Martin Schulz, niemiecki socjalista, zrezygnował z walki o ponowny wybór na szefa Parlamentu Europejskiego. To wymuszona decyzja. Polityk z SPD chciał przewodzić PE po raz trzeci z rzędu, co byłoby rekordem. Ale ten kontrowersyjny krytyk Polski i naszych władz ma miękkie lądowanie, które może być kolejnym etapem jego kariery: zapewne w połowie lutego zostanie szefem MSZ RFN. Stanie się to po wyborze obecnego ministra spraw zagranicznych Niemiec Franka-Waltera Steinmeiera na stanowisko prezydenta naszych zachodnich sąsiadów.

Schulz jako szef MSZ w Berlinie będzie musiał bardziej dbać o interesy własnego państwa niż wcielać się w rolę przywódcy europejskiego, który walczy o reelekcję. Stąd też można oczekiwać od niego bardziej pragmatycznych wypowiedzi o naszym kraju niż te, które były jego udziałem w europarlamencie. Polska jest zbyt ważna - politycznie i gospodarczo - dla Niemiec, aby emocje brały górę nad interesem. Zatem Schulzowi mówimy, może i wzdychając, nie „żegnamy”, ale „do widzenia”. Choć nie będzie to dla polskiego ministra spraw zagranicznych łatwy partner.

Ryszard Czarnecki

Gazeta Polska Codziennie 26 XI 2016