Tomasz Wandas, Fronda.pl: Kilka dni fakcie, bez emocji, chciałbym Pana zapytać jak oceniłby Pan spotkanie Fransa Timmermansa i premiera Morawieckiego, do którego doszło w Warszawie?

Ryszard Czarnecki, poseł do Parlamentu Europejskiego: Na pewno efekt spotkania był ciosem dla „totalnej opozycji”, która myślała, że już w dniu pobytu w Warszawie Timmermans zacznie przygotowywać mowę oskarżycielką i oświadczy wszem i wobec, że polski rząd jest złym rządem. Okazało się jednak, że obie strony zadeklarowały wolę dialogu. Oznacza to, że scenariusz całkowitego wplątania instytucji unijnych do załatwiania wewnętrznych spraw Polski, scenariusz opozycji jednak jeszcze nie do końca - przynajmniej na razie - się ziścił.

„Odbyliśmy konstruktywną rozmowę, otrzymałem informacje, które będę analizował. Mam nadzieję, że możemy konstruktywny dialog” - oświadczył wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Frans Timmermans po spotkaniu z Mateuszem Morawieckim. Dodał też, że „jesteśmy nastawieni na to, żeby znaleźć rozwiązanie”. Czy to coś nowego? Jeśli nie to, po co powtarzać w kółko te same regułki?

Po tym spotkaniu spodziewano się raczej, że będzie to spektakularny koniec rozmów, tymczasem to nie nastąpiło. Widziałem zawód na twarzach polityków opozycji, których spotkałem po tym spotkaniu w Sejmie RP. Nikt się nie spodziewał, że będzie to moment przełomowy i rzeczywiście taki przełomowy moment nie nastąpił. Deklaracja woli porozumienia jest na pewno małym krokiem w dobrą stronę, natomiast prawdę mówiąc podsumowując ostatnie siedem miesięcy, od czasu, kiedy polski rząd podjął rozmowy z Brukselą, to dobra wola była przede wszystkim po stronie Warszawy. Ta wyciągnięta dłoń, była dłonią Polski.

Na czym polega zatem zmiana?

Szczerze mówiąc dopiero teraz rząd polski mówi „sprawdzam” i wzywa Komisję Europejską do odkrycia kart czy Bruksela chce dialogu czy wygłaszania mów prokuratorskich i w konsekwencji wyroku skazującego.

Jednym słowem, w tej chwili wyglądałoby to trochę jak w latach 30stych, kiedy Piłsudski powiedział do dyktatora Litwy - Waldemarasa „pokój albo wojna”. Tak właśnie dzisiaj władze Rzeczypospolitej - językiem dyplomatycznym - choć jednoznacznym mówią porozumienie albo pokazanie, że Bruksela ma zła wolę. Teraz jest czas, w którym Bruksela powinna pokazać nie tylko nam, ale i innym krajom członkowskim Unii. Jest to bardzo ważne, osobiście uważam, że przez ostatnie siedem miesięcy polski rząd zrobił bardzo wiele, aby właśnie prowadząc taki spektakularny dialog i rozmowy z Komisją Europejską, aby pokazać państwom członkowskim w Unii, które będą ostatecznie głosować w Radzie Europejskiej czy uruchomić artykuł siódmy czy nie, by te państwa członkowskie przekonać, iż były „karmione” przez media Europy, przez urzędników Brukseli stereotypia, kłamstwami czy wręcz propagandową „papką” na temat Polski.

Ostatnie pół roku polski rząd poświęcił na demitologizację stereotypów na temat tego co się u nas dzieje. Podkreślam, że może mieć to decydujące znaczenie przy głosowaniu - jeśli oczywiście do niego dojdzie - w Parlamencie Europejskim.

Jednak zarówno po stronie Timmermansa jak i po stronie polskiego premiera jest wola satysfakcjonującego rozwiązania. Pytanie jakie się pojawia to to jakie satysfakcjonujące rozwiązania ma na myśli Timmermans, a jakie premier Morawiecki?

Szczerze mówiąc nie wiem jakie są intencje pana Timmermansa, nie wiem czy nie traktuje on rozmów z Polską instrumentalnie.

Może być to tylko jego polityczna zagrywka. Niemniej i tak ten lewicowy polityk, człowiek roku Gazety Wyborczej, może stwierdzić, że i tak wie lepiej od Polaków co dzieje się w Polsce. Całkiem prawdopodobne, że jego zdanie i tak się nie zmieni, nawet przy przedstawieniu przez Polskę tysiąca dowodów. Podejrzewam, że szukanie dobrej woli u pana Timmermansa może potrwać dość długo i może być niemałym wyzwaniem, nawet dla bardzo cierpliwych ludzi. Nie wiem, co może go zaniepokoić, prawdę mówiąc jeśli miałbym mu zaufać, to zdecydowałbym się na „siedzenie plecami do ściany”.

Aż tak?

Moje zaufanie do pana Timmermansa po dwóch i pół roku jest po prostu bardzo niewielkie. Natomiast polski rząd chce zamknąć ten front, jednak prawdę mówiąc paradoksalnie to właśnie Zjednoczona Prawica w Polsce reprezentuje postawę proeuropejską, prounijną.

Polski rząd chce, aby Polska zajęła się problemami realnymi, a nie „wirtualnymi”.

Problemami realnymi, to znaczy?

Są to na przykład: walka z terroryzmem, walka z inwazją muzułmańskiej imigracji, walka z kryzysem bankowym. Próba przekonania Unii Europejskiej przez Polskę, by skoncentrowała się na realnych wyzwaniach, a nie na „wirtualnych” problemach związanych z Polską, tak naprawdę jest sugestią do Brukseli, aby zajmując się tym czym żyją obywatele Unii wzmocni autorytet władz wspólnoty. Dalsze zajmowanie się bzdurami, dalsze irracjonalne prowadzenie wspólnoty może tylko doprowadzić do kolejnych zwycięstw bądź przeciwników strefy euro - jak ostatnio we Włoszech - bądź przeciwników Unii Europejskiej jako takiej. Unia kręci bicz na samą siebie.

Kiedy skończy się ta sprawa i panowie w końcu ogłoszą zakończenie negocjacji? Uda się sprawę zamknąć przed wyborami europejskimi?

Sugeruje pan, że będzie to never ending story, niekończąca się opowieść. Wybory odbędą się pod koniec maja przyszłego roku, zatem za jedenaście miesięcy - rozwiązanie tej kwestii oczywiście nastąpi wcześniej, natomiast jaki będzie tego efekt, to zależy wyłącznie od Unii. Polska wykazała maksimum dobrej woli. W moim przekonaniu teraz jest czas, w którym Unia musi dokonać wyboru - wybrać realne problemy i zająć się ich rozwiązywaniem, czy nadal uczestniczyć w antypolskiej nagonce. Trwanie w antypolskiej nagonce pogrąży Unię, może nie od razu, ale w perspektywie kilkunastu lat całkowicie może dojść do pogrzebania Wspólnoty. Rozwiązanie sprawy leży w rękach włodarzy Unii, w tym także pana Timmermansa.

Dziękuję za rozmowę.