Pewnie nie jest Państwu obce wrażenie, że ilość antypolskich incydentów rośnie w zastraszającym tempie i przybierają one skandaliczne formy. Próba usunięcia pomnika Katyńskiego przez burmistrza Jersey City Stevena Fulopa, demokratę obsesyjnie nienawidzącego Polaków, zresztą – jak się okazuje – zamieszanego w poważne afery, to jeden z takich incydentów.

Czy w perspektywie ostatnich lat rzeczywiście jest ich więcej? Sprawa nie jest taka prosta. Do niedawna „Gazeta Polska” była jednym z niewielu mediów, które takie wybryki ujawniały (należy przypomnieć tutaj choćby akcję „Dosyć” prowadzoną przez śp. Jacka Kwiecińskiego). Szczególnie wyciszano je, kiedy dotyczyły amerykańskich demokratów lub innych, na przykład europejskich sojuszników elit III RP. Dzisiaj o nich słyszymy i możemy reagować.

Jedna rzecz zmieniła się na pewno: celem ataku stały się już nie tylko Polska i Polacy, lecz także obecny rząd. Kto go atakuje? Koalicja zdeterminowanych jest tu dosyć egzotyczna. Na pewno mocno angażuje się Moskwa. Rosja wykorzystuje swoje aktywa w środowiskach nacjonalistów ukraińskich, niektórych środowiskach żydowskich w Izraelu i USA, a także w UE (oczywiście podgrzewa też nastroje po stronie naszych nacjonalistów). Niechętny polskiemu rządowi jest Berlin, choć ten, mając wiele innych problemów, ostatecznie by się dogadał, pytanie – za jaką cenę.

Do akcji wkroczyła trzecia siła: światowe lewactwo. Dla nich polska pokojowa rewolucja jest po prostu przerażająca i kończy trwający pięćdziesiąt lat postęp politycznej poprawności. Wygrana Wiktora Orbána na Węgrzech była sygnałem ostrzegawczym dla dzieci rewolucji 1968 r. Jednak dopiero zmiany w Polsce uświadomiły im, że nowy model świata, a przynajmniej zachodniej cywilizacji, może zostać odrzucony. Polska ma zdolność wpływania na Europę Środkową i zresztą już to robi. To zachęca inne kraje do rewizji swojej polityki i po prostu udowadnia, że można funkcjonować inaczej. Żarty się skończyły, kiedy wybory w USA wygrał Donald Trump. Co ciekawe, obecny prezydent Stanów Zjednoczonych jest przekonany, że na zwycięstwie zaważyły głosy Polaków. Niebezpieczna dla lewactwa iskra wyszła z Polski i już realnie zmienia świat.

Ostrze ataków musiało więc uderzyć w Polskę, a jednym z ważnych celów jest prowokowanie i zohydzanie w oczach świata naszego narodu. W przypadku USA zarówno lewactwo, jak i Rosjanie za podstawowy cel uznali skłócenie nas z Żydami. Pomijając to, że Izrael jest tradycyjnym sojusznikiem USA, to jeszcze Trump w swojej taktyce wyborczej, oprócz Polaków, oparł się także na mniejszości żydowskiej. Demokraci podgrzewając nastroje, rozbijają zaplecze polityczne Trumpa. To powoduje, że prezydent USA jest w trudnej sytuacji. Zachowanie burmistrza Jersey City nie jest więc tylko wściekłym antypolskim gestem, ale być może przemyślaną zagrywką polityczną. Miejmy nadzieję, że mieszkający licznie w okolicach Jersey City Polacy będą potrafili mu przy najbliższych wyborach podziękować.

Tomasz Sakiewicz

"Gazeta Polska" nr 19/2018 data 09.05.2018