„Trze­ba się za­sta­no­wić, czy or­ga­ni­zu­ją­cy te wi­zy­ty funk­cjo­na­riu­sze pu­blicz­ni nie­bę­dą­cy żoł­nie­rza­mi do­pu­ści­li się nie­pra­wi­dło­wo­ści, które na­ru­sza­ły in­te­res pu­blicz­ny lub pry­wat­ny” – wyjaśnia decyzję sędzia Wojciech Łączewski.

Zapewnia, że decyzja nie jest poparta powodami politycznymi. „Gdy po­li­ty­ka wkra­cza na salę roz­praw, oknem wy­la­tu­je z niej spra­wie­dli­wość. Dla­te­go sąd nie do­ko­nu­je ocen po­li­tycz­nych, lecz ana­li­zu­je suche fakty” – powiedział.

Dodaje, że chociaż wiadomo, iż prokurator umorzył postępowanie, to nie wiadomo, dlaczego tak zrobił. Zabrakło bowiem uzasadnienia i teraz nie można ocenić zasadności tej decyzji.

Sędzia Łączewski wyjaśnił też, że przy badaniu sposobu organizacji wizyty trzeba postępować tak, jakby w ogóle nie doszło do katastrofy TU-154.  „W spra­wie cho­dzi o bez­pie­czeń­stwo głowy pań­stwa, szefa rządu i in­nych funk­cjo­na­riu­szy pu­blicz­nych. Nie o prawo do bez­piecz­ne­go po­dró­żo­wa­nia, lecz do wła­ści­we­go wy­ko­ny­wa­nia funk­cji. Bo wy­ko­nu­ją­cy tę funk­cję nie myśli o tym, czy ma ja­kieś za­gro­że­nia, czy też może wy­ko­ny­wać ją w spo­sób wolny” – mówi Łączewski.

bjad/onet.pl