinię publiczną o wydanym orzeczeniu sądu, chcemy wpływać na orzeczenie sądu, jest nie tylko niezwykle ciekawe z logicznego punktu widzenia, ale jest też zwykłym zastraszaniem dziennikarzy. Próba pozamerytorycznego wpływania na wyrok jest przestępstwem i to nam się sugeruje. W dodatku nie złożyliśmy jeszcze apelacji, a nawet jeżeli ją złożymy, to w tej sprawie ma prawo wypowiadać się co najwyżej sąd apelacyjny. Żałuję, że za sąd okręgowy wypowiada się osoba niemająca zielonego pojęcia o prawie. Ciekawe, jak daleko jeszcze zabrną.

Tomasz Sakiewicz

"Gazeta Polska" 15 VII 2015