Luiza Dołęgowska, Fronda.pl: Chciałabym zapytać o krytyczne komentarze odnoszące się do Pana wypowiedzi dotyczącej twórczości Andrzeja Wajdy, po wywiadzie w krakowskim radiu. Skąd takie niepochlebne recenzje tej wypowiedzi?

Ryszard Legutko:  Stwierdziłem, że Andrzej Wajda to jeden z najwybitniejszych polskich reżyserów, umiał robić filmy - niewątpliwie,  natomiast mam zastrzeżenia do tego, co przekazywał; większość tych filmów uważam za niezbyt mądre i dość płytkie.

Ceniłem jego filmy mniej chwalone, mniej sławne, filmy iwaszkiewiczowskie - ,,Brzezina'' i ,,Panny z wilka''.  Natomiast ,,Ziemia obiecana'' dla każdego, kto zna książkę - a oryginał Reymonta uważam za jedno z największych dzieł powieściowych polskiej literatury - to jest dobrze zrealizowana błahostka. Nie wiem, skąd oburzenie na tę wypowiedź, ale najprawdopodobniej z przekonania, że o Wajdzie trzeba mówić na klęczkach i wszystkie filmy chwalić hurtowo jako arcydzieła.

Pytano mnie też o postawę obywatelską Wajdy. Odpowiedziałem, że reprezentował nurt konformistyczny. Gdy trzeba było robić filmy komunistyczne - robił, kiedy trzeba było walczyć z tzw. bohaterszczyzną - walczył. Później, gdy zaczął się czas opozycji, zrobił ,,Człowieka z marmuru''. Już nie wspomnę o filmie o Wałęsie.

Nie wyróżniał się przenikliwością czy odwagą myśli, natomiast miał talent plastyczny; skończył przecież ASP w Krakowie. Nawet w filmach marnych było to widoczne. Weźmy jeden z pierwszych jego filmów - ,,Pokolenie''- skandaliczny, wstrętny, obrzydliwy, według powieści Bogdana Czeszki, wyjątkowo podłej figury polskiej literatury. Jest tam scena strzelaniny na klatce schodowej i śmierci jednego z bohaterów Jasia Krone, granego przez Tadeusza Janczara. Scena ta do tej pory robi wielkie wrażenie. Takich znakomitych plastycznie, dramatycznych scen jest u Wajdy wiele.

F: To prawda, że o Andrzeju Wajdzie teraz można mówić chyba tylko na klęczkach, a nawet najmniejsza krytyka to skandal. Choć był to najwierniejszy piewca ,,tamtych'' czasów, dziś każda uwaga krytyczna wobec twórczości reżysera traktowana jest jak potwarz. Dlaczego tak jest?

Ryszard Legutko: Może dlatego, że przez ostatnie lata zaangażował się, wraz ze swoją żoną, w różne głupie, a niekiedy wstrętne akcje polityczne, na przykład przeciwko pochówkowi prezydenta Kaczyńskiego. Jego polityczne wypowiedzi trudno było czytać bez obezwładniającego poczucia zażenowania. Z pewnością nie włożył żadnego wysiłku w namysł nad współczesną Polską, natomiast stał się tubą salonu.

W rzeczonym wywiadzie powiedziałem, że te słabości postawy Wajdy są według mnie symptomatyczne dla dużej części polskiej inteligencji. Cechują ją od kilku pokoleń – a może jeszcze dłużej - zachowania stadne i przemożna potrzeba mimikry. To zresztą jest cecha dość powszechna wśród intelektualistów i artystów na całym świecie, lecz w przypadku polskiej inteligencji to jest  dotkliwe szczególnie.

Nasze skomplikowane losy sprawiły, że potrzebna jest Polsce odwaga myślenia, a nie odruchy stadne. Trochę się to przez ostatnie kilkanaście lat zmienia na lepsze, z oporami, ale jednak się zmienia. W przypadku Wajdy, myślę, że reprezentował on  stadność w wydaniu twardogłowym. Ale dość o tym. Umarł i niech odpoczywa w pokoju.

Dziękuję za rozmowę